Adam Bielecki i Janusz Gołąb, którzy 9 marca jako pierwsi w historii stanęli zimą na wierzchołku ośmiotysięcznika Gasherbrum I, bazę opuścili 15 marca. Z lodowca Abruzzi do pakistańskiej miejscowości Skardu himalaistów zabrał śmigłowiec.
Ze względu na odmrożenia Polacy nie chcieli ryzykować samodzielnego schodzenia z góry. Adam Bielecki ma odmrożony duży palec prawej nogi, a Janusz Gołąb odmroził sobie nos. Wspinacze mieli niezbędne leki i utrzymywali stały kontakt z lekarzem Robertem Szymczakiem, który mówił, że dalszy marsz jest dla nich niebezpieczny, gdyż może nastąpić pogłębienie odmrożeń.
- Bielecki i Gołąb mają otwarte rany, które można porównać do tych po oparzeniach. Przejście lodowca, schodzenie w dół to nie jest trekking, to kilkudniowa wyprawa. Jeśli odmrożą odmrożone części ciała, mogą je stracić. Podczas marszu trudno jest o sensowne opatrunki, a takowe są konieczne - poinformował doktor Robert Szymczak.
- Zima na ośmiotysięczniku to sztuka cierpienia, trudno zimą uniknąć odmrożeń - mówił w studiu TVN24 Jerzy Natkański, szef Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki.
Więcej informacji o wyprawie Polaków na Gasherbrum I znajdziesz TUTAJ.