Karim Hayat: Rodzice Tomka Kowalskiego poprosili mnie o przeniesienie jego ciała [WYWIAD]

- Wyprawa poszukiwawcza Jacka Berbeki wykonała kawał wspaniałej roboty na Broad Peaku. Zrobili wszystko, co mogli, ale rodzice Tomka podjęli dobrą decyzję. Trzeba było przenieść jego ciało kawałek dalej w bezpieczne miejsce. Wcześniej było na widoku każdego, kto szedł na szczyt - mówi Karim Hayat, pakistański wspinacz, który pomagał Polakom podczas pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak.

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

Dominik Szczepański: Kiedy poznaliście się z Krzysztofem Wielickim?

Karim Hayat : Jako młody chłopak spotkałem go w 1996 roku pod K2. Wtedy po raz pierwszy natknąłem się w górach na Polaków. Przez kolejnych 15 lat nie miałem z nimi kontaktu. Więc kiedy zobaczyłem Wielickiego w 2011 roku w bazie, to podszedłem do niego i przedstawiłem się. Nie pamiętał mnie. Minęło tyle lat... Porozmawialiśmy chwilę i zaproponowałem mu wspólną wyprawę na kilka niezdobytych sześciotysięczników w rejonie Hunzy. Pomysł spodobał mu się tak bardzo, że odwołał swoją podróż do Patagonii. Dołączył do nas jeszcze Janusz Majer, obecny szef waszego programu himalaizmu zimowego. Udało nam się zdobyć dziewiczy szczyt w dolinie Shimshal.

Po tej wyprawie Wielicki powiedział mi, że zamierza zorganizować zimową ekspedycję na niezdobyty o tej porze roku Broad Peak (8047 m.n.p.m.). Pomyślałem sobie, że może uda mi się go przekonać, żeby wziął mnie ze sobą.

Chciałeś być jednym ze wspinaczy i atakować szczyt?

Nie. Powiedziałem mu, że mógłbym pracować jako tragarz wysokościowy i pomagać Polakom w noszeniu sprzętu między obozami. Wielicki popatrzył na mnie poważnie i zapytał, czy wspiąłem się już na jakiś ośmiotysięcznik. Oprócz próby na K2 byłem jeszcze jesienią 2011 roku na Broad Peaku, gdzie w stylu alpejskim udało mi się wejść na wysokość 6300 metrów. Wielicki pomyślał i przyznał, że być może mógłbym pomóc im w wyprawie. Janusz Majer roześmiał się wtedy i powiedział, żebym się nie przejmował, że Wielicki mnie weźmie.

Historia wyprawy na Broad Peak >>

Jakie wrażenie zrobił na tobie Wielicki?

Miłego gościa z wielkim poczuciem humoru, który ma dla wszystkich szacunek. Jeszcze kilka razy pytał mnie, czy na pewno chcę wybrać się z Polakami na Broad Peak. Odpisywałem, że tak, że cały czas ćwiczę i przygotowuję się na tę wyprawę. W końcu dostałem informację, że bierze mnie ze sobą jako przewodnika do bazy pod Broad Peakiem. A kiedy wyprawa już się zaczęła, to byłem zaskoczony.

Czym?

Warunkami w Karakorum. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak zimno. Od Polaków uczyłem się życia w niskich temperaturach. Obserwowałem ich dokładnie na wypadek, gdybym w przyszłości chciał zorganizować zimową ekspedycję. Już wyjście do obozu II było dla mnie prawdziwą przeprawą. Pogoda była kiepska, zbocze oblodzone, a wiatr lodowaty. Było mi zimno we wszystkie palce. I wtedy pomyślałem: co ja tu do licha robię? Miałem być ich przewodnikiem do bazy, a nie wspinać się z nimi do kolejnych obozów. To nie jest  moja praca. Doświadczenie wspinaczki w zimie było dla mnie zbyt ciężkie. Obiecałem sobie, że zostanę w bazie.

Ale nie zostałeś.

