Rok temu Polacy zdobyli Broad Peak. Historia ataku szczytowego

Wielicki: Godzina 18. Cisza. Do jasnej cholery, można osiwieć... Po chwili Berbeka połączył się z kierownikiem. Wielicki: Słucham cię Maciek, gdzie jesteście do jasnej cholery? Berbeka: Na szczycie, na szczycie... 5 marca 2013 roku Polacy weszli na Broad Peak, jako pierwsi ludzie w zimie. Oto historia tego dnia.

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

5 marca czwórka polskich himalaistów: Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak (8047 m.n.p.m.). Kierownikiem wyprawy był Krzysztof Wielicki. Berbeka i Kowalski nie wrócili już z góry. Zginęli podczas zejścia ze szczytu.

O sukcesie, ale i tragedii mówiło się dużo, wyprawa wzbudzała kontrowersje, ale to już inna historia. W trakcie tego roku poznaliśmy wiele szczegółów ataku szczytowego, o którym Wielicki, Bielecki i Małek opowiadali w wywiadach i na spotkaniach podczas festiwali górskich. Warto opowiedzieć tę historię jeszcze raz.

Noc przed atakiem

Ostatni namiot postawili na wysokości 7400 metrów. Maciej Berbeka spał z Adamem Bieleckim, a Artur Małek z Tomaszem Kowalskim. Czwartego marca na facebooku Polskiego Himalaizmu Zimowego informowano, że jeśli temperatura nie spadnie poniżej -30 stopni, to atak ruszy o północy.

Tygodnik Powszechny pisze jednak, że wśród nagrań rozmów istnieje mało znany, bo niepublikowany fragment, w którym Krzysztof Wielicki łączy się na kilka godzin przed atakiem szczytowym z Tomaszem Kowalskim. Młody wspinacz mówi kierownikowi, że idą spać, pobudkę planują na 3:00, a wyjście na 5:00. Wielicki pyta, kto ustalił takie godziny, na co Kowalski odpowiada, że ustalili to wspólnie, po dyskusji.

''Wielicki naciska: mówi, że 25 stopni to dość wysoka temperatura. - No wiesz, tak postanowiliśmy, a co sugerujesz, żeby wyjść wcześniej, tak? - pyta niepewnie Kowalski.''

Adam Bielecki nagrał film z pobudki, kiedy w oszronionym namiocie przygotowuje się do ataku.

 

Trudne negocjacje handlowe

Wyszli więc o 5:15. Jak tłumaczyli po wyprawie, dzień wcześniej późno dotarli do obozu IV i potrzebowali odpoczynku. Berbeka nie chciał ruszać zbyt wcześnie, bo bał się niskiej temperatury i odmrożeń, które mogłyby zatrzymać atak już na początku.

- Decyzję podjęliśmy wspólnie, ale była ona jak trudne negocjacje handlowe: proponowałem trzecią, Maciek Berbeka siódmą. Ja czwartą, Maciek szóstą. Stanęło na piątej. Kiedy Maciek przekazał decyzję Krzyśkowi Wielickiemu, ten odpowiedział mu, że to za późno. Na to Maciek: coś ty, o świcie będziemy przy pierwszej szczelinie. Przed atakiem szczytowym wyciszył się, zamknął się w sobie. Martwiłem się o niego. Ale po wyjściu z namiotu wyrwał w górę jak gazela. Myślę, że po prostu tak się koncentrował - mówi Bielecki.

Szli razem, co zdaniem komisji Polskiego Związku Alpinizmu, która później zbadała wydarzenia na Broad Peaku, jest dopuszczalne, "chociaż bezpieczniejsza była opcja ataku dwiema dwójkami".

- Tomek Kowalski uważał, że rozdzielenie zespołów pozbawi go szans na atak. To on przeforsował opcję jednego zespołu, a Krzysiek się jej nie przeciwstawił - opowiadał później Bielecki.

- Zdecydowałem, żeby poszli wszyscy. Nie mogłem zabrać im tej szansy. Jeśli wybrałbym jeden zespół, to drugi do końca życia by mi tego nie wybaczył - opowiadał Wielicki.

Maciek, dacie radę?

Do przełęczy mieli 500 metrów. Atak na początku prowadził Berbeka. - Narzucił niewiarygodne tempo - mówi Bielecki.

Problemy zaczęły się przed przełęczą, gdzie na ich drodze stanęły lodowe szczeliny. Ok. 11 pokonali drugą z nich, która leżała na wysokości 7850 metrów. Szacowali, że stamtąd na szczyt są już tylko trzy godziny. Na przełęcz i grań na wysokości ok. 7900 metrów himalaiści weszli o 12:30 w kolejności: Bielecki, Berbeka, a potem Małek i Kowalski.

Okazało się, że droga nad przełęczą jest bardzo wymagająca. W wielu miejscach musieli wspinać się po skale. Wiatry wywiały śnieg, którego w lecie na Broad Peaku nie brakuje.

- Pytałem: Maciek, jest już dość późno, dacie radę? Odpowiadał, że po to tu przyjechali, że dadzą radę. Zaufałem jego doświadczeniu. Nikt nie mówił, że się źle czuje. Atak był nie do zatrzymania. Nie miałem nawet do tego pretekstu - mówi Wielicki. Rzeczywiście niebo było bezchmurne, a prognoza pogody na noc obiecująca, bo temperatura nie miała spaść poniżej -35 stopni, co w zimie w Karakorum oznacza, że jest nieźle.

Zespół ruszył więc w górę. Na grani Bielecki związał się liną z Małkiem, a Berbeka z Kowalskim. W drogę zabrali ze sobą po małym termosie (0,75 litra), żele energetyczne oraz trochę suchego prowiantu. Każdy z wspinaczy miał ze sobą radiotelefon, z którego mógł łączyć się z bazą i kierownikiem. Sprzęt Artura Małka nie działał przez cały atak, Bielecki miał łączność do szczytu, później przestawiła mu się częstotliwość w radiu. Berbeka korzystał podczas akcji z radia Kowalskiego.

Broad Peak, rok 2013, przedostania szczelina przed przełęczą, wysokośc ok. 7750 m.Broad Peak, rok 2013, przedostania szczelina przed przełęczą, wysokośc ok. 7750 m. fot. facebook/PHZ, Adam Bielecki Przedostania szczelina przed przełęczą, wysokośc ok. 7750 m. (fot. facebook/PHZ, Adam Bielecki)

Krok w stronę niewiadomej

- Podczas ataku był jeden kluczowy moment. Zaraz przed Rocky Summit była łączność. Krzysiek się uparł, że chce porozmawiać z Maćkiem. Wszyscy się zatrzymaliśmy. Krzysiek zasugerował, że być może jest za późno i powinniśmy zawrócić. Maciek nie chciał. Powiedział, że przyjechaliśmy, żeby wejść na szczyt, a nie zawrócić. Też zacząłem wtedy kalkulować. Mogę to szczerze powiedzieć, że bez przekonania, ale czułem się w obowiązku powiedzieć, że może zawrócimy. I zostało to zignorowane. Maciek popatrzył na mnie, wziął czekan i zaczął się wspinać. To punkt, w którym przekroczyliśmy pewną granicę. Każdy musiał wejrzeć w siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mam dość siły, żeby wejść i zejść. Ja takiej kalkulacji dokonałem - opowiadał w rozmowie z Górami Książe k Bielecki.

Na przedwierzchołku Rocky Summit (8027 m.n.p.m) wspinacze stanęli o 16.

- Tam jeszcze można było zawrócić. Miałem takie uczucie, że wyrównałem rekord Maćka Berbeki sprzed 25 lat. Podejrzewam, że każdy z nas podjął na Rocky Summit decyzję, że wypływa na nieznane wody. Ja to porównuję do decyzji Krzysztofa Kolumba. Każdy z nas musiał to sam sobie postanowić. Nie wierzę, że ktoś tam szedł nieświadomie - mówi Małek.

I dodaje, że zaskoczyła go odległość, która dzieli Rocky Summit od szczytu. - Kiedy zobaczyłem wierzchołek pomyślałem: nareszcie koniec tej walki, tej wspinaczki. Ale po chwili dotarło do mnie - ja pierdzielę, ale to jest daleko. I postawiłem krok w stronę niewiadomej.

Bielecki w wywiadach i na spotkaniach podczas festiwali górskich opowiadał, że na Rocky Summit trząsł się z zimna. Wtedy zdecydował, że jeśli wszyscy będą chcieli iść dalej, to on pójdzie, ale szybciej, bo idąc tempem reszty nie przeżyje.

Poszedł pierwszy, zanim podążył Małek, a dalej szli Berbeka i Kowalski. Na Rocky Summit zdecydowali, że dalej nie idą już związani linami.

Broad PeakBroad Peak Grań szczytowa widziana z przełęczy (fot. PHZ/Adam Bielecki) Grań szczytowa widziana z przełęczy. Szczyt po lewej, Rocky Summit po prawej (fot. PHZ/Adam Bielecki)

Tykający zegar po drugiej stronie lustra

Pierwszy na szczycie o 17:20 stanął Bielecki.

- Miałem w głowie tykający zegar, bałem się nocy. Na szczycie był krótki moment radości. Chciałem się połączyć i powiedzieć: halo baza, halo baza, zgadnijcie, gdzie jesteśmy. Próbowałem przestroić radio. Miałem na to 20 sekund, aż straciłem czucie w palcach. Łajałem się w myślach: ty idioto, co ty zrobiłeś, stracisz te palce. Czułem strach przed nocą, nie wiedzieliśmy, co się wydarzy - mówił Bielecki.

Adam BieleckiAdam Bielecki Adam Bielecki na szczycie (fot.PHZ) Adam Bielecki na szczycie (fot.PHZ)

O 17:50 na szczycie stanął Artur Małek. -  Na szczycie byłem 30-40 sekund. I zaczynam zbiegać. Widzisz zachodzące słońce, wiesz, że zacznie się zaraz noc w Karakorum na 8000 metrów, niesamowity sprawdzian. Maciek mówił, że przy ekstremalnych warunkach, kiedy ryzykujemy życie, możemy zobaczyć drugą stronę lustra. I ja ją zobaczyłem. Wielu mówi nam, że mieliśmy idealne warunki. Te idealne warunki to - 35 stopni w słońcu. W cieniu dało się wytrzymać w bezruchu piętnaście, dwadzieścia sekund. Jedyna myśl, jaką miałem na szczycie to, że staję przed wielką próbą. Że całe życie, całe kilkunastoletnie wspinanie skupiło się na ten moment - mówi Małek.

Schodzący Bielecki spotkał zbliżających się do szczytu Berbekę i Kowalskiego.

- Dlaczego nie połączyłeś się ze mną przez radio Kowalskiego? Wtedy powiedziałbym, żeby nie szli na szczyt, tylko wracali z Adamem na dół - pytał Bieleckiego Wielicki, podczas Przeglądu Filmów Górskich w Lądku Zdroju.

-  Pomyślałem, że Maćkowi ten szczyt należy się jak nikomu innemu na świecie. Było tak późno, że zejście i tak było już po ciemku. Bardzo mi zależało, żeby Maciek zdobył ten szczyt, bo czułem, że 25 lat temu został skrzywdzony. Przez moment pomyślałem, że może powinienem ich zawrócić. Żałuję, że nie spróbowałem - odpowiedział mu Bielecki.

Bielecki mówił o wyprawie z zimy 1987/1988. Wtedy Maciej Berbeka wspinał się na Broad Peak z Aleksandrem Lwowem. Lwow jednak zrezygnował w obliczu załamania pogody. Berbeka dalej poszedł sam. Wszedł na Rocky Summit i stamtąd połączył się z bazą, od której usłyszał, że stoi na szczycie. Nie wiedział, że prawdziwy wierzchołek był dalej.

Artur MalekArtur Malek Artur Małek na szczycie. Zachodzi słońce (fot. PHZ) Artur Małek na szczycie. Zachodzi słońce (fot. PHZ)

Maciek, nie mogę czekać, zamarznę

Schodzący ze szczytu Małek również spotkał Berbekę i Kowalskiego, których od wierzchołka dzieliło już tylko kilka minut. Kowalski zaproponował wtedy Małkowi, żeby jeszcze raz wyszedł z nimi na szczyt i nakręcił tam z nim krótki filmik.

Zobacz wideo

- Albo czy nie poczekam na nich. Wiedziałem, że jeśli zostanę tam na pięć minut, to zamarznę. Słońce się chowało. Nadeszło niesamowite zimno. Podczas rozmowy dostałem drgawek. Dlatego odmówiłem.

Berbeka proponował, żeby schodzili w trójkę.

- Mówię mu: Maciek, jakbym miał tu poczekać na was nawet pięć minut, to zamarznę. Tak tam jest, musisz się wydostać z tego jak najszybciej - opowiada Małek.

Maciek, gdzie jesteście do jasnej cholery?

Kowalski i Berbeka na szczycie stanęli o 18:00. Stamtąd Berbeka połączył się z Wielickim. Poniżej zapis nagrania.

Wielicki: Godzina 18. Cisza. Do jasnej cholery, można osiwieć...

Po chwili Berbeka połączył się z kierownikiem.

Wielicki: Słucham cię Maciek, gdzie jesteście do jasnej cholery?

Berbeka: Na szczycie, na szczycie...

Wielicki: Gdzie jest Adam?

Berbeka: Pół godziny wcześniej [wszedł]. Już schodzi.

Wielicki: Mógł się zgłosić gamoń jeden. Poza tym powinien był poczekać na was.

Bielecki nie połączył się z kierownikiem, ponieważ przesterowało mu się radio. Berbeka i Kowalski zaczęli schodzić razem. Z relacji himalaistów wynika, że szli wolno. Kowalski był ostatni.

Wielicki przyznał, że liczył na współpracę podczas zejścia. Myślał, że himalaiści poczekają na siebie i zwiążą się liną.

- Później się dowiedziałem, że są wykończeni - mówił Wielicki.

Wielicki: Będę wołał Maćka i Artura żeby poczekali na Tomka, muszą mu pomóc.

Maciej BerbekaMaciej Berbeka Maciej Berbeka (fot. PHZ) Maciej Berbeka (fot. PHZ)

Bez gwiazd, bez księżyca

Małek i Bielecki byli już jednak daleko z przodu, Berbeka nie łączył się przez radio, a tempo Kowalskiego dramatycznie spadło.

- Niesamowicie było ciemno. Bez gwiazd, bez księżyca. Musisz się skupić na tym, co widzisz. Widzisz taki [mały] fragment, szukasz [znajomych] elementów: tu był taki kamień, tu taka skała - opowiadał Małek.

Bielecki tłumaczył później, że nie zapomniał o partnerach. Analizował ich szanse na bezpieczny powrót. - Zastanowiłem się, czy jestem w stanie sam pokonać grań. Uznałem, że jestem. Później pomyślałem, czy Artur sobie poradzi. Uznałem, że tak, bo miał linę i jest lepszy technicznie ode mnie. Później pomyślałem o Tomku. Był z nim Maciek, a jak z kimś był Maciek, to dadzą sobie radę. A Maciek? Nie wątpiłem, że jest w stanie przeżyć noc - mówił Bielecki.

Małek i Bielecki mówili później, że toczyli wyścig z czasem i potwornym zimnem. Nie wyobrażali sobie spędzić nocy na tej wysokości pod gołym niebem.

- Jeśli ci ludzie czuli się zagrożeni, to chcieli iść jak najszybciej w dół. Nie wiedzieli, że tamci mają się źle - tłumaczy Wielicki.

Jeden krok, osiem oddechów

Bielecki w pewnym momencie pomylił drogę.

- Wielu ludzi mówi, że jestem maszyną z super wydolnością. Ale ja się nie czułem tam wydolny. W pewnym momencie zobaczyłem żółte światło, tak jakby od latarki czołowej. Pomyślałem, że to Karim [Hayyat, jeden z pakistańskich wspinaczy wspomagających akcję - przyp. red] po nas wyszedł, że jesteśmy uratowani. Jak ja mogłem tak pomyśleć? Skąd on miał się tam wziąć? Tak działała moja głowa. Okazało się później, że to światło, to było ognisko, które rozpalono w bazie. Nagle światło znikło. Rozkleiłem się. Najgorsze, że ja szedłem w stronę tego światła, a to nie była odpowiednia droga w dół i to by się skończyło tragicznie - mówi Bielecki, który bezpiecznie dotarł do obozu o 22:10.

Małek do obozu IV dotarł prawie cztery godziny później. W pewnym momencie zgasła mu czołówka, musiał zmienić baterię. To wtedy z oczu stracił go wypatrujący kolegi z biwaku szturmowego Bielecki.

- Zacząłem iść w górę w kierunku miejsca, gdzie widziałem Artura. Jeden krok, osiem oddechów. Po trzech krokach dłuższy odpoczynek. Przez 30 minut zrobiłem 50 metrów w górę. To nie miało sensu - mówi Bielecki.

Małek wymienił baterie i szczęśliwie dotarł do obozu. Ani razu nie widział za sobą Berbeki i Kowalskiego. - Z godzinę leżałem w namiocie, zanim doszedłem do siebie - mówi Małek.

Kowalski: Nie mam siły

Bielecki opowiada, że dopiero w momencie kiedy do obozu pozostała mu godzina, zrozumiał, że coś poszło nie tak.

- Zmroziło mnie, kiedy zobaczyłem światełko bardzo wysoko na grani. Nikt nie miał prawa tam wtedy być - mówi Bielecki.

Dwójka, która nie wróciła z Karakorum, stanęła na szczycie o 18. Godzinę później przerażony Wielicki rozmawiał z Kowalskim. - Nie widzę Maćka, nie mogę podejść pod Rocky Summit. Jestem słaby. Nie mogę iść. Zmarzłem. Mam białe ręce. Nie wiem, gdzie moje rękawice - miał powiedzieć do Wielickiego Kowalski.

- Chciałem połączyć się z którymś z chłopaków, żeby mu pomogli - mówi Wielicki. Radio Bieleckiego było przesterowane, a Małka nie działało przez cały atak. Berbeka nie odbierał.

Rocky Summit to kilkanaście metrów niższy przedwierzchołek góry, pod który trzeba podejść w drodze ze szczytu.

Kowalski: Ja jeszcze jestem w kopule. Najgorsze, że mam podejście pod Rocky Summit. Ni ch... nie wiem, jak to zrobić. Nie mam siły.

Inne góry mają tak, że po szczycie się schodzi. A tutaj żeby zejść, trzeba jeszcze podejść. Ta konieczność ponownej wspinaczki pod górkę może sprawić, że organizm może tego nie wytrzymać. Wiedziałem, że po szczycie przyjdzie to najgorsze. W bazie dyskutowaliśmy, czy po zdobyciu szczytu zejście w nocy będzie możliwe. Nikt w zimie w Karakorum jeszcze tego nie robił. Byliśmy pierwsi  - mówi Małek.

Gdy już doszedł do bazy, to wraz z Bieleckim rozmawiał przez radio z Kowalskim. Dopingował go, żeby się nie poddawał.

Małek: [Tomek], k..., jak tam będziesz siedział, to zamarzniesz. Na przełęczy jest cieplej.

Wielicki: 5:15 zgłosił się Tomek, mówił, że jest odmrożony, czekał gdzieś tam [na poranek]... Maciek prawdopodobnie schodzi, sytuacja jest dramatyczna.

Kowalski miał płytki, krótki oddech. Kierownik wyprawy doradził mu wzięcie leków na obrzęk płuc. Z rozmów wynika, że tabletki wypadły Kowalskiemu z rąk.

Tomasz Kowalski Tomasz Kowalski  Tomasz Kowalski (fot. PHZ) Tomasz Kowalski (fot. PHZ)

Siedzimy z Maćkiem na kamieniu

Kowalski zamarzł czekając na słońce. Nie wiadomo, czy w pobliżu był Maciej Berbeka.

Schodzili osobno, ale Berbeka trzymał się blisko bo Kowalski, co jakiś czas widział jego sylwetkę. Podczas jednego z połączeń powiedział: będziemy biwakować. - To gdzie jesteście? - zapytał Wielicki. - Siedzimy na kamieniu - odpowiedział Kowalski. - To daj mi Maćka - prosił Wielicki. - Maciek nie chce gadać - zakończył Kowalski. Czy naprawdę spotkał się z Berbeką? Czy to tylko wycieńczony organizm stworzył obok niego sylwetkę przyjaciela, z którym razem spędzi noc? Tego się już nie dowiemy. Wielicki podkreśla, że Kowalski był skrajnie wyczerpany. - Ani razu nie poprosił o pomoc, co znaczy, że nie zdawał sobie sprawy z tego co się z nim dzieje - mówił kierownik wyprawy.

Wielicki sądzi, że Berbeka szedł wolniej ze względu na pogarszający się stan zdrowia, ale i oglądał się za Kowalskim.

Zobacz wideo

Wielicki: Myślę, że Maciek był i słaby i chciał zobaczyć, gdzie jest Tomek.

6 marca pakistański wspinacz Karim Hayat wyszedł z obozu II w celu zlustrowania stoków pod przełęczą i kontynuacji poszukiwań. Doszedł aż do szczelin na wysokości około 7700 m. Pomimo bardzo dobrej widoczności nie dostrzegł żadnych śladów Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego.

Następnego dnia Kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki uznał szanse na przeżycie dwójki zaginionych po spędzeniu dwóch nocy bez sprzętu biwakowego w ekstremalnie trudnych warunkach za zerowe.

Wyprawę zakończono 8 marca po południu. Po symbolicznym pożegnaniu i modlitwie za zmarłych rozpoczęto zejście w doliny. W lecie na Broad Peak pojechał wyprawa poszukiwawcza. Ciało Kowalskiego znaleziono poniżej Rocky Summit i pochowano w szczelinie lodowej. Ciała Berbeki nie odnaleziono.

Broad Peak był 12 ośmiotysięcznikiem zdobytym w zimie. Dziesięć zdobyli Polacy.

- Pamiętam jak Jurek Kukuczka płakał nad szczeliną, w której pochowano Andrzeja Czoka. Rok później śpiewał: kocham was góry - mówi Wielicki.

Zobacz wideo

Śledź autora na twitterze @deszczep

Copyright © Agora SA