Naczelnik TOPR-u: Lawinowe ABC i rozwaga

- Liczby są kluczowe. Przez pierwsze 10 minut od porwania przez lawinę mamy 90 proc. szans na przeżycie. To nasz czas walki o wszystko. TOPR najszybciej przyleci po 20 minutach i wtedy może być już za późno. Od naszej wiedzy i umiejętności zależy najwięcej - mówi Jan Krzysztof, naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Co roku pod jego okiem w trakcie kursów lawinowych szkoli się kilkadziesiąt osób.

Zapisz się na kurs lawinowy >>

Dominik Szczepański: Jaki jest główna przyczyna wypadków w górach w zimie?

Jan Krzysztof: Lawiny stanowią ok. 15 proc. wszystkich śmiertelnych wypadków jakie odnotowujemy. Szanse na uratowanie są bardzo małe. Zimą zdarzają się też oczywiście wypadki nie związane z lawinami. Np. na skutek poślizgnięcia się na oblodzonym stoku, nawet jeśli używa raków i czekanów.

Jakie są najczęstsze błędy turystów wysokogórskich?

Nieświadomość zagrożenia, które często jest śmiertelne. Po fakcie łatwo jest wskazać, co zaważyło, ale wtedy jest już za późno. Każdego wypadku łatwo uniknąć i składa się na niego kilka rzeczy. Weszliśmy gdzieś niewłaściwie, nie mieliśmy odpowiedniej wiedzy albo z niej źle skorzystaliśmy. Załamała się pogoda. W ciągu godziny przy silnym wietrze warunki mogą zmienić się tak drastycznie, że zaczynamy walczyć o życie, mimo że do tej pory postępowaliśmy prawidłowo. Czasem przeceniamy swoje umiejętności. Wielu ludzi myśli, że idzie trzeci raz w zimie, to już wszystko wie. To jest bardzo relatywne. Cała wiedza lawinowa ma sprowadzić zagrożenie występujące zimą, do poziomu zagrożenia występującego latem.

To możliwe?

Fachowcy mówią, że tak. Stosując zaawansowane techniki planowania minimalizuje się ryzyko. Albo nie podejmujemy działań albo omijamy miejsca zagrożone. Ważne, żeby podczas kursów od początku nabrać właściwych nawyków. Dlatego każdej osobie poświęcamy w trakcie szkolenia dużo czasu.

Jaką wiedzę powinien mieć człowiek, który wychodzi zimą w góry?

Powinien nabyć umiejętność korzystania z dostępnych informacji o warunkach i potrafić zaplanować trasę, a później skorygować ją w terenie, co zdarza się prawie zawsze. Aby zrobić to prawidłowo, potrzebna jest podstawowa wiedza o tym, jak powstają lawiny. Uczymy tego na kursach lawinowych.

Wielu turystów, którzy świetnie znają Tatry w lecie, nie potrafi się odnaleźć się w nich w zimie.

Bo to jest zupełnie inne środowisko. Inny zakres wiedzy. Oczywiście to letnie doświadczenie przyda się, ale zimą są potrzebne inne umiejętności i inne wyposażenie. Zaczynając od raków i czekanów, a kończąc na nartach. Zalecamy, żeby w miejscach, gdzie zagrożenie lawinowe jest duże nie chodzić w butach, bo to mocno ingeruje w pokrywę śnieżną i łatwiej uruchomić lawinę typu ''decha śnieżna''. Na nartach czy rakietach nasz ciężar rozkłada się na większa powierzchnię.

Jakie są najpopularniejsze lawiny w Tatrach i jak je rozpoznawać?

Ludziom wydaje się, że wszystkie lawiny do szybko pędzące z góry ogromne masy śniegu. Tak nie jest. Ponad 90 proc. wypadków, to lawiny typu ''deska śnieżna'' niewielkich rozmiarów. 50 na 100 metrów nawianego śniegu źle związanego z podłożem. Ciężar osób, którzy wchodzą w taką strefę powoduje, że zaczynają się zsuwać się z tymi masami śniegu. Czyli w Tatrach zagrożeniem nie są te gigantyczny lawiny, które np. w Alpach zagrażają całym osiedlom, ale właśnie ''deski śnieżne''.

