Polska zimowa wyprawa na Broad Peak. Blisko obozu I

- Szczyt Broad Peaka zdaje się być na wyciągnięcie ręki, a górujące nad doliną K2 przyciąga wzrok. Atmosfera w zespole bardzo dobra z tendencją do wzrostu - relacjonuje członek polskiej zimowej wyprawy na Broad Peak, Tomasz Kowalski.

Polska ekspedycja w składzie: Krzysztof Wielicki, Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek przebywa w bazie pod Broad Peakem, jednym z trzech niezdobytych zimą ośmiotysięczników. W najbliższych dniach Polacy będą próbowali założyć obóz I na wysokości 5600 m.

Relacja Tomasza Kowalskiego i więcej informacji o wyprawie na facebooku Polskiego Himalaizmu Zimowego.

Relacja Tomasza Kowalskiego z 24.01.2013:

Po 6 dniach trekkingu dotarliśmy do bazy pod Broad Peak. Pogoda jest dla nas na razie łaskawa.

Ze Skardu , mimo obaw i złych wspomnień z poprzedniego roku, dotarliśmy szybko jeepami do Askole bez żadnych problemów.

Następnego dnia ruszyliśmy w pochmurnej pogodzie wzdłuż zamarzającej rzeki Braldo. Razem z nami 30 tragarzy przygotowanych na ciężkie warunki zimowego trekkingu. Ścieżka jest wyraźna dzięki codziennym marszom pakistańskiej armii, która patroluje okolice lodowca Baltoro. Noc spędzamy w miejscu zwanym Jola, grzejąc się przy ognisku. Większość nocy spędzamy w dużym jednopowłokowym namiocie, który dogrzewamy przed zaśnięciem kuchnią gazową. Nasz kucharz - Mosin staje na wysokości zadania i każdego wieczoru przygotowuje specjały pakistańskiej kuchni, zaskakując nas nawet deserami.

Drugiego dnia docieramy do Paju, w lato małej trekkingowej osady, teraz opustoszałych kilka budynków i kilkanaście zniszczonych toi-toiów. Chmury się rozstępują i pojawiają się widoki na całe Karakorum. Trzeci, najdłuższy dzień to droga do Urdukas. Wchodzimy na lodowiec i trasa robi się bardziej wymagająca. Szczęśliwie ścieżka nadal wydeptana przez małe patrole żołnierzy, którzy witają się z nami i zapraszają na wspólną herbatę. Niebo robi się czyste, a to oznacza zimniejsze noce. Temperatura spada poniżej -20 stopni Celsjusza. Ranek, czwartego dnia wita nas oszałamiającymi widokami na grupę Trango oraz Uli Biaho. Po raz pierwszy widzimy też nasz cel - Broad Peak, który po południu przykrywa się warstwą chmur soczewkowych - zwiastun zmiany pogody. Przez kolejne dwa dni towarzyszy nam też niedająca się ogarnąć "świetlista ściana" Gashebrum IV.

Żadne zdjęcia nie potrafią oddać jej ogromu. Dochodzimy do Gore II, rozbijamy namiot natomiast tragarze tworzą swoje małe lodowe schronienia. Pomysłowość porterów nie zna granic, potrafią przystosować się do każdych warunków.

Kolejny, piąty dzień to fantastyczny odcinek do Concordi, miejsca skąd Broad Peak i K2 można oglądać w całej okazałości. Przybywa śniegu i czoło karawany miejscami musi torować szlak. Chmury, zgodnie z oczekiwaniem schodzą niżej i na razie K2 widzimy jedynie oczami wyobraźni. Liczyliśmy, że uda nam się skrócić trekking o jeden dzień, ale dojście do bazy jest zupełnie nieprzetarte. Najtrudniejszy odcinek to ostatni dzień trekkingu. Zaledwie 5 kilometrów zajmuje nam ponad 5 godz i cały szlak wymaga ciężkiego torowania, czasem po pas w śniegu.

Wspólnymi siłami przecieramy szlak. Morena ciągnie się bez końca, ale wreszcie docieramy do miejsca październikowego depozytu - naszego przyszłego base campu.

24 styczeń budzi nas fantastyczną, bezchmurną pogodą. Szczyt Broad Peaka zdaje się być na wyciągnięcie ręki, a górujące nad doliną K2 przyciąga wzrok. Dziś udało nam się postawić prawie cały obóz bazowy. Atmosfera w zespole bardzo dobra z tendencją do wzrostu. Nawet kierownik daje się lubić.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.