Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>
Od kilkunastu dni losy niemieckiego grotołaza śledził cały świat. 52-letni Johann Westhauser, pracownik Instytutu Fizyki Stosowanej na Instytucie Technologii w Karlsruhe był jednym z członków ekspedycji, która w 1995 roku odkryła system jaskiń Riesending w Niemczech w pobliżu granicy z Austrią. Później często tam wracał, by sprawdzać, dokąd prowadzą kolejne korytarze.
8 czerwca był kilometr pod ziemią z dwójką towarzyszy, gdy zeszła na niego lawina kamieni. Ranny, nie był w stanie wrócić na powierzchnię. Droga była zbyt stroma, a pokonanie wąskich korytarzy wymagało zbyt dużego wysiłku. Jeden z jego kolegów wezwał pomoc.
Największa akcja ratunkowa w historii
W akcję ratunkową zaangażowało się 728 ratowników górskich z pięciu krajów. Większość z nich była wolontariuszami, których poruszyła historia Westhausera. Aby dostać się do rannego grotołaza, założyli pod ziemią pięć biwaków i pokonali cztery kilometry podziemnych korytarzy.
Westhauser miał zapas jedzenia. Mimo urazów głowy i klatki piersiowej, a także wielu dni w miejscu o dużej wilgotności, Niemiec miał się dobrze, gdy dotarli do niego ratownicy.
Droga w górę była trudniejsza niż w dół, bo Westhausera trzeba była transportować na noszach. Z powodu stanu Westhausera nie użyto automatycznej wyciągarki. Wszystko zrobiono ręcznie. Najtrudniejszy był ostatni, 180-metrowy pionowy fragment znajdujący się blisko wejścia do jaskini. 19 czerwca tuż przed południem wyciągnięto go na powierzchnię, gdzie czekał helikopter, który zabrał go do szpitala.
- To była jedna z najtrudniejszych akcji ratunkowych w historii górskiego pogotowia ratunkowego. Międzynarodowy wymiar akcji to coś niesamowitego - powiedział kierujący ratownikami Klemens Reindl.