Film ze szczytu Broad Peaku [WIDEO]

Adam Bielecki udostępnił film z ataku szczytowego na Broad Peak (8047 m). 5 marca on i jego trzech partnerów: Artur Małek, Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka weszło na wierzchołek niezdobytego do tej pory zimą ośmiotysięcznika. Dwóch ostatnich zginęło podczas zejścia.

- Jestem na szczycie Broad Peaka! Pierwsze zimowe wejścia - słyszymy głos Bieleckiego, który na wierzchołku stanął o 17:20 miejscowego czasu. W ciągu kolejnych 40 minut na szczycie meldowali się jego partnerzy w wyprawie na niezdobyty do tej pory zimą ośmiotysięcznik: Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski.

Zobacz wideo

Krótki film przedstawia przygotowania do opuszczenia biwaku szturmowego (7400 m), gdzie nasi himalaiści spędzili noc przed atakiem, wędrówkę w górę, poręczowanie jednej z niebezpiecznych lodowych szczelin (Maciej Berbeka asekuruje wspinającego się Adama Bieleckiego) oraz sam widok ze szczytu.

Tragedia na Broad Peaku

Niestety, nie wszystkim udało się wrócić z ataku szczytowego. Podczas zejścia zginęli Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka.

Po zdobyciu szczytu u Tomasza Kowalskiego nastąpiło najprawdopodobniej gwałtowne, niepoprzedzone żadnymi objawami wyczerpanie energetyczne i szybkie zmiany patologiczne związane z wysokością i niską temperaturą. Nie był w stanie schodzić - napisali członkowie wyprawy w oświadczeniu wydanym po powrocie do Polski.

Kowalski nie doszedł do przełęczy na wysokości 7900 metrów. Pod tą przełęczą nad ranem 6 marca widziany był Maciej Berbeka. W pewnym momencie światło jego latarki czołowej znikło. Prawdopodobnie wpadł do jednej ze szczelin lodowych albo zsunął się w przepaść po stromym zboczu.

Wielicki: Atak był nie do zatrzymania

Już dawno na konferencji Polskiego Związku Alpinizmu nie było tak wielu kamer i dziennikarzy. Przybyli, by poznać relacje uczestników wyprawy na Broad Peak (8051 m). Głos kierownika Krzysztofa Wielickiego łamał się, gdy relacjonował minuta po minucie atak szczytowy.

- Zdecydowałem, żeby poszli wszyscy. Nie mogłem zabrać im tej szansy. Jeśli wybrałbym jeden zespół, to drugi do końca życia by mi tego nie wybaczył. Pytałem: Maciek, jest już dość późno, dacie radę? Odpowiadał, że po to tu przyjechali, że dadzą radę. Zaufałem jego doświadczeniu. Nikt nie mówił, że się źle czuje. Atak był nie do zatrzymania. Nie miałem nawet do tego pretekstu - opowiadał Wielicki.

dsz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.