Pan Antoni Huczyński wchodzi do beczki z życiem [Ludzie z pasją odc. 8]

- Mam prawie 92 lata. Kiedyś chorowałem dużo i miałem tego dość. Zacząłem w 1976 roku od tego, że w zimie do beczki nalałem wody i poczekałem, aż zamarznie. A następnie wlazłem do niej - mówi Antoni Huczyński, który podbija polski internet. Jak być zdrowym w jego wieku?

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

Uznaliśmy, że pan Antoni pasuje do naszego cyklu, bo być tak sprawnym w jego wieku, to u nas w kraju (ba, na świecie!) cały czas sport ekstremalny. Jeśli sami macie jakąś ekstremalną pasję albo znacie kogoś, kto ją ma, piszcie do autora: dominik.szczepanski@agora.pl.

Dominik Szczepański: Co pana boli, panie Antoni?

Antoni Huczyński: Nic. Nie pamiętam, kiedy mnie ostatni raz coś bolało. A pamięć mam bardzo dobrą. Kiedyś urolog wysłał mnie na badanie USG. Po pięciu minutach badania doktor pyta mnie o wiek. Mówię, że mam 91 lat. Cisza, a po chwili: Jezus Maria! Pan zrujnuje ZUS! Pan jest długowieczny! Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam.

No i oprócz urologa od lat nie chodzę do lekarzy, nie kupuję lekarstw. Po co? Inni bardziej potrzebują pomocy, nie chcę zajmować im miejsca.

Jak to możliwe?

- Po pierwsze, krioterapia, czyli leczenie zimnem. A raczej wyrabianie sobie odporności przez kontakt z zimnem. Anginy, katary, kłucia w uszach, lumbaga - mam prawie 92 lata i nie pamiętam, co to za choroby.

Jak pan wyrobił sobie odporność?

- Do 1976 roku, kiedy miałem 54 lata, ciągle dopadały mnie choroby układu oddechowego. Prawie co miesiąc miałem katar, drapało mnie w gardle, chorowałem na anginę. Miałem już tego dosyć. Nic mi nie pomagało. W jakiejś książce przeczytałem, że zimnem leczyli już cztery tysiące lat temu starożytni Egipcjanie. Podobne praktyki miały miejsce w średniowieczu, kiedy lekarze przepisywali chorym spacer po rosie. U nas wtedy lekarze jeszcze nic na ten temat nie mówili, ale ja postanowiłem poeksperymentować na sobie.

Zacząłem od nacierania rąk śniegiem. Później nacierałem też twarz. Ale to było mało. Zacząłem więc biegać po ogrodzie boso. Śnieg był nieraz po kolana.

Ile pan tak biegał?

- Codziennie, ale nie dłużej niż półtorej minuty. Po roku zauważyłem, że już tak często nie choruję. Jeśli jednak, to dzień, dwa, i mi przechodzi. Ale wciąż było mi mało.

Do 200-litrowej metalowej beczki nalałem w zimie wodę. Poczekałem, aż z wierzchu zamarznie. Wziąłem młotek i skruszyłem lód. A potem wszedłem i zanurzyłem się po szyję. Udało mi się wytrzymać ok. 90 sekund. Po wyjściu w domu ćwiczyłem, gwałtownie wymachiwałem ramionami, robiłem skłony, żeby się rozgrzać. Rodzina uważała mnie za dziwaka. Żona była przerażona. Mówiła, że zachoruję na zapalenie płuc i będzie musiała mnie pochować. Sąsiedzi krzyczeli na mnie "mors!".

Antoni HuczyńskiAntoni Huczyński Śnieg to za mało. Pan Antoni wszedł do beczki (fot. archiwum prywatne) Śnieg to za mało. Pan Antoni wszedł do beczki (fot. archiwum prywatne)

Długo pan tak ćwiczył?

- Jakieś cztery lata. Efekt był taki, że przestałem chorować. Nie mam też reumatyzmu ani artretyzmu. A powinno mnie przecież poskręcać, bo mam prawie 92 lata!

Krioterapia to jeden z moich czterech sposobów na długowieczność. Pozostałe to: dieta, bo nie mogę w moim wieku jeść wszystkiego, ćwiczenia i praca nad mózgiem.

Co pan je?

- Mięso indyka. Kupuję pół kilograma, dzielę na cztery części, mrożę i mam na miesiąc. Tak samo robię z wołowiną. To czerwone mięso, bogate w żelazo i aminokwasy. Nie biorę do ust żadnych wędlin, nawet najlepszych, bo w środku mają preparaty nadające im piękny wygląd. Albo grill - czasami wnuk robi u mnie w ogrodzie. Dmucha i dmucha, a później zjada ten węgiel. Jezu, jaka to klęska!