Jak się przed nimi zabezpieczyć?

W ostatnich latach bardzo ciekawym pomysłem jest plecak ABS z systemem wypornościowym. Po odpaleniu tego systemu wypełniane są balony o dużej pojemności. Czyli zwiększamy naszą objętość nie zwiększając masy ciała. Korzystając z zasady segregacji odwrotnej jesteśmy wypychani na powierzchnię. Statystyki mówią, że ponad 97 proc. osób, które zjechały z lawiną typu ''deska śnieżna'', pozostały na powierzchni. Jeśli nie mamy plecaka, to jedyną realną szansą na uratowanie jest posiadanie tzw. ''lawinowego ABC'', czyli detektora lawinowego, sondy i łopatki. Każdy z grupy wychodzącej w góry powinien posiadać detektor. Jeśli ktoś zostanie zasypany, to reszta przełącza urządzenia z trybu nadawania w tryb poszukiwania i z pomocą umiejętności zdobytych na kursie, rozpoczyna akcję ratunkową.

Ile mamy czasu?

Mało, bo ok. 10 minut. W tym czasie szanse na uratowanie zasypanego to 90 proc. Później szanse gwałtownie spadają.

Ile osób chodzi z plecakami ABS i detektorami?

W Tatrach w dalszym ciągu są to pojedyncze osoby. Alpejskie statystki mówią o 50 proc. Plecaki są coraz bardziej popularniejsze głównie wśród narciarzy wysokogórskich i freeriderów, ale mamy nadzieję, że w ciągu najbliższych lat dogonimy statystyki alpejskie.

A kiedy już czujemy, że lawina nas porywa, to jak się zachować?

Wtedy za wiele zrobić już nie możemy. Najskuteczniejszą metodą jest uruchomienie plecaka ABS. Jeżeli nie mamy plecaka, to staramy się zrobić wszystko, żeby zostać na powierzchni. Walczmy w każdy sposób. Szanse są niewielkie, bo to są tak ogromne masy śniegu, że one decydują. Jeżeli zjeżdżamy na nartach na dużych szybkościach, to w tej pierwszej fazie jesteśmy w stanie czasami uciec lawinie. Walczmy do końca o przestrzeń, żeby w momencie, kiedy lawina wyhamuje, mieć jak najwięcej powietrza. Poszukujący dostaną więcej czasu. Czasem możemy nawet przebić się do powierzchni.

Jak powinny się zachować osoby, które widzą, że lawina kogoś porwała?

To zależy. Jeżeli wraz z osobami towarzyszącymi mamy sprzęt: detektor, sonda, łopatka to powinniśmy jednocześnie rozpocząć poszukiwania i zadzwonić po pomoc. Każda sekunda jest cenna. Największe szanse na uratowanie mają partnerzy, dlatego w pierwszym momencie nie traćmy czasu na szukanie sygnału, którego czasem w górach nie ma. Ważniejsze jest podjęcie własnych działań ratowniczych. Jeśli zasypany nie ma detektora, to szanse drastycznie spadają. Po dotarciu służb szanse na znalezienie osoby z detektorem wynoszą maksymalnie 10 proc. Bez detektora to decyduje już tylko szczęśliwy zbieg okoliczności.

Po jakim czasie docierają służby?

Różnie. Najważniejsza jest pogoda. Jeżeli aura sprzyja i używamy śmigłowca to potrzebujemy ok. 20-25 minut. Jak nie ma szans użycia śmigłowca, to jest to kilka godzin.

Ile osób zostało przeszkolonych przez TOPR-owców od początku istnienia kursów lawinowych?

Szkolenia odbywają się kilku miejscach. Myślę, że ponad tysiąc osób.

Był Pan kiedyś pod lawiną?

Byłem. Dwie osoby zginęły. Zostałem zasypany całkowicie, ale płytko w pozycji pionowej. Udało mi się odkopać, ale takie sytuacje to rzadkość.

Rozmawiał w Zakopanem Dominik Szczepański

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.