Michał Kollbek: Kiedy zobaczyłem trasę White Line, to uznałem, że mogę ją przejechać bez ryzyka [WYWIAD]

- Najtrudniej było utrzymać równowagę psychiczną i nie panikować. Musiałem zablokować myśli, a one wędrowały w stronę przerażającej przestrzeni. Musiałem skupić się tylko na jeździe. I jakoś się udało - mówi Michał Kollbek, Polak, który przejechał na rowerze linię White Line w Arizonie.

White Line to trasa, którą w przeszłości pokonało już kilku kolarzy górskich, ale dopiero wideo z przejazdu Kollbeka stało się hitem na YouTube - ma już ponad 2,5 mln wyświetleń.  Nakręcone zostało dzięki wykorzystaniu drona i dobrze pokazuje trudności, z którymi mierzył się mieszkający w USA 31-latek. Wyczyn Polaka stał się w USA tak głośny, że Kollbeka zaprosiła najsłynniejsza telewizja śniadaniowa "Good Morning America''. Pisały o nim m.in. "Huffington Post", ''TIME'' czy "Daily Mail".

 

Dominik Szczepański: Jak wpadłeś na pomysł, żeby przejechać trasę White Line w Arizonie?

Michał Kollbek: O tej linii wiedziałem już od dawna, ale wcześniej nigdy jej nie widziałem. Wybrałem się z kolegami na weekend do Sedony w Arizonie. Mieliśmy plan, żeby pojeździć tam na rowerach, bo miejsce jest piękne. Poszedłem z ciekawości zobaczyć trasę White Line. Przeszedłem się nią kilka razy i stwierdziłem, że jestem w stanie przejechać ją pokonać bez podejmowania większego ryzyka.

Radziłeś się kogoś wcześniej? Pytałeś innych, którzy tamtędy jechali?

- Nie, nikogo nie pytałem. Gdybym to zrobił, to pewnie wszyscy by mi odradzali. Ta trasa w przeszłości była pokonana przez kilku rowerzystów, więc wiedziałem, że to jest możliwe. Dokonałem kilku małych zmian w ustawieniach roweru i ruszyłem.

Co zmieniłeś?

- Ciśnienie w oponach dla lepszej przyczepności. Zmieniłem też ustawienia zawieszenia dla lepszego balansu i obniżyłem wysokość siodełka.

Bałeś się?

- To była najbardziej przerażająca trasa, jaką jechałem. Stok jest mocno nachylony, a tuż pod linią przejazdu rozpoczyna się urwisko. Trudno mi powiedzieć, czy to była najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu, bo zdarzały mi się długie i niebezpiecznie skoki, ale jak to wszystko porównać?

Co było najtrudniejsze w tym przejeździe?

- Najtrudniej było utrzymać równowagę psychiczną i nie panikować. Musiałem zablokować myśli, a one wędrowały w stronę przerażającej przestrzeni. Musiałem skupić się tylko na jeździe. I jakoś się udało.

Film z twojego White Line w Arizonie ma już ponad 2,5 mln wyświetleń na YouTube, a nie minął jeszcze tydzień od jego publikacji. Wystąpiłeś też w najsłynniejszej telewizji śniadaniowej USA - "Good Morning America". Twoje życie się zmieniło?

- Jestem zasypywany mailami. Piszą do mnie media z całego świata i proszą o wywiady. Ale czy zmieniło się coś więcej? Chyba jest jeszcze za wcześnie, by to stwierdzić.

Sportowe plany na przyszłość?

- Nic konkretnego.

Kiedy zainteresowałeś się sportami ekstremalnymi?

- 15 lat temu zacząłem się ścigać w Krakowie. Zawsze kręciły mnie ekstremalne odmiany kolarstwa górskiego. Przez lata ścigałem się w Europie. Kilka razy zostałem mistrzem Polski. Pięć lat temu przeprowadziłem się do Kalifornii.

Dlaczego?

- Moja dziewczyna jest Amerykanką, a mi przeprowadzka do słonecznego miejsca kompletnie nie przeszkadzała. Decyzja o wyjeździe była więc łatwa. Szybko się zadomowiłem. I przez te lata nabierałem pewności siebie, bo siłą rzeczy, musiałem rozpocząć karierę praktycznie od zera. Nie miałem sponsorów, kolegów, znajomości w środowisku.

Dziś jestem menedżerem w sklepie rowerowym, współpracuję też z polską marką NS Bikes - ścigam się dla niej i testuje rowery. W wolnych chwilach podróżuję i jeżdżę na rowerze górskim.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.