Simone Moro: Jeździmy w góry po to, żeby żyć. Nie zapominajcie o tym w Polsce

- Polscy himalaiści byli odkrywcami, dzięki nim świat mówił o was, że jesteście krajem dzielnych ludzi. Nie możecie o tym zapomnieć, musicie bronić tej prawdy. Ten rok w górach najwyższych był dla was tragiczny, ale nie mówcie, że wspinacze to samobójcy, że himalaizm to głupota - mówi off.sport.pl Simone Moro, zdobywca ośmiu ośmiotysięczników.

Moro to jeden z najwybitniejszych himalaistów w historii. W 2005 roku z Piotrem Morawskim dokonał pierwszego zimowego wejścia na Sziszapangmę, a z Denisem Urubką jako pierwsi w zimie stanęli na szczytach Makalu (2009 r.) i Gaszerbruma II (2011 r., był z nimi jeszcze Cory Richards). Włoch zdobył w sumie osiem ośmiotysięczników, w tym kilka nowymi drogami.

Moro od kilku lat dzieli życie himalaisty z inną pasją, jaką jest dla niego ratownictwo górskie. Jego marzeniem jest stworzenie pogotowia górskiego w Himalajach, które pomagałoby mieszkańcom wiosek. Na razie jednak więcej słyszy się o jego akcjach z użyciem helikoptera, dzięki któremu ratował wspinaczy powyżej 7000 metrów. Moro był gościem 9. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem.

Dominik Szczepański: Jeśli miałbyś wybrać jedną osobę, która zainspirowała cię do zostania himalaistą, to byłby to...

Simone Moro : Reinhold Messner, pierwszy zdobywca wszystkich czternastu ośmiotysięczników. Sprawa jest prosta - jest Włochem, a w latach 80. był niezwykle popularny, robił wielkie rzeczy. Był całkowicie oddany wspinaczce. I to była nowość - plan wejścia na wszystkie ośmiotysięczniki. Później nowością było to, co robił Jerzy Kukuczka, który został gwiazdą zimowego himalaizmu.

Dziś bardziej przypominasz Kukuczkę niż Messnera. Nie kompletujesz szczytów. Szukasz nowych dróg, zimowych przejść.

Urzekła mnie historia Kukuczki, ''biednego'' człowieka z kraju, gdzie góry są niskie. Pokazał, że może wspinać się tak samo dobrze, jak alpiniści z górskich państw. Ba, był jednym z najlepszych na świecie. To przykuło moją uwagę, bo jego droga była podobna do mojej. Urodziłem się w ubogiej rodzinie, miałem dwóch braci. Za oknem nie widziałem potężnych gór, w pobliżu były szczyty zbliżone wysokością do tych, które macie w Tatrach. Kukuczka i inni polscy wspinacze pokazali mi drogę. Nie musiałem mieć pieniędzy, nie musiałem wychowywać się w wysokich Alpach. Pasją zaraziłem się więc od Kukuczki, a od Messnera nauczyłem się jak organizować wyprawy i rozmawiać z ludźmi. Zacząłem się wspinać i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że alpinizm, który uprawiał Messner, odchodzi do przeszłości. Mogłem robić to, co on, ale podążałbym tylko za nim. Nie chciałem tego, nie chciałem być wiecznie drugi. Zacząłem się więc zastanawiać, na czym ma polegać nowy alpinizm. I odpowiedź przyszła z Polski. Zacząłem wspinać się w zimie.

W 80. latach himalaizm w Polsce był bardzo popularny. Po śmierci Kukuczki w 1989 roku to się zmieniło. Przez kolejnych 20 lat wyprawy po wielkie cele zdarzały się rzadko. Kilka lat temu coś drgnęło. Polscy himalaiści znów są na ustach wspinaczkowego świata. O ich wyczynach informują największe media w kraju. Ostatni rok był jednak tragiczny. Na Broad Peaku zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Później z Gaszerbruma I nie wrócił Artur Hajzer. Wielu dopiero co dowiedziało się o naszej górskiej tradycji. Po ostatnich tragediach pojawiają wątpliwości i pytania: po co to wszystko? Jak wytłumaczyć, że nie jesteście grupą samobójców?

Media muszą być mądre. Muszą cierpliwie tłumaczyć, czym jest alpinizm.

A czym jest?

Odkrywaniem. Wyrazem wolności. Trochę nawet anarchią. Tutaj nie ma medali, igrzysk, kamer. To sposób na życie, w dodatku nie bardzo opłacalny. W MotoGP też giną ludzie, a jakoś wszyscy nie mówią, że to zajęcie dla samobójców. Czy fakt, że kierowcy dużo zarabiają, sprawia, że ich śmierć jest bardziej akceptowalna? Jeśli giniesz robiąc to, co kochasz, ale bez pieniędzy na koncie, to twoja śmierć jest głupsza? My nie chodzimy tam żeby zginąć. Tylko po to, żeby żyć. Na całego. Przed chwilą wróciłem z porannego biegania po Zakopanem. Na trasie widziałem tysiące ludzi, którzy szli w góry. Więc te góry są w waszej świadomości, nie zapomnieliście o nich. Wielu z nas potrzebuje bohaterów, odkrywców, kogoś kto wyląduje na księżycu, poleci w kosmos, stanie na niezdobytym szczycie, pobudzi do innego życia niż to codzienne. Jeśli chcesz zostać jednym z tych bohaterów, to często musisz zapłacić wysoką cenę, czasem cenę życia. Polscy himalaiści nie jechali w góry dla pieniędzy. Nie znajdowali tam fortun, tylko zimno, ale byli odkrywcami, ambasadorami waszego kraju w świecie. Wielu Polaków nazywa wspinaczy głupimi? Nie widzi sensu w ich sposobie życia? Jednym zdaniem przekreśla całą historię waszego himalaizmu? Nie można tak. To dzięki wspinaczom mówiono w najdalszych zakątkach świata, że Polska to kraj dzielnych ludzi. Jak można o tym zapomnieć? Tego trzeba bronić, nie pozwolić o tym zapomnieć.

W zimie jedziesz na Nanga Parbat. To jeden z dwóch niezdobytych o tej porze roku ośmiotysięczników. Dlaczego wybrałeś drogę Kinshofera?

Wcale jej nie wybrałem.

Jak to? Podczas prelekcji na 9. Spotkaniach z Filmem Górskim w Zakopanem powiedziałeś, że nie idziesz drogą Schella.

No i nie skłamałem. Chcę poprowadzić nową drogę od strony Diamir.

To tam w czerwcu zamachowcy zabili 10 wspinaczy.

No i? To kolejny przykład na to, co staram się wytłumaczyć. Możemy zabronić chodzenia na ośmiotysięczniki, bo to przecież niebezpieczne. Niech więc wszyscy uprawiają trekking, a jednym z przystanków będzie baza pod Nanga Parbat. Zatrzymujesz się tam, żeby odpocząć, a po chwili przychodzą terroryści. I nie żyjesz. Nie chciałeś ryzykować, nie wspinałeś się i nie ma cię. Nie ma czegoś takiego, jak bezpieczne życie. Kto przeżył atak na bazę pod Nanga Parbat? Kilkudziesięciu wspinaczy, którzy byli w tym czasie w górze.

Kto jedzie z tobą?

Denis Urubko, z którym dokonałem pierwszych zimowych wejść na Makalu i Gaszerbruma II. Na razie jest zaniepokojony ostatnim zamachem, ale będę się starał go przekonać. Jakoś się uda (śmiech).

W tym roku na Nanga Parbat jadą też Polacy. Właśnie tam miałeś okazję ich poznać. Pamiętasz ich jeszcze?

Jasne. Tomek [Mackiewicz] i Marek [Klonowski]. Polubiłem ich, bo nie było w nich cienia arogancji. Nigdy nie powiedzieli: Simone, jesteśmy nową siłą w polskim himalaizmie. Byli honorowi i uśmiechnięci, uprzejmi. Nie mieli przerośniętego ego, byli bardzo skromni. A Mackiewicz zrobił świetny wynik. 7400! I to sam. Mieli bardzo ograniczone możliwości finansowe, a jednak nieźle sobie poradzili.

od lewej: Tomek Mackiewicz, Marek Klonowski, jeden z członków wyprawy Moro, Denis Urubko i Simone Morood lewej: Tomek Mackiewicz, Marek Klonowski, jeden z członków wyprawy Moro, Denis Urubko i Simone Moro facebook/simonemoro W bazie pod Nanga Parbat. Od lewej: Tomasz Mackiewicz, Marek Klonowski, członek wyprawy Moro i Urubki, Denis Urubko, Simone Moro (źródło: facebook/simonemoro)

Czytaj o niezwykłej wyprawie Mackiewicza i Klonowskiego >>

W tym roku twoim partnerem był Ueli Steck. Chcieliście poprowadzić nową drogę na Everest, ale wiosenna wyprawa zakończyła się bójką z Szerpami. Zarzucili wam, że strąciliście na nich kawałki lodu, później w ruch poszły pięści. Czy na Evereście zawsze było tak nerwowo?

Nie, agresja tam narasta. Szerpowie się zmienili. Kilkadziesiąt lat temu dorastali w izolacji od świata. Nie mieli telefonów, telewizji, internetu, pieniędzy. Kiedy pojawili się ludzie z zagranicy, pojawiły się też pieniądze. Szerpowie stali się nowocześni. I bardziej aroganccy. Kiedyś byli tragarzami, którzy szanowali swoich klientów. Później stali się przewodnikami. Teraz są biznesmenami. Załatwiają twoją podróż z Krakowa do Bergamo, z Bergamo do Katmandu. Odbierają cię z lotniska, zawożą do hotelu. Starsza generacja nie zmieniła się, 90 proc. Szerpów  wciąż jest przyjacielska. Ale młodzi są aroganccy, zanieczyszczeni. Czują się królami Everestu.

Czy agresja na Evereście może wynikać z konfliktu między wspinaczami, którzy chcą realizować cele sportowe, a Szerpami, którzy zajęli się komercyjnymi wyprawami?

Prawdziwy wspinacz, czyli odkrywca, nie jest mile widziany na Evereście. A już na pewno na normalnej drodze, na której ustawiają się kilkugodzinne kolejki na szczyt. To komercyjna góra.

Czy kolejki z Everestu mogą wkrótce przenieść się na inne szczyty?

Nie. Everest jest wyjątkowy. Sporo ludzi może jeszcze chcieć zdobyć Czo Oju czy Gaszerbrum II, bo w lecie nie są bardzo trudne. Ale to tylko trzy góry w Himalajach i Karakorum. Reszta to już naprawdę wymagające szczyty. A ludzie są coraz słabsi. Młodzi nie chcą się już pocić, nie chcą cierpieć. Nie są do tego przyzwyczajeni. Wolą pójść na randkę do kina. Ja jestem twardy, bo nauczyłem się tego od starszych. Nie narzekam, że jest mi zimno, że jestem głodny, że już nie mogę. Mogę, jak nie teraz, to później. Od kogo tego wszystkiego nauczą się młodsi? Nie ma się co bać o najwyższe góry. Są bezpieczne.

Kolejka na Mount EverestKolejka na Mount Everest facebook/simonemoro Kolejka na Everest (źródło: facebook/simonemoro)

Krytykujesz komercyjne wspinanie, ale czy sam nie masz w nim udziału? Dużo mówisz o tym, że twoim marzeniem jest stworzenie ratownictwa w Himalajach. Kupiłeś helikopter, latasz coraz wyżej, żeby ratować ludzkie życie. Czy to nie paradoks - chcesz bezpiecznych Himalajów, ale w efekcie coraz więcej niedoświadczonych wspinaczy będzie atakowało Everest ze świadomością, że jak coś pójdzie nie tak, to Moro ich uratuje?

Rzeczywiście trochę tak to wyglądało, ale mój helikopter się rozbił. Dostałem odszkodowanie i kupuję nowy. Teraz zasady będą już inne. Za taką akcję, trzeba będzie zapłacić. Wykupić ubezpieczenie. Ludzie muszą się nauczyć, że sami są odpowiedzialni za swoje życie, że nie zawsze ich uratuję. Muszą być dobrymi wspinaczami. Przecież ja nie zawsze mogę przylecieć, bo nie zawsze pogoda na to pozwala. Jeśli jednak coś się zdarzy i ich uratuję, to zapłacą. Dzięki tym pieniądzom chcę zbudować ratownictwo himalajskie, czyli pomagać głównie mieszkańcom okolicznych wiosek. Tam nie ma karetek, a pomoc medyczna jest potrzebna jak wszędzie. Moje akcje na Evereście to kompromis, dzięki któremu chcę pomóc lokalnej społeczności. Poza tym, kiedy spojrzę w statystyki z poprzedniego roku, to 70 proc. akcji ratunkowych, dotyczyła albo turystów, którzy mieli wypadki podczas trekkingu albo lokalnych ludzi. Więc mój plan już działa.

Helikopter Simone MoroHelikopter Simone Moro facebook/Simone Moro Helikopter ratunkowy Simone Moro (źródło:facebook/Simone Moro)

Za pieniądze bogatych chcesz pomagać biednym. Trochę jak Robin Hood.

Nie do końca, bo Robin Hood okradał bogatych. Ja tego nie robię. Wręcz przeciwnie. Ratuje im życie.

Ale czemu to robisz? Skoro jedziesz w zimie na Nanga Parbat, to wciąż szukasz wspinaczkowych wyzwań. Czemu się rozdrabniasz? Wspinaczka już ci nie wystarcza?

Nie będę wiecznie wspinaczem. Muszę pomyśleć o tym, co będę robił, kiedy dorosnę.

rozmawiał w Zakopanem Dominik Szczepański

Masz pytanie do Simone Moro? Wyślij je do autora na adres dominik.szczepanski@agora.pl. Spróbujemy je zadać.

Copyright © Agora SA