Młodzi ludzie wszystko strawią, ale ja już nie. Mięso jem więc kilka razy w miesiącu. Na patelnię wlewam łyżkę oliwy, na to kładę warstwę cebuli i dopiero na to indyka.

A tak to żyję na kaszach, warzywach, owocach i świeżych sokach, które wypijam natychmiast po wyciśnięciu. Jak zostawię sok nawet na 15 minut, to on traci masę witaminy C, która się zdąży utlenić.

Z czym pan je te kasze? Bo same to chyba niesmaczne.

- Ale to nie jest jedna kasza. Biorę po łyżce stołowej kaszy jaglanej, gryczanej, jęczmiennej i ryżu. Brązowy jest lepszy, bo nieobrobiony. Wszystko zalewam wodą i mlekiem sojowym, pół na pół. Wychodzi trzy czwarte litra. Do tego kroję suszone morele i śliwki i dodaję łyżkę miodu. Po 15-20 minutach jest gotowe. Po ugotowaniu dodaję łyżkę otrąb pszennych i łyżkę otrąb gryczanych.

Danie jest słodkawe i miękkie. Ma dużo błonnika, węglowodanów i owoców. Dużo wychodzi, czasami nie jestem w stanie zjeść tego wszystkiego. Nigdy się nie objadam. Zawsze staram się odejść od stołu na wpół głodny.

A normalne jedzenie?

- Przecież to jest normalne! Ale rozumiem, o co panu chodzi. Czasami robię sobie gołąbki, bo je bardzo lubię. Dużo ryżu, pomidorów i kapusty, troszkę mięsa indyczego.

Jak wygląda pana śniadanie?

- Tak samo od 14 lat. Zacznijmy od śledzia. Kupuję solonego, a potem wkładam go do wody na całą noc. Połówkę kroję sobie na kawałki. Śledź jest najważniejszy, bo ma w sobie nienasycone kwasy omega-3, bardzo potrzebne dla naszego mięśnia sercowego. Łososie też mają te kwasy, ale są droższe, nie wszystkich na nie stać. Śledź ma też w sobie witaminę D, która aktywuje się później na słońcu. I jod. Spróbuj, człowieku, żyć bez jodu. Co na to twoja tarczyca? Możesz zapaść na chorobę Hashimoto albo Gravesa-Basedowa, rozepcha ci wole na szyi albo dostaniesz wytrzeszczu oczu. A po co ci to?

Co oprócz śledzia?

- Nie uznaję soli, cukru i tłuszczów zwierzęcych. Na śniadanie jem całą cebulę, ząbek czosnku, łyżkę kwaszonej kapusty, pół papryki, czerwonej oczywiście, bo w niej jest najwięcej flawonoidów, czyli przeciwutleniaczy. Jem też cykorię, pomidory i sałaty. Wszystko siekam i polewam obficie oliwą z oliwek. Do tego piję herbatę z miodem i jem razowy chleb, który maczam w oliwie. Nie jem żadnego jasnego pieczywa, bo w pszenicy jest lecytyna, która szkodzi staremu człowiekowi. Takie śniadanie jem cztery-pięć razy w tygodniu. Pozostałe dwa to płatki owsiane, które gotuję w wodzie i mleku sojowym, pół na pół. Podkreślam - wszystko co mówię, dotyczy starych ludzi, bo u nas ciało pracuje już inaczej.

Ile razy pan je w ciągu dnia?

- Uczciwie panu powiem, że dwa. Chociaż powinno się jeść co najmniej trzy. Nie chcę być otyły, bo to pierwszy krok do cukrzycy, chorób mięśnia sercowego i jelit i demencji. Przecież otyły człowiek to dwie osoby: jedna z tyłu, druga z przodu. Klęska.

Więc jem dwa razy, ale dojadam, bo nie miałbym siły na wszystko. Np. jabłkami ze skórką, bo pod nią jest najwięcej błonnika. Jabłka spowalniają powstawanie nowotworów w jelicie. Dojadam też sokami, np. z cytryn i pomarańczy, orzechami, suszonymi morelami i śliwkami, pestkami słonecznika czy dyni. Serów nie jadam, bo w nich jest 30 proc. tłuszczu zwierzęcego.

Kolacja?

- Oddaję wrogowi.

Alkohol?

- Podczas dobrego posiłku, uroczystości rodzinnej można się napić czerwonego wina, ale nie codziennie.

Ćwiczy pan?

