Nanga Parbat. Mackiewicz i Revol bezpieczni w bazie

To koniec ataku szczytowego Tomasza Mackiewicza i Elizabeth Revol. O 10:50 miejscowego Simone Moro odebrał od Polaka wiadomość o przerwaniu wspinaczki. Polak i Francuzka dotarli bezpiecznie do bazy.

Tomasz Mackiewicz i Elizabeth Revol byli w górze przez ostatnich osiem dni. Atakowali jeden z dwóch niezdobytych w zimie ośmiotysięczników - Nanga Parbat (8125 m n.p.m.).

W piątek o 20:22 Mackiewicz wysłał SMS-a do Simone Moro. ''Jesteśmy blisko obozu IV na klasycznej drodze, ale trochę bardziej na lewo. Próbujemy się ogrzać. Jest cholernie zimno. Spróbujemy wstać o 3 w nocy i czegoś spróbować. Jutro wracamy''.

Obóz IV na drodze Kinshofera to wysokość ok. 7400 metrów. Stamtąd do szczytu jeszcze ok. 10 godzin wspinaczki. Z SMS-a Mackiewicza wynikało, że wcześniejsze informacje jego kucharza o próbie wspinaczki na drodze Buhla były nieprawdziwe. - To dobrze, bo tam jest trochę technicznej wspinaczki. I dużo cienia - mówił Moro.

Pokazał mi telefon satelitarny. Mackiewicz wysłał do niego wczoraj kilka SMS-ów.

Może ich wypatrzymy

- Nigdy nie piszę Tomkowi, co ma robić. Zresztą, nikomu nie piszę. Nie chcę, żeby później ktoś mi powiedział, że przez moje rady nie zdobył szczytu - mówił Moro. - Chodź, pójdziemy do Igone po lornetkę, jest już 10, może ich wypatrzymy - złapał mnie pod pachę.

Igone to menedżerka Alexa Txikona. Bask teraz jest w górze, w drodze do obozu III na drodze Kinshofera. Wspina się razem z Danielem Nardem i Alim Sadparą.

Ogrzewanie lornetki

Weszliśmy do wielkiej mesy, czyli namiotu kuchennego. Igone wraz z Pakistańczykami grzała się przy palniku. - Lornetka zamarzła, czy możecie ją trochę ogrzać nad palnikiem - pytał Moro, próbując zobaczyć cokolwiek przez oszronione szkła.

Po pięciu minutach możemy spróbować. Moro długo wpatruje się w kopułę szczytową. - Nic, ani śladu. Ale ty popatrz, bo ja mam wadę wzroku - mówił Włoch i podał mi lornetkę.

Palce drętwieją

Słońce w bazie miało pojawić się dopiero za godzinę, więc wszystko robiliśmy w lodowatym cieniu. Po minucie bezruchu drętwiały mi palce u stóp. Wziąłem lornetkę i czułem, jak palce dłoni przymarzają mi do metalu. Sprawdziłem ukradkiem, czy Włoch miał rękawiczki. Nie miał.

- Na szczycie nikogo nie ma - powiedziałem do Włocha. Potem skierowałem wzrok coraz niżej skalnego bastionu aż do śnieżnego plateau. Krzysztof Wielicki powiedział kiedyś, że Nanga Parbat to jest taka góra, która ma na szczycie drugą górę. - Jeśli wyruszyli o 3 w nocy, to powinniśmy już ich widzieć na tym płaskowyżu - powiedział Moro.

-50 stopni

Ale po nich ani śladu. - Może już zawrócili. Może skończył im się gaz. Znam już trochę Tomka. On nigdy nie powie ci, że jest zimno. Że złe warunki, że wieje - to tak. Ale nie, że jest zimno. A wczoraj to napisał - tłumaczył Moro. I dodał: - Dziś mają czas do ok. 14. Wtedy ma zacząć wiać. Od kilku dni spada temperatura. Wczoraj na szczycie było jakieś -44, dziś już jest ok. -50.

Włoch jak mantrę powtarzał, że wiatr osiągnie dziś siłę 60 km/h.

Jest za zimno

Gdy już miałem wysyłać tekst do redakcji, Włoch wszedł do mojego namiotu. - Właśnie dostałem SMS-a od Tomka. Pisze, że jest za zimno i że wracają.

W sobotę bezpiecznie dotarli do bazy.

Partnerami wyjazdu są Pajak Sport i The North Face.

Autor tweetuje z bazy pod Nanga Parbat:

Follow @deszczep

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.