Davo Karnicar gościem XIV Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju

Davo Karnicar, pierwszy człowiek, który wspiął się na Mount Everest i zjechał z niego na nartach aż do lodospadu nad bazą (zjazd wyniósł 3400 m deniwelacji w pionie) przyjechał do Polski w środę w nocy. W czwartek w czasie XIV Przeglądu Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdrój opowiadał o zakończonym już o projekcie ?7 summit?.

Słoweński narciarz i skialpinista przybył do Lądka Zdrój wraz z żoną Petrą. Oboje pojawili się tam już w czwartek. Zdążyli obejść kurort i zaliczyć kilka wizyt na basenie domu uzdrowiskowego "Wojciech". - To bardzo ładna miejscowość, jestem pod wrażeniem domów zdrojowych - powiedział potem Davo.

Wieczorem, w Kinoteatrze zlokalizowanym w samym uzdrowiska Davo opowiadał gościom o projekcie "7 summit". Słoweniec, jako pierwszy człowiek na świecie wspiął się bowiem na szczyty Korony Ziemi i zjechał ze wszystkich siedmiu wierzchołków na nartach. Karnicar jest zarazem pierwszym człowiekiem, któremu udało się zjechać 3,400 metrów ze szczytu Mount Everestu do obozu przy lodowym wodospadzie Khumbu na nartach, bez ich odpinania ich na całej trasie.

- Zjazd z Everestu był najtrudniejszym wyzwaniem w mojej dotychczasowej karierze, pozostałe, to była już czysta przyjemność. No może trochę mniejsza dla sponsorów - żartował podczas spotkania w sercu wschodnich Sudetów. Pogodny Słoweniec swoim bezpretensjonalnym podejściem prędko kupił sobie przychylność festiwalowej publiczności. Choć chętnie odpowiadał wszystkie pytania, w temacie swoich sportowych planów zachował wstrzemięźliwość. - Bo żona słucha - dodał dyplomatycznie. Zdradził jednak, że po głowie chodzi mu wyprawa na ośmiotysięcznik K2 i zjazd z wierzchołka najwyższego szczytu Karakorum oczywiście na dwóch deskach.

- We wspinaczce z nartami zjazd jest przyjemniejszy, bo znacznie krócej trwa - kokietował publiczność. Pokonanie na nartach drogi ze szczytu najwyższej góry świata do obozu zajęło mu 4 godziny i 25 min. Goście festiwalu dopytywali się dlaczego to właśnie jemu udało się to, czego przed nim nie potrafiło dokonać wielu wspaniałych skialpinistów. - Bobry Bóg każdemu daje coś od siebie. Ja nie byłem dobrym uczniem, w piłkę też nie umiałem grać, ale miałem to szczęście, że rodzice przekazali mi wiedzę na temat wspinaczki i nauczyli jazdy na nartach. Okazało się, że do tego mam talent - odparł Karnicar, podkreślając, że w górach wysokich sprawność fizyczna zawsze powinna iść w parze ze sprawnością psychiczną. - Dlatego nawet na krótki, kilkudziesięciominutowy trening zabieram niezbędny sprzęt lawinowy. 99 proc. tego co robię w górach staram się robić całkowicie bezpieczne. 1 proc. to ekstrema. Mając rodzinę trzeba brać za nią odpowiedzialność - stwierdził już z pełną powagą 49 letni Słoweniec, spoglądając na siedząca naprzeciw niego Petrę. Zapowiedział jednak, że nart nie na pewno nie odwiesi na kołek. - Każdy na w duszy swoją muzykę - stwierdziła ze zrozumieniem partnerka Dava.

Festiwal w Ladku Zdrój potrwa do niedzieli. W programie imprezy spotkania m.in., z Aleksandrą Dzik, Nikolayem Shustrovem, Dariuszem Załuskim, Olgą Morawską, Davidem Kaszlikowskim i Elizą Kubarską oraz nieoficjalnymi gośćmi Przeglądu - himalaistami Krzysztofem Wielickim, Piotrem Pustelnikem i Ryszardem Pawłowskim.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.