Ekstremalne spotkania w Zakopanem

Niezwykły widok na Krupówkach. Turyści zamiast swoim zwyczajem wpatrywać się w witryny sklepów albo szukać miejsca w restauracjach, zgodnie stoją z zadartymi głowami. Patrzą na to, co rozgrywa się kilkanaście metrów wyżej. Po linie rozwieszonej między dachami budynków idzie człowiek.

W pewnym momencie zastyga w bezruchu. I robi salto w tył, pewnie lodując na taśmie o grubości trzech centymetrów. To Lukas Irmler, jeden z najlepszych highlinerów na świecie. Jedno z największych spotkań gwiazd outdooru w Europie Środkowo-Wschodniej (adidas Outdoor Tour 2012), które rozpoczęło się 4 września w Liptovskim Mikulaszu (Słowacja), zakończyło się 10 września w Zakopanem.

Taniec na linie

Zobacz jak to jest na linie nad Krupówkami [FOTO] >>

Slackline, to dyscyplina sportowa polegająca na chodzeniu i wykonywaniu trików na taśmie, która ma na ogół od 2,5 do 3 cm szerokości. Taśma jest zawieszona między dwoma punktami. Slackline powstał w USA w latach 80. Jedną z jego odmian jest highline, gdzie taśma rozwiesza się na dużych wysokościach - od kilku do kilkudziesięciu metrów. Highlinerzy używają do asekuracji uprzęży z lonżą wpiętej za pomocą karabinków do liny, po której idą.

- Najtrudniejsze są ostatnie metry. Trudno powstrzymać emocje. Zawsze boję się, że schrzanię całe przejście w tych momentach - mówi Lukas Irmler. Austriak wcześniej  zajmował się wspinaczką  sportową i boulderingiem. W tym roku Irmler przeszedł po taśmie o długości 310 metrów. To nieoficjalny rekord świata w highline.

 

Wraz z nim do Zakopanego przyjechał inny highlinowiec, Reinhard Kleindln.

- Dzięki slackline'owi przenoszę się do totalnie innego świata za pomocą niezwykle prostego sprzętu. Poza tym, kiedy już jesteś na górze, to miło jest zaczepić tam jeden koniec taśmy i opuścić szczyt w inny sposób - śmieje się Kleindln. Najwyższego przejścia dokonał na linie zawieszonej na wysokości 60 metrów.

 

Dla wszystkich tych, którzy w Zakopanem sami chcieli sprawdzić, na czym polega umiejętność poruszania się na taśmie, rozstawiono slackline tuż nad ziemią.

Lęki są na ziemi

Finały zawodów adidas Zako Boulder Power, będących coroczną edycją Pucharu Polski Seniorów i Młodzieżowców w Boulderingu (bouldering to wspinaczka po zazwyczaj wolnostojących, kilkumetrowych blokach skalnych bez użycia asekuracji liną) otworzył Thomas Huber. W tym roku najlepszymi zawodnikami okazali się Sylwia Buczek i Aleksander Romanowski, którzy jako jedyni finaliści pokonali wszystkie cztery problemy przygotowane przez zespół pod kierownictwem Grzegorza Karolaka.

Thomas Huber, to legenda wspinaczki. Jednym z najbardziej znanych wyczynów Niemca jest wspięcie się w zaledwie jeden dzień na trzy główne szczytami masywu Tre Cime di Lavaredo w Dolomitach. Ostatnim, zakończonym powodzeniem, było powtórzenie drogi Bavarian Direct znajdującej się na Mount Asgard na Ziemi Baffina.

- Wspinaczka dla człowieka jest czymś naturalnym. Wchodzisz na drzewo, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Dziecko zawsze chce się wspinać. Może, żeby dostać czekoladkę? Z tej ciekawości narodził się mój sport. Tak samo wspaniały jak wszystkie inne, które powstały w naturalny sposób. Kiedy miałem 20 lat moje życie polegało tylko na wspinaniu się.  Coś tam jadłem, czasem nawet  spotkałem się z dziewczyną, ale wszystko kręciło się wokół gór.  Teraz mam rodzinę, która jest najważniejsza - opowiada Huber.

 

Niemiec przekonuje, że wspinanie może być bezpieczne. Najważniejsze, to nauczyć się podstawowych zasad i kalkulować ryzyko.

-  Niebezpiecznie robi się dopiero, gdy jesteś przekonany, że ściana będzie dla ciebie łatwa. W takich sytuacjach zdarzają się wypadki. W górze się nie boję. Lęki czekają na mnie na ziemi. Najbardziej obawiam się złych wieści, o którymś z moich znajomych wspinaczy - dodał Huber.

Od kilkunastu lat Huber wspinanie godzi  z wykładami o zarządzaniu ryzykiem.

- Mówię ludziom, jak dobrze wybrać moment, żeby zaryzykować. Używam wspinaczki jako metafory życia. Opowiadam  historię z gór. Jeśli chcesz zdobyć szczyt, musisz liczyć się z tym, że może ci się nie udać. Jeśli jesteś pewien, że się uda, to tak naprawdę jesteś jeszcze bardzo daleko od sukcesu. Przegrywać  - to jest bardzo ważne. Musisz się nauczyć, jak sobie z tym radzić, jak wyciągać z tego wnioski - zauważył Niemiec.

Thomas Huber: Zacznijcie od sali [PRZECZYTAJ WYWIAD] >>

Zapłakany Mnich i koniec ciszy

Mnich (2068 m n.p.m) to samotny szczyt położony w tatrzańskiej Dolinie Rybiego Potoku. Setki tysięcy turystów, którzy co roku docierają nad Morskie Oko, mogą go podziwiać powyżej południowo-zachodniego brzegu jeziora. Po raz pierwszy wschodnią ścianę Mnicha pokonali w 1942 roku Czesław Łapiński i  Kazimierz Paszucha. Zarys góry jest symbolem umieszczonym na odznakach przewodników tatrzańskich. W czasie II wojny światowej hitlerowcy umieścili na widocznej znad Morskiego Oka ścianie Mnicha drewnianą swastykę. Upokorzenia nie mogli znieść polscy taternicy. Łapiński i Paszucha udali się nocą na szczyt i obluzowali mocowanie. Podczas wichury swastyka spadła.

Na Mnichu została wytyczone słynne drogi wspinaczkowe -  "Wariant R" i "Metallica". Mieli się zmierzyć z nimi Barbara Zangerl i Martin Krasnansky, którzy również przyjechali do Zakopanego na święto outdooru. Plany pokrzyżował im deszcz. Lało tak, że nie mogli nawet wyjść z busa, który przywiózł ich nad Morskie Oko.

24-letnia dziś Barbara Zangerl zaczynała swoje wspinanie na ściance 10 lat temu. W wyniku kontuzji pleców postanowiła spróbować wspinaczki górskiej. Na początku nie było jej łatwo.

- Było ciężko, bo spadałam po 10 metrach. Musiałam nauczyć się, jak poradzić sobie z sekwencjami ruchów, bo na ściance wystarczyło zrobić kilka, a teraz muszę spędzić w górze długie chwile - mówi Austriaczka. Niedawno udało jej się przejść drogę "End of Silence". Jest to jedna z trzech dróg Korony Alp. Została wytyczona w 1990 roku przez...braci Huberów.

- Walczyłem z nią długi czas i ciągle odpadałem. Towarzyszyła mi tylko przeraźliwa cisza. W końcu udało się. Ryknąłem i zakończyłem to potworne milczenie - opowiada o Thomas Huber.

Obok Barbary na Mnicha miał wejść Martin Krasnasky. Słowak ma na swoim koncie kilka trudnych dróg i może pochwalić się rzadką umiejętnością - odważa się wspinać bez zabezpieczeń.

- Free soloingu (skrót od free solo climbing - przyp. red) uczyłem się w południowej Anglii. Początkowo wspinałem się klifami nad głęboką wodą, później przerzuciłem się na ściany nad płytką. Kiedy odpadałem bolało, płytka woda nie była już tak bezpieczna. Wspinałem się na wysokości 25 metrów. Nie jestem jednak szalony i bardzo lubię swoje życie, dlatego zawsze wiedziałem dużo o drodze, z którą się mierzyłem - mówi Martin, który podobnie jak Barbara będzie musiał jeszcze poczekać na swoje debiutanckie wejście w polskich Tatrach.

Dominik Szczepański, Zakopane

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.