Ciągnęło mnie w górę. Kilka razy próbowałem dotrzeć do obozu III i zawracałem, bo nie czułem się na siłach. Przed atakiem szczytowym chłopaki długo siedzieli w bazie, bo pogoda była zła. Krzysztof Wielicki zapytał mnie wtedy, czy to możliwe, żebym wyszedł w górę i wspomógł ich atak. Chciałem spróbować, więc powiedziałem, że postaram się dojść z nimi do obozu III, a później będę siedział w obozie II. Maciek Berbeka powiedział, żebym szedł za nim. I udało się.

Dlaczego akurat wtedy się udało?

W chodzeniu Maćka było dużo mądrości. Szedł miarowo, bardzo powoli i to się sprawdzało. Wlokłem się za nim i okazało się, że nie tracę tyle energii, co wcześniej. To była dla mnie wielka sprawa - dotrzeć w zimie do obozu III na Broad Peaku. W końcu, nie byłem zaprawiony we wspinaczce o tej porze roku. Pożegnałem się z nimi w trójce. Powiedziałem: do zobaczenia w obozie II. To były ostatni raz, kiedy widziałem Maćka Berbekę i Tomka Kowalskiego. Zaginęli podczas zejścia ze szczytu.

A ty poszedłeś w górę ich szukać.

Wielicki zapytał, czy mógłbym przenieść się do wyższego obozu, bo chłopaki mogą mieć problem podczas zejścia i przyda im się pomoc. Zgodziłem się od razu. Poprosił, żebym wziął ze sobą jedną butlę z tlenem. Gdy dotarła do mnie wiadomość, że Tomek i Maciek nie wrócili do obozu IV, podszedłem prawie pod przełęcz, na wysokość 7800 metrów, ale ich nie znalazłem. Z tyłu głowy cały czas miałem, że jestem sam, mogę liczyć tylko na siebie. Gdyby mi się coś stało, to nikt by mi nie pomógł. Wyczerpany Artur Małek siedział w obozie IV, a Adam Bielecki schodził do bazy. Wielicki powiedział, żebym wracał. Zrobiłem, co mogłem. Ta tragedia była dla mnie wielkim szokiem.

Kilka miesięcy później w czerwcu byłeś już pod Nanga Parbat. Miałeś szczęście być w górze, gdy do bazy w dolinie Diamir wkroczyli terroryści i zabili 11 osób.

To była dla nas ważna wyprawa. Miałem zdobyć swój pierwszy ośmiotysięcznik. Za wszystko zapłaciliśmy z własnej kieszeni, bez problemu dotarliśmy do obozu III. Byliśmy w obozie II, gdy przyszedł do nas wspinacz z Azerbejdżanu. Poprosił, żebym rozsunął namiot i powiedział, że Talibowie zaatakowali bazę.

Nie mogłem w to uwierzyć. Zapytałem, czy zwariował.

Dlaczego zaatakowali bazę, dlaczego zabili ludzi w środku? Myślę, że atak był zaplanowany dużo wcześniej. Być może chcieli zniszczyć sektor turystyczny w Pakistanie. Jeśli tak, to udało im się.

Ta masakra zniszczyła w nas wszystko. Odebrała nam emocje, siłę. Byliśmy zdruzgotani przez kolejne miesiące. Ja... nie mogłem się już wspinać, ciągle myślałem o tym, co się stało w bazie Diamir.

Ale wróciłeś w góry.

W listopadzie. Wchodziłem na niższe, ale niezdobyte szczyty. I jakoś udało mi się odzyskać przyjemność ze wspinania. Wtedy odezwała się do mnie rodzina Tomka Kowalskiego. Zapytali, czy nie wróciłbym na Broad Peak, by przenieść ciało Tomka w możliwie spokojne miejsce. Po rozmowie z moimi wspinaczkowymi partnerami zgodziłem się.

Wiedziałem, że to będzie trudne zadanie, bo tak wysoko jeszcze w górach nie byłem. Na wysokości blisko 8000 metrów czekała nas naprawdę ciężka praca.

Znaleźliśmy Tomka piętnaście metrów nad przełęczą.

Znieśli go tam Jacek Berbeka i Jacek Jawień, którzy w lecie 2013 roku wraz z Krzysztofem Tarasiewiczem zorganizowali wyprawę poszukiwawczą.

