Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>
Aleksander Doba to 67-letni kajakarz z Polic. 5 października 2013 roku wypłynął samotnie z Lizbony. Jego celem jest przepłynięcie Oceanu Atlantyckiego w najszerszym miejscu. Atlantyk pokonał już raz, trzy lata temu, ale w najwęższym miejscu. Tym razem trasa ma ok. 9 tysięcy kilometrów. Obecnie Polak znajduje się ponad 1000 km na wschód od wybrzeży USA.
Doba to jeden z najbardziej doświadczonych kajakarzy w Polsce i na świecie. Więcej o jego przygodach i wyprawie przez Atlantyk można przeczytać tutaj > >
Aleksander Doba odpycha tankowiec. Pomóc? Nie, dziękuję >>
13 lutego Doba poinformował, że w jego kajaku popsuł się ster. Co to oznacza? Przy spokojnej wodzie można bez steru płynąć w wyznaczonym kierunku. Kiedy jednak pojawiają się fale, to kajakarz właściwie przestaje mieć wpływ na to, gdzie płynie.
Według prognoz pogody do poniedziałku Doba będzie na łasce sztormu, który cofa go wgłąb Atlantyku. Lepsze warunki mają pojawić się we wtorek i potrwać do soboty. Być może wtedy Dobie uda się zbliżyć do Bermudów, od których w tym momencie dzieli go ok. 300 kilometrów. Tam ma czekać jego przyjaciel Piotr Chmieliński, który odpowiada za sprawy związane z przyjęciem kajakarza po tamtej stronie Atlantyku.
Nie wiadomo jeszcze, czy naprawa odbędzie się na stałym lądzie, czy na morzu - w kierunku Polaka być może wypłynie statek.
- Z pewnością Aleksander Doba nie chciał, by sprawy przybrały taki obrót, ale w dalszym ciągu jego wyprawa to wielka rzecz. I nie skreślałbym jego szans na dopłynięcie do Florydy. To cel zakodowany w jego głowie, a on jest bardzo zdeterminowany - mówi Chmieliński.
Chmieliński to kajakarz, współzałożyciel wyprawy Canoandes-79, która jako pierwsza przepłynęła Kanion rzeki Colca w Peru; w latach 1985-86 jako pierwszy w świecie przepłynął największą na ziemi rzeki - Amazonkę, od jej źródeł w Andach do ujścia w Atlantyku.
A co jeśli nie uda się naprawić kajaka Doby? Na pewno będzie szkoda, ale nie zmieni to faktu, że zostanie rekordzistą pod względem samotnych dni, które spędził płynąc kajakiem. 15 lutego mija 133. dzień od kiedy opuścił Lizbonę.
Doba: Nie jestem typem samotnik, tęsknię do uścisków dłoni
Poniżej tekst Piotra Chmielińskiego, który pozostaje w kontakcie z Dobą.
Pytanie, które chyba najczęściej pojawia się w kontekście samotnej podróży Aleksandra Doby po Atlantyku, dotyczy właśnie tej samotności, jak ją znosi, jak radzi sobie z byciem tylko sam ze sobą. Po powrocie z pierwszej transatlantyckiej wyprawy, zwykle odpowiadał żartobliwie, że to taki stan, w którym nie ma się nawet z kim pokłócić. Z radością dziecka opowiadał o odwiedzinach ptaków, delfinów, latających ryb i szczególnym wsparciu, jakiego ci morscy przyjaciele udzielali człowiekowi przez kilka miesięcy zdanego na obecność tylko wielkiej wody wokół siebie.
Czy uważa siebie za samotnika? Kilka dni temu napisał do mnie tekstem z telefonu satelitarnego: "Nie jestem typem samotnika. Tęsknię do zwykłych kontaktów, uścisków dłoni, normalnych rozmów" . Mimo to i mimo problemów, z którym boryka się przez ostatnie tygodnie próbując zbliżyć się do amerykańskiego wybrzeża, nie wspomina słowem o zmęczeniu, nieodmiennie emanuje od niego entuzjazm i wiara w osiągnięcie celu. Dalej pisze: "Cenię sobie ambitne wyzwania, stąd ta wyprawa. Ponad cztery miesiące tej wyprawy to różnorakie zmagania z żywiołami wody i powietrza. Jakie pokłady cierpliwości musiałem znaleźć, by przetrwać wiatry?"
Syn Aleksandra Doby: Sami skazujemy się na starość
Codziennie postępy Aleksandra Doby śledzi jego rodzina. Jaki jest prywatnie? O tym pisze jego syn, Czesław:
Aleksander Doba, mój tato, jest dla mnie wielką inspiracją. Większość ludzi po sześćdziesiątce prowadzi spokojny tryb życia pełen rutynowych zdarzeń. Olek spędza swój wolny czas między innymi ścigając się ze studentami na spływach kajakowych. W tym gronie zresztą czuje się najlepiej. Tak jakby powracał do czasów młodości, zarówno psychicznie i fizycznie. Dlatego zawsze tryska pełnią energii. Jest bardzo ciekawy życia i szuka nowych wyzwań.
W 2011 roku zwiedzał Stany Zjednoczone. Wielki Kanion pokonał zaledwie w jeden dzień (najpierw schodząc w dół, a potem na górę - zalecenia Parku Narodowego - trzy dni!). Myślę, że bycie aktywnym jest jego sposobem na życie, który propaguje nawet wówczas, gdy spędza czas z rodziną. Pamiętam, że nawet gdy wyjeżdżają na wakacje z mama, to ona sama po wyprawie przyznaje, ze nigdy by aż tyle nie zobaczyła w tak krótkim czasie. Jest również niezastąpiony przy opiece nad swoimi wnuczkami, z którymi uwielbia spędzać czas bardzo aktywnie.
Mój tato jest niesamowitym przykładem na to, że wiek nie jest przeszkodą w osiąganiu marzeń. Uważam, że w naszym społeczeństwie ludzie w pewnym wielu rezygnują z aktywności fizycznej za wcześnie. To sprawia, że ograniczają się w swoich dokonaniach. Tato pokazuje nam wszystkim, że to sami skazujemy się na "starość", jeżeli nic nie robimy.
Oni wsparli Dobę, ty też możesz
Wyprawa Aleksandra Doby nie byłaby możliwa bez pomocy Andrzej Armińskiego, który w swojej stoczni wybudował dla niego kajak "Olo". Armiński jest też głównym strategiem wyprawy, codziennie analizuje sytuację pogodową i wysyła do Doby podpowiedzi.
Dobę finansowo wsparło też jego miasto, Police.
- My też możemy pomóc Dobie - mówi Chmieliński - kupując jego książkę i czytając o jego przygodach. Pieniądze przydadzą mu się na powrót i kolejne wyprawy.
Książkę można zamówić tutaj >>
Śledź autora na twitterze @deszczep