- Codziennie. W domu robię brzuszki, ale jeżdżę też do Lasu Kabackiego. Mam obrzydliwy, sękaty drąg, który waży osiem kilogramów. To mój symbol. Kiedyś ktoś mi go połamał, więc przygotowałem sobie trzy takie, które ukrywam. I ten drąg chwytam za plecami i robię 120 obrotów tułowia w czterech cyklach. Między nimi robię obroty głową, żeby ćwiczyć ukrwienie; obroty oczami, żeby zsynchronizować obie półkule. Kręcę też ramionami i robię wyrzuty nóg. Potem przysiady, 20-30 razy cztery, czyli 80-120. Robię też pompki. Cztery cykle po 15, czyli 60.

Kiedyś ktoś przyszedł i ćwiczył ze mną jeden cykl, to był tak zmęczony, że uciekł. Jak ktoś nie ćwiczy, to wiadomo, że ma trudności. I trzeba liczyć, ile jest tych serii. Ja sobie patyczki układam na ławce i po każdej serii odrzucam jeden, żeby się nie pomylić.

 

Jak zachować sprawność mózgu w pana wieku?

- Jeśli człowiek nie czyta, nie ma kontaktów z innymi, nie chce nic pisać, np. listów do przyjaciół, to ciężko mu przetrwać. Bo po dziewięćdziesiątce to już jest kwestia przetrwania. Czytam bez okularów, świetnie widzę.

Zdrowie można sobie wypracować konsekwencją i twardą logiką. Nie ma czynności w życiu człowieka bez mózgu, więc pomyślałem, że te szare komórki też trzeba ćwiczyć. Czytam dużo książek, zaczęła mnie interesować fizyka kwantowa. Szczegółów nie rozumiem, ale zamysł jest piękny.

Ostatnio napisałem na komputerze książkę, wnuczek nauczył mnie na nim pisać. Będzie się nazywała "Mój sposób na długowieczność". Kolejny krok to nauka surfowania po internecie. Chciałbym poczytać więcej o Spartanach.

Bo byli twardzielami?

- Bo pasują do mojego postrzegania świata. Nie chcę być hedonistą, epikurejczykiem i wśród wygód leżeć na brzuchu. 20-tysięczna armia Spartan pokonała dwa razy liczniejszą armię perską pod Platejami. Coś niebywałego. Nie lubię miękkiego i łagodnego życia. Męskie życie powinno być twarde.

Przeżył pan wojnę, walki z Niemcami w Lesie Kabackim, jako były żołnierz Armii Krajowej miał pan problemy z władzą w PRL-u. Odeszło wielu bliskich panu ludzi. Dużo cierpienia. Nie jest pan zmęczony życiem?

- Mówi pan o starczej apatii? A co to takiego? Nie chcę się zastanawiać, kiedy się skończę.

Co pan chce jeszcze zrobić w życiu?

- Być przykładem dla rodziny. Żeby moje córki i wnukowie pamiętali, że jak się kąpią, to na sam koniec, po gorącej wodzie, zlać się zimną, a na koniec lodowatą. Zobaczyliby, jak organizm się hartuje, jak przysadka mózgowa wzbudza falę endorfin, jak powstaje zdrowie.

A co oni na to?

- Że zwariowałem. Ale ja się nie poddam i dalej im to będę mówił.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

RYSZARD SZUL, FIZJOLOG:

Pan Antoni stosuje dietę o niskim indeksie glikemicznym, wypełnioną przeciwutleniaczami wymiatającymi wolne rodniki.

Je kasze bogate w błonnik i mikroelementy, unika wędzonych wędlin, które są zanieczyszczone przez dym. Sięgnął po śledzia, który rzeczywiście jest bogaty w nienasycone kwasy omega-3, bardzo ważne dla naszego organizmu. Aktywność fizyczna poparta zabiegami hartującymi powoduje, że proces starzenia jest spowalniany.

Dodatkowo pan Antoni poprzez krioterapię stymuluje wydzielanie hormonów, które zmniejsza się wraz z wiekiem. Stosowanie krioterapii warto zacząć, tak jak pan Antoni, od zabiegów hartujących. To chodzenie po śniegu, po zimnej wodzie, kończenie kąpieli krótkim lodowatym prysznicem. To trochę tak jak u sportowców, którzy korzystają z kriokomór w celu regeneracji organizmu i wyrównywania statusu hormonalnego.

Dieta i ćwiczenia, które wykonuje pan Antoni, to sztuka samozaparcia. Zaangażowanie, ciągła kontrola, a przede wszystkim geny są jego kluczami do długowieczności. Ale efekty jego działań nie byłyby tak widoczne, gdyby dbając o ciało, zaniedbywał mózg, który ćwiczony starzeje się wolniej.

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA