Michał Dzikowski o wyprawie na Nanga Parbat: Cel nie uświęca środków

- Góra dla mnie jest symbolem, misją, którą trzeba wykonać, ale Nanga Dream to bardziej wyjazd przyjaciół, bycie ze sobą. Wyjazd grupy, która się nawzajem wspiera, rozumie się i szanuje. I szanuje tę kulturę, do której jedzie. To nie jest parcie w górę za każdą cenę. Liczy się bezpieczeństwo, dobra zabawa i emocje. Góra jest celem, ale cel nie uświęca środków - mówi Michał Dzikowski, członek wyprawy na Nanga Parbat.

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

Wyprawa na Nanga Parbat już się zakończyła. Tomasz Mackiewicz osiągnął wysokość 7200 metrów i wraz z Jackiem Telerem, Michałem Obryckim i Pawłem Dunajem wraca do kraju. Wcześniej spod góry odjechali Marek Klonowski i Michał Dzikowski. Ten ostatni opowiadał o wyprawie podczas 16. Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów - Kolosy, które w dniach 7-9 marca odbyły się w Gdyni.

Michał Dzikowski zaprezentował tam swój film z wyjazdu do Pakistanu.

Nanga Dream Winter Expedition 2013/14 from Michael Dee on Vimeo .

Dominik Szczepański: Jak się znalazłeś na tej wyprawie?

Michał Dzikowski: Poznałem Marka i Tomka dziewięć lat temu na zachodzie Irlandii. To był jakiś zlot nurków. Spędziliśmy całą noc bawiąc się i rozmawiając o życiu , później mało co z tego pamiętaliśmy. A rok temu byłem w Dublinie na lotnisku, patrzę, Marek idzie. Wracał z Kolosów. ''Ty, Marek, cześć!''. ''Cześć!''. ''Chciałbym z wami pojechać na Nangę''. ''Ty, no to dawaj, pisz do mnie''. Wyobraź sobie, jakie kosmiczne zrządzenie losu. Ja tam przypadkiem byłem na tym lotnisku. Pogadaliśmy pięć minut. Napisałem do niego. Zaczęliśmy gadać. Wysłałem mu ze trzy maile z linkami do moich zdjęć. No i chłopaki zadzwonili, że jadę.

Wkupiłeś się zdjęciami?

Chciałem, żeby w tym kierunku to poszło. Ale nasza rozmowa była bardziej o poglądach na życie, więc to nie było tak, że ja się musiałem wkupywać. Rozmowa poszła gładko i chłopaki powiedzieli, że jadę. Nagle zdałem sobie sprawę, jaki ogrom przeciwności przede mną stanął. Że ja to wszystko muszę załatwić. Zacząłem trenować.

Jak trenowałeś?

Już wcześniej biegałem, ale starałem się trochę zmienić profil, poszedłem bardziej w kierunku dłuższych dystansów. Kupiłem trochę sprzętu i pojechałem na kurs do jednego gościa na północy Irlandii. Nauczył mnie skałek, pracy z linami

Przyspieszony kurs himalajski.

Bardzo przyspieszony kurs himalajskiej wspinaczki zimą w Irlandii.

Jakie miałeś wcześniej górskie przygotowanie?

Lubię spełniać swoje dziecięce marzenia. Zawsze byłem pod wielkim wrażeniem Kukuczki i Rutkiewicz. Czytając książki o ich przygodach chciałem mieć takie okulary, wielkie, odbijające światło Co roku jeżdżę na pustynię, w tym roku zahaczyłem jeszcze o Dżabal Tubkal, wszedłem i zszedłem w zimie w 48 godzin. Kompletnie zielony byłem, ale spodobało mi się. Jak to mówią, do odważnych świat należy. No a jakiś czas potem załatwiłem wizę. No i poleciałem. Kiedy wylądowałem w Islamabadzie i znalazłem się w hotelu, to zadzwoniłem do chłopaków. Mieli już tam być. Dzwonię do nich, a oni jeszcze są na imprezie w Manchesterze. Przyjechali 12 godzin później.

Pierwszy raz byłeś w Pakistanie? Jak wrażenia?

Pierwszy, ale znam klimaty arabskich krajów, więc nie był to dla mnie wielki szok. Piękny, wspaniały kraj, niesamowici ludzie. Jedni z bardziej przyjaznych. Zawsze powtarzam, że kraje trzeciego świata to Świat Cywilizowany, a zachód to dzicz, który dla mnie wcale nie jest cywilizowany. Tutaj rządzi pieniądz, a tam przyjaźń i szacunek dla gościa. Wszędzie herbata, poczęstunki, szczere uściski i pomoc.

Ale jednak w czerwcu 2013 roku w bazie pod Nanga Parbat zamachowcy zabili 11 osób. Nie bałeś się?

Im jest trudniej, tym jest lepiej Strach nie spędzał mi snu z powiek. Zdawałem sobie sprawę, że wydarzyła się tam olbrzymia tragedia, ale robiąc to, co robimy, musimy się liczyć z takimi rzeczami. Poza tym zdawaliśmy sobie sprawę, że to wcale nie musiało być tak, jak o tym mówiły media. Na miejscu rozmawialiśmy z lokalnymi ludźmi i mamy wątpliwości do tej całej sprawy, która do dziś nie jest wyjaśniona.

Pamiętasz ten moment, kiedy stanąłeś pod ścianą Nanga Parbat?

Musisz pamiętać, że tegoroczna akcja była taka, że w sumie nasza szóstka się dobrze nie znała. Musieliśmy się jakoś dotrzeć, poznać. Zaczęliśmy trekking na wysokości 1700 m, a baza w Lattabo stoi na 3500 m. Cały dzień szliśmy. Góra olbrzymia, niesamowite wrażenie. A my mieszkaliśmy kilkanaście metrów od jej ściany. Cały czas nad nami stała. W dalszym ciągu nie zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawy, bo nie wiedziałem jak wyglądają Himalaje i to w dodatku zimą. Niesamowite doświadczenie, każdego dnia uczyłem się czegoś nowego.

Mówisz, że musieliście się poznać. Możesz scharakteryzować krótko każdego członka wyprawy?

Marek i Czapa [Tomek Mackiewicz - przyp. red] to niesamowity duet. To są goście, którzy są całkiem różni od siebie, ale doskonale się dopełniają. Oni we dwóch to dużo więcej niż 1+1. To kula energii. Paweł, niesamowicie radosny facet. Energii miał tyle, że wstawał rano i już biegał, coś kombinował, przynosił kamienie, modernizował dom, był naszym głównym wykonawcą. Michał Obrycki - super koleś. Pomocny, skromny, bardzo fajny facet. Trzymał się z Pawłem, bo są z jednego klubu. Jacek Teler - myślałem sobie wcześniej, z takim gościem jadę? Legenda prawie, kilkanaście razy był w Pakistanie. Bardzo mi pomógł. Głównie z nim poruszałem się po górach. Encyklopedia himalaizmu i wiedzy górskiej.

Jak się odnalazł z ekipą młodszych chłopaków na punkowym wyjeździe?

Jest taka scena, gdzie Marek mówi tuż przed wyjazdem, słuchajcie, różnie to bywa, ale jest nieźle. Nie ma żadnych scysji, jest ok. Cała ekipa bardzo fajna.

Jak zniosłeś dwa miesiące w zimnie?

Przez pierwsze dni było bardzo zimno, organizm musiał się dostosować. Potem się dostroiłem.

Jak wspominasz akcję górską?

Ja doszedłem do 5500, czyli do C1A. Najwyższe miejsce, w jakim byłem w życiu. Praktycznie w każdym wyjściu biłem mój rekord życiowy. Każda komórka twojego ciała jest spięta To trochę tak jak nurkowaniem. Pamiętam, że jak zaczynałem nurkować, to na początku nie mogłem się z tego cieszyć, bo za dużo było w tym niepewności. Więc ja skończyłem na 5500, chłopaki zrobili depozyt na 5750. Czułem się, jak pełnoprawny członek drużyny, co było bardzo miłe. Dla mnie ważne było, żeby chłopaków nie spowalniać. I się udało.

O co chodzi w tej waszej wyprawie?

Mogę mówić tylko za siebie, chociaż pewnie chłopaki myślą podobnie. To nie jest tylko góra. Góra jest bardzo ważna i to jest marzenie Tomka i Marka, do którego my się dołączyliśmy w tym roku, za co jestem im bardzo wdzięczny, bo nas zabrali ze sobą. Góra dla mnie jest symbolem, misją, którą trzeba wykonać, ale bardziej to wyjazd przyjaciół, bycie ze sobą. To wyjazd grupy, która się nawzajem wspiera, rozumie się i szanuje. I szanuje tę kulturę, do której jedzie. To nie jest parcie w górę za każdą cenę. Liczy się bezpieczeństwo, dobra zabawa, emocje, które łączą szóstkę ludzi. Góra jest celem, ale cel nie uświęca środków. To jest Nanga Dream, spełnianie marzeń, wyczyn sportowy, przyjaźń. Zlepek kilku rzeczy.

Obok was działała druga wyprawa - Simone Moro, David Goettler i Emilio Previtali. Cały czas słyszeliśmy, że nie było rywalizacji. To prawda?

To właśnie dotyka tego, o czym mówiłem. Cel nie uświęca środków. My nie pojechaliśmy tam zdobyć góry i nie patrzeć na nic innego. Mieliśmy szczere, przyjacielskie stosunki. Zapraszali nas na obiad, my ich na saunę. Zresztą ostatnia akcja, kiedy Tomek i David wyszli razem to pokazuje. To było nasze wspólne działanie na tej górze.

Śledź autora na twitterze  @deszczep

Copyright © Agora SA