Andrzej Bargiel zjechał z Manaslu na nartach [WIDEO]

21 godzin i 14 minut zajęła Andrzejowi Bargielowi droga z bazy na szczyt Manaslu (8156 m.n.p.m.) i z powrotem. Na wierzchołku Polak założył narty i rozpoczął zjazd.

Ustanowienie rekordu w szybkości wejścia na szczyt było jednym z celów młodego narciarza. Drugi zakładał zjechanie z wierzchołka do bazy bez odpinania nart. Niestety, mgła między pokrzyżowała mu plany.

Atak szczytowy rozpoczął w środę 24 września o 22 czasu lokalnego. We wcześniej postawionych obozach zatrzymywał się tylko na kilkadziesiąt minut, aby uzupełnić płyny i przebrać zmoczone ubrania. Na szczycie Manaslu stanął w czwartek o 8:25 czasu polskiego, po 14 godzinach i pięciu minutach wspinaczki. Tym samym pobił rekord Benedikta Böhma w szybkości wejścia na wierzchołek o prawie dwie godziny. Niemiec dwa lata temu na  Manaslu również założył narty , ale podczas zjazdu musiał je odpiąć na wysokości ok. 7300 m., by trudny teren pokonać na rakach. Atak i zejście zajęły Böhmowi 23 godziny. Bargiel poprawił ten wynik - jemu zajęło to 21 godzin i 14 minut.

Młodego narciarza wspierało dwóch partnerów: jego brat Grzegorz, ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski oraz Dariusz Załuski, himalaista i filmowiec. Zawrócili na wysokości ok. 7500 metrów i ruszyli w dół. Po drodze likwidowali kolejne obozy.

Oto wideo z ataku szczytowego i zjazdu:

 

Oto fragment relacji Andrzeja Bargiela ze zdobywania Manaslu i zjazdu:

Cała relacja tutaj >>

Ej, ile czasu ja już tu jestem?! Muszę dać znać chłopakom, że jestem na szczycie! "Halo, halo, tu Jędrek, od jakichś dziesięciu minut jestem na szczycie!". W odpowiedzi słyszę - "Wow, brawo bracie, gratulacje, strasznie się cieszymy! Teraz spokojnie - zapinaj narty i powolutku w dół! Pamiętaj o stromym i oblodzonym odcinku pomiędzy czwórką i trójką! Czekamy z Darkiem w trójce! Jeszcze raz gratulacje!". Grzesiek w trójce? Cholera! Zawrócił?! Niech to szlag! Miał rację co do naszej aklimatyzacji - za krótka. Zabrakło jednego wyjścia No nic, muszę się stąd jak najszybciej ewakuować. Czuję się coraz słabszy. Mój czas na szczycie się wyczerpał. Zapinam narty ale to teraz trudne! Mija chwila - jestem gotowy. Mogę jechać!

Ruszyłem. Zjazd z ośmiotysięcznika - to po to było tyle roboty! Pod nogami pełen beton. Normalnie pewnie bym narzekał, ale teraz jest to niesamowita frajda. Cieszę się jak dziecko z każdego skrętu.

Nie wiem, ile to zajęło. Dla mnie dojazd do trójki był tylko chwilą. Nie pamiętam obozu czwartego. Musiałem prześlizgnąć się jakoś bokiem. Pamiętam za to ludzi, których mijałem po drodze. Ciężko powiedzieć obok kogo zjeżdżałem. Wszyscy byli zamaskowani, w grubych kombinezonach, z maskami tlenowymi na twarzy. Różnili się tylko objętością plecaków. Ci z wielkimi to musieli być Szerpowie, ci za nimi, na linach, to pewnie ich klienci.

Z trójki naprzeciw mnie wybiegli Grzesiek z Darkiem. Darek oczywiście z kamerą rejestrował jak zbliżałem się do bazy. Grzesiek od razu podał mi jakieś picie. Padam z sił. Muszę odpocząć. Proszę o więcej picia. Herbata smakuje jak nigdy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.