Obejrzeliśmy dokładnie to miejsce. Wraz z moim partnerem postanowiliśmy wejść na szczyt, a w drodze powrotnej zająć się ciałem. To był nasz plan, który wymyśliliśmy wcześniej. Założyliśmy sobie, że jeśli prace związane z przeniesieniem ciała Tomka będą skomplikowane, to zrezygnujemy ze szczytu. Ale na miejscu okazało się, że przeniesienie Tomka w inne miejsce nie będzie trudne. Mój partner zawrócił z Rocky Summit, przedwierzchołka Broad Peaka. Powiedział, że dotarł do granicy 8000 metrów i to mu wystarczy. A ja ruszyłem w kierunku mojego marzenia. I udało się. Na szczycie byłem ok. godz. 15.

Potem wróciłem do Tomka. Byłem w szoku. Leżał bardzo blisko drogi wiodącej na szczyt. Każdy ze zmierzających na wierzchołek himalaistów widziałby go. Wyprawa Jacka Berbeki wykonała kawał wspaniałej roboty, zrobili wszystko, co mogli. Ale rodzice Tomka podjęli dobrą decyzję. Trzeba było przenieść jego ciało kawałek dalej w bezpieczne miejsce i przykryć je. Dla mnie to też było ważne, bo bardzo się z Tomkiem zaprzyjaźniliśmy. Chciał, żebym atakował szczyt z nimi.

Jak to?

Powiedział mi: Karim, szybko się zaaklimatyzowałeś, pracujesz bardzo sprawnie, czemu nie miałbyś wejść na Broad Peak z nami? Bardzo mnie motywował. Mówił, że mi się uda i żebym do nich dołączył. Odpowiedziałem, że nie chcę przeszkadzać, bo to narodowa wyprawa Polaków. Gdyby coś poszło nie tak, to ludzie by mnie obwiniali.

***

Karim Hayat wspinał się w zasadzie od dziecka, bo jego wioska jest położona wysoko w górach Pakistanu. Do szkoły miał trzy kilometry, codziennie zasuwał w górę i w dół. Od małego był zainteresowany tym, co działo się w górach. Widział wspinaczy, którzy mijali jego dom. Słuchał opowieści o zdobywaniu niebezpiecznych szczytów i postanowił, że chce być jak oni. W Pakistanie wspinaczka nie jest popularna. Jak mówi, ludzie skupiają się tam na innych rzeczach. Żyje im się ciężko, więc nie myślą o grupce osób, która na długie miesiące znika pod ośnieżonymi szczytami. Ale z okna swojego domu widział wierzchołki Rakaposhi (7788 m.n.p.m.) i Golden Peaka (7027 m.n.p.m.), które przyciągały codziennie jego wzrok.

Kiedy poszedł na studia, to zatrudnił się w punkcie turystycznym i to był kolejny krok w kierunku gór. Potem pojechał do Nepalu, żeby zrobić w 2000 roku dyplom ze wspinaczki. Ten papier dał mu dużo pewności siebie i tak naprawdę dopiero wtedy zaczął się wspinać na serio.

- Zacząłem eksplorować mało znane doliny w Pakistanie. Wszedłem na kilka dziewiczych szczytów, jeden miał ponad 6000 metrów. No i pracowałem przy zagranicznych ekspedycjach. W końcu, w 2004 roku dostałem propozycję wyjazdu na K2. Udało mi się wyjść na wysokość 6700 metrów. Pieniądze zarobione na pomaganiu wyprawom przeznaczałem na swoje górskie cele - mówi Karim.

W 2011 roku pojechał do Nepalu, by wspiąć się na Island Peak (6189 m.n.p.m.). W bazie spotkał Krzysztofa Wielickiego. Nie widzieli się kilkanaście lat. Rok później szedł z nim, Maciejem Berbeką, Tomaszem Kowalskim, Adamem Bieleckim i Arturem Małkiem pod Broad Peak, jeszcze zimą niezdobyty. Miał ich tam tylko zaprowadzić i pomóc w niższych obozach, ale gdy rozpoczął się atak szczytowