Anna Czerwińska: Zabrakło twardej rozmowy

- Było nieme przyzwolenie na atak, a sytuacja - trudna. Rozdzielili się. Złamali zasadę partnerstwa. Złamali etykę. To nie była wyprawa straceńców, ale przez złe decyzje nie dali sobie szansy - mówi w rozmowie z off.sport.pl Anna Czerwińska, członkini komisji badającej wydarzenia na Broad Peaku.

Dominik Szczepański: W raporcie sporo miejsca poświęcono etyce, partnerstwu w górach, integralności grupy. Czy przez Broad Peak nie próbujecie pokazać, że problem jest większy? Że nawet w tak ekstremalnych warunkach muszą działać procedury?

Anna Czerwińska: Skupiliśmy się wyłącznie na Broad Peaku. Oczywiście, wypłynęły przy tym uniwersalne problemy. Raport pisaliśmy, gdy Artur Hajzer jeszcze żył [zginął w lipcu na Gaszerbrumie I - ds.], jego program pierwszych zimowych wejść wciąż istniał i następne wyprawy były kwestią czasu. Gdyby na Broad Peaku wszyscy przeżyli, nie byłoby debaty o bezpieczeństwie i partnerstwie. Nie wyszłyby na jaw błędy kierownika i uczestników - złe decyzje taktyczne; niedocenienie sytuacji - mimo zaleceń nie wzięli ze sobą tlenu do ostatniego obozu; rozłączenie się podczas ataku szczytowego, co było przewinieniem największym. Złamane zostały zasady etyczne.

Za to najbardziej dostało się Adamowi Bieleckiemu.

- Przykro mi, że czuje się pokrzywdzony, ale raport mówi, że nie tylko on zawinił. Uchybienia były też po stronie kierownika Krzysztofa Wielickiego i Artura Małka.

Bielecki mówi, że gdyby zginął, to pewnie byłby bohaterem narodowym.

- Nie powinno się ratować drugiej osoby za cenę swojego życia. Pierwsza zasada ratownictwa to zapewnić bezpieczeństwo ratownikom. Nikt nie kazał mu chodzić w tę i we w tę po grani. Chodziło o to, żeby chwilę poczekał. Jeżeli nie był w stanie zrobić i tego, to mógł trochę zwolnić. Oglądać się, szukać z nimi kontaktu. Artur Hajzer wyraźnie w swoich zaleceniach pisał, że wspinacze muszą mieć ze sobą kontakt wzrokowy i radiowy. A tu zawiodło wszystko. Nie mówimy, że tylko Adam jest winny, ale jego przewinienia są największe.

Bo był najmocniejszy fizycznie? Czuł, że jego życie jest zagrożone.

- Prawdziwa moc człowieka tkwi w psychice, a nie w nogach. W mojej ocenie Adam ma z tym problem. Ucieka z tych gór, jest bardzo delikatny psychicznie. Tak było w przeszłości na Gaszerbrumie I i na Makalu. Teraz też pognał najszybciej, nie oglądał się za siebie. Tak się nie działa w grupie. Czuł, że ucieka przed śmiercią i miał do tego prawo. My jednak byliśmy w górach w różnych sytuacjach i oceniliśmy, że wraz z Arturem Małkiem złamali normy etyczne. Do przedwierzchołka szli razem. Tam rozwiązali się, a po chwili zrobili to Berbeka i Kowalski. Zespół zaczął się rozpadać.

Czyli zawalili wszyscy.

- Wolniejszy nie dogoni szybszego. Pierwszy zespół nie poczekał na drugi. Szansa na scalenie była jeszcze pod szczytem. Schodząc z wierzchołka, Małek spotkał się z Berbeką i rozmawiali. Maciek powiedział mu: nie idź sam, poczekaj, zaraz wrócimy i pójdziemy razem. Małek bał się, że zamarznie, więc poszedł w dół. Zespół przestał istnieć ostatecznie. Radiotelefony przestały działać, nadeszła noc. Stracili kontakt. A mogli iść razem i może by z tego wyszli.

Noc w Karakorum jest ostrzejsza od tej w Himalajach.

- Najsłabszy Tomek Kowalski przeżył na grani 12 godzin. Prognozy są teraz tak dokładne, że wszystko wiadomo. Na Broad Peaku dostali w prezencie bezwietrzną, niezimną noc. Superwarunki. Mieli świetny ekwipunek. Nie trzeba było uciekać. Zasada integralności zespołu, nawet w Karakorum, jest najważniejsza. To się nie zmieniło.

Bielecki ubrał się najlżej ze wszystkich, marzł szybciej.

- Ale dlaczego? Z tego wynika, że nie myśli, co robi. Szedł w zespole czteroosobowym. A gdyby on złamał sobie nogę i musiał leżeć na grani?

Raport ocenia, że ruszyli za późno, o 5 rano. O 15 mimo wątpliwości Krzysztofa Wielickiego nie zawrócili. W obu przypadkach Bielecki wskazuje, że decyzje podejmował Berbeka.

- Tak mogło być. Maciek mógł coś podpowiadać, ale to są dorośli ludzie. Nie powinni bać się rozmawiać ze sobą. Naszym zdaniem piąta to zbyt późna godzina.

Dlaczego Maciej Berbeka został oceniony pozytywnie? Tak samo jak inni: wyszedł za późno, nie zawrócił, rozwiązał się z Kowalskim.

- Oceniliśmy go pozytywnie przede wszystkim za to, że budował dobrą atmosferę na wyprawie. Cementował całą grupę, dbał o wszystkich. Niewątpliwie popełnił błąd, nie zawrócił, ale nie wiemy, co stało się po zejściu ze szczytu.

Był liderem?

- Chyba naturalnie przejął tę funkcję, ale to błąd, że nie zostało to powiedziane jasno. Wielicki jako kierownik powinien powiedzieć, że w czasie ataku to Maciek dowodzi. Gdyby tak było, to młodzi musieliby Berbece komunikować swoje decyzje. Zabrakło tych rozmów. Nie wiemy, dlaczego Maciek nie korzystał ze swojego radiotelefonu, a gdyby był liderem, to musiałby to robić. Krzysiek tego nie przypilnował. Atakowali, ale nikt o tym wyraźnie nie mówił. Było takie nieme przyzwolenie. Zabrakło twardych decyzji. Krzysiek nie wydał rozkazu: złazić. Nie wyrobił sobie takiego autorytetu, poszedł bardziej na układ kumpelski.

Wielicki powiedział, że tam nie ma jasnych procedur, nie ma reguł, sytuacje są nieprzewidywalne.

- Wanda Rutkiewicz powiedziała kiedyś, że na atak szczytowy trzeba iść z nastawieniem, że się już nie wróci. A dlaczego?! Przeciwnie. Trzeba wierzyć, że się wróci, trzeba walczyć o życie swoje i partnerów. Bo jak się zawali wszystko wcześniej, jak się nie da sobie szansy, to może być za późno. Mówi się, że na 8000 m nie można udzielić pomocy. Fizycznej może i nie, ale słowem wsparcia, obecnością da się zdziałać cuda. A oni nawet tego nie spróbowali. Przy Tomku mogło na koniec nie być nikogo, bo nie wiemy, co się stało z Maćkiem.

Czy po tym wszystkim komuś będzie się jeszcze chciało jeździć w Himalaje?

- Mamy mało osób, które nadają się na zimowe wyprawy. Tam trzeba mieć coś większego niż szybkość. Trzeba mieć żelazną "przeżywalność". Jak Kukuczka. Zasuwał na tych odmrożonych nogach w górę i w dół. Wątpię, czy młodzieży będzie się jeszcze chciało. Na razie krajowych zimowych wyjazdów na ośmiotysięczniki raczej nie będzie. Nie ma Artura Hajzera, nie ma sponsorów... Raport sprawi, że Bieleckiemu będzie trudno znaleźć miejsce na krajowych wyprawach. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale uważamy, że na to zasłużył.

Rozmawiał Dominik Szczepański

***

O raporcie mówią:

Adam Bielecki (uczestnik wyprawy, zdobywca Broad Peak)

- Zabolało mnie, że zostałem uznany za głównego winnego. (...) Byłem pewien, że umrę i nie zejdę z tej góry. Gdybym usłyszał przez radiotelefon: "Adam, zawróć po Tomka", odpowiedziałbym: "Krzysiek, k..., nie dam rady. (...) Jak przeczytałem raport, przeszło mi przez myśl i to, że powinienem był zostać na tej górze (...), czyli zginąć. Byłbym teraz bohaterem narodowym. (...) Dziś mogę powiedzieć coś, czego nigdy dotąd nie mówiłem: przyczyną tragedii na Broad Peak była błędna ocena swojego stanu przez Maćka i Tomka. Każdy z nas na tej grani musiał spojrzeć w głąb siebie i powiedzieć: "dam radę" albo "nie dam rady". Oni się pomylili. Uważam, że stałem się ofiarą polskiego piekła, dlatego myślę, że wyniosę się na Zachód.

Adam Bielecki w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym"

Krzysztof Wielicki (kierownik wyprawy na Broad Peak)

- Raport nie wyjaśnia, co się stało. Nie miałem wpływu na rozłączenie się obu zespołów. Tam nie ma procedur, sytuacje są nieprzewidywalne. Myślę, że ocena Adama Bieleckiego jest zbyt drastyczna.

Zobacz wideo

Jakie błędy stwierdziła komisja?

1. Wyprawa była bardzo dobrze przygotowana. Sprzęt był na najwyższym poziomie. Do wyprawy zaproszono uczestników o wystarczających kwalifikacjach. Brakowało badań przed wyprawą Krzysztofa Wielickiego i Macieja Berbeki.

2. W trakcie ataku szczytowego błędy popełnili kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki oraz uczestnicy akcji Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek. Nie uzgodnili w bazie podstawowych zasad taktycznych. Nie ustalili, co robić w przypadku zbyt wolnego tempa ataku, nie było ustalonej godziny odwrotu ani procedury w wypadku zasłabnięcia któregokolwiek z uczestników akcji.

3. Przebieg ataku był daleki od poprawnego. Zespół wyszedł za późno (o 5.00). Nie przygotowano taktyki wejścia. Nie sprawdzono łączności radiowej, która w trakcie akcji górskiej zawiodła. Zespół poruszał się zbyt wolno jak na warunki i trudność drogi. Nie reagował na opóźnienia, nie zdecydował się, mimo później pory, zawrócić. Przed wejściem na wierzchołek zespół rozdzielił się i nie próbował się połączyć, kiedy miał jeszcze na to szanse.

4. Adam Bielecki w największym stopniu odpowiada za zerwanie integralności grupy. Uczynił to w sposób świadomy i nieuzgodniony. Artur Małek też nie przejawił woli pozostania w grupie. Komisji nie przekonują argumenty, że obaj nie mogli po rozdzieleniu nic zrobić dla scalenia zespołu.

Raport i komentarze po jego opublikowaniu na www.off.sport.pl

Copyright © Agora SA