Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>
W ataku szczytowym brali udział jeszcze Simone Moro, legenda i gwiazda światowego himalaizmu, który na swoim koncie ma trzy pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki oraz Polacy: Paweł Dunaj i Jacek Teler. W ostatniej fazie pozostali jednak tylko Mackiewicz i Goettler. Założyli obóz IV na 7000 metrów, kolejnego dnia podeszli 200 metrów wyżej, ale, jak mówią Moro i Goettler, dalej teren był zbyt wymagający, a okres dobrej pogody zbyt krótki, by marzyć o szczycie.
Jeszcze jeden atak?
- David dotarł dna wysokość 7200 metrów. Zobaczył, że droga do szczytu jest bardzo długa i ma dużo technicznych momentów. Spodziewał się, że będzie łatwiej. Oceniliśmy, że potrzeba co najmniej pięciu ciepłych dni, żeby to się udało. Szczerze powiem, że nie spodziewam się okna pogodowego w najbliższych dniach, dlatego postanowiliśmy już teraz opuścić bazę pod Nanga Parbat. Polacy zostają do końca zimy. Życzę im wszystkiego dobrego - powiedział Moro hiszpańskiej gazecie ''El Pais''.
Z kolei Goettler o ataku szczytowym opowiedział Niemcowi Stefanowi Nestlerowi.
- Nie zabrakło mi determinacji, czułem się dobrze. Ale zauważyliśmy, że teren przed nami stanowi prawdziwe wyzwanie. To znaczy, że przy zejściu trzeba by było mieć dużo siły i być bardzo skoncentrowanym. A my mieliśmy tylko jeden dzień zapasu dobrej pogody. Uznaliśmy, że to było za mało. Zdecydowaliśmy błyskawicznie o powrocie - mówił Goettler.
Pod górą ciągle zostali Polacy: Tomasz Mackiewicz, Paweł Dunaj i Jacek Teler oraz Michał Obrycki, który wraca pod Nangę po tym, jak uporał się z problemami paszportowymi. Mackiewicz mówi, że nastroje są dobre, siły nie brakuje. Muszą podejść do obozu II, żeby zabrać resztę sprzętu, ale jeśli pogoda pozwoli, to spróbują zaatakować szczyt jeszcze raz. Z jego relacji wynika, że droga powyżej 7200 m nie wygląda aż tak źle, jak ocenił ją Goettler, a zawrócili przede wszystkim ze względu na silny wiatr.
Nanga Parbat Postępy wypraw w tym roku na drodze Schella (źródło: extremos.com.br) Postępy wypraw w tym roku na drodze Schella (źródło: extremos.com.br)
Moro wraca za rok
Simone Moro zapowiedział, że za rok wraca pod Nanga Parbat. Podobno już nawet przekonał swojego sponsora, czyli firmę The North Face. Włoch mówi, że jest bogatszy o tegoroczne doświadczenia. A doświadczył przede wszystkim złej pogody, która na drodze Schella (najdłuższej, która prowadzi na szczyt Nanga Parbat) była wrogiem nie do pokonania. Moro w rozmowie z hiszpańska gazetą zdradził, że za rok planuje się wybrać na drogę, której próbował w 2012 z Denisem Urubką. Wtedy wspinali się po drugiej stronie góry, od strony Doliny Diamir, trasą, którą w 2000 roku próbowali poprowadzić Reinhold Messner (pierwszy zdobywca wszystkich czternastu ośmiotysięczników) i Hans Peter Eisendle. Messnerowi i Eisendle'owi udało się dojść na 7000 metrów. Moro i Urubko zrezygnowali niżej.
Nanga Parbat. Drogi na Nanga Parbat od strony Diamir. Niebieska linia: droga Messnera i Eisendle'a (2000 r.), której za rok chce spróbować Moro. Czerwona: droga austriacko-kanadyjska. Żółta: droga Moro-Laffaile (2003 r.) Różowa: klasyczna droga Kinshofera (1962 r.) intotherocks.splinder.com. Drogi na Nanga Parbat od strony Diamir. Niebieska linia: droga Messnera i Eisendle'a (2000 r.), której za rok chce spróbować Moro. Czerwona: droga austriacko-kanadyjska. Żółta: droga Moro-Laffaile (2003 r.) Różowa: klasyczna droga Kinshofera (1962 r.). Żródło: intotherocks.splinder.com.
To o wiele krótsza droga niż droga Schella. Jest też krótsza od najpopularniejszego wariantu na Nanga Parbat, czyli drogi Kinshofera. Plus jest więc taki, że nie trzeba zabezpieczać ją ogromną ilością lin poręczowych, na co traci się mnóstwo czasu. To jednak niebezpieczna trasa, której fragment wiedzie pod wielkimi serakami (lodowymi nawisami) i jak przyznał Moro, przejście pod nimi "to gra w rosyjską ruletkę". Poza tym Nanga Parbat od strony Diamir to ciemne i zimne miejsce. Słońce świeci tam tylko kilka godzin dziennie - dlatego Polacy wybrali cieplejszą, ale dłuższą drogę Schella.
- Jest tam niebezpiecznie, ale myślę, że to jednak najlepszy wybór na zimową próbę. Droga na szczyt jest krótsza i nie potrzebujemy aż tylu dni dobrej pogody, co daje nam kilka opcji - tłumaczy Moro.
Włoch ma nadzieję, że uda mu się przekonać do wyprawy Denisa Urubkę, który w tym roku nie pojechał z nim pod Nanga Parbat z obawy przed atakiem terrorystycznym. W czerwcu 2012 roku zamachowcy zabili 11 osób w bazie Diamir.
- David Goettler również wraca za rok na Nanga Parbat i jeśli będziemy mieli Denisa to nasz zespół będzie jeszcze silniejszy. Denis się boi, ale może uda mi się go przekonać - mówi Moro.
Jeśli jednak Polakom uda się jeszcze tej zimy zdobyć szczyt, to niezdobyte zimą pozostanie już tylko K2.
Wszystko o wyprawach na Nanga Parbat >>
Śledź autora na twitterze @deszczep