Aleksander Doba przerwał wyprawę przez Ocean Atlantycki

To koniec Trzeciej Transatlantyckiej Wyprawy Kajakowej Aleksandra Doby. Wypadek, jakiego doznał kajakarz już na wodach oceanu, zmusił go do rezygnacji z dalszej podróży.

Przypomnijmy: Aleksander Doba, który kończy w tym roku 70 lat, wyruszył w niedzielę samotnie kajakiem z Nowego Jorku z zamiarem dopłynięcia do Lizbony. Wcześniej Polak dwukrotnie pokonał Ocean Atlantycki, ale ze wschodu na zachód - najpierw z Afryki do Brazylii, a potem z Lizbony na Florydę.

Teraz miało być trudniej, bo północny Atlantyk to rejon bardziej niespokojny i wymagający.

Doba ruszył w niedzielę o 13:07 czasu nowojorskiego. Po wielu godzinach oczekiwania na choć chwilową poprawę pogody i warunki umożliwiające wpłynięcie na otwarty ocean, późnym wieczorem we wtorek 31 maja Polak wypłynął ze swojego przyczółka w zatoce Lower Bay, minął półwysep Sandy Hook i wreszcie znalazł się na wodach Atlantyku. Niestety, nie zdążył jeszcze odpłynąć na tyle daleko od lądu, by uniknąć zagrożenia, jakie dla kajakarzy w tym obszarze stwarzają niekorzystne wiatry.

- O pierwszej w nocy zobaczyłem z lewej strony tworzącą się falę. Nawet nie taką dużą, miała około metra, ale rosła dynamicznie. Za chwilę uderzyła w kajak i przewróciła go. Po niej przyszła następna i po raz drugi obróciła kajak. Podczas pierwszej fali przybojowej wypadłem z kajaka, podczas drugiej skotłowało mnie już całkiem pod kajakiem - relacjonuje Aleksander Doba.

- To koniec wyprawy - oznajmił mi Olek przez telefon, mówiąc jakby nie swoim głosem, przytłumionym i bezdźwięcznym. - Proszę, przyjedź i ściągnij mnie z plaży parku Sandy Hook.

Kilka godzin później, wraz z moim synem Alexem, dotarliśmy na miejsce, gdzie czekali już na nas moi przyjaciele z Nowego Jorku, Luis Muga z żoną Dorotą. Zastaliśmy Olka pracującego intensywnie nad usuwaniem wody z kajaka, tak mocno skupionego na tej czynności, że wręcz nieobecnego. A jednocześnie przygaszonego, skurczonego, pewnie i obolałego, choć nawet o tym nie wspomniał. Najważniejsze jednak, że całego i zdrowego.

Z pomocą przypadkowo spotkanej grupy studentów, policjanta Richarda oraz Johna Wylie'a, właściciela przedsiębiorstwa konstrukcyjnego, który użyczył nam swojego podnośnika, załadowaliśmy kajak "OLO" na przyczepę i wróciliśmy do Waszyngtonu.

Jeszcze w czasie podróży z Nowego Jorku Olek, ochłonąwszy nieco po wypadku, miał nadzieję, że może jednak uda mu się wrócić na ocean. Myślał, że po naprawieniu kilku uszkodzonych elementów i urządzeń oraz wysuszeniu wszystkiego, co przemokło podczas dwukrotnej przewrotki kajaka, wyruszy ponownie za kilka dni.

Teraz już wiadomo, że nie będzie to możliwe.

To jednak nie znaczy, że Olek rezygnuje z wyprawy. Zamierza przepłynąć Atlantyk po raz trzeci w przyszłym roku i w Lizbonie uczcić swoje 71. urodziny.

Przeczytaj o wyprawie Aleksandra Doby przez Atlantyk w książce "Na oceanie nie ma ciszy" >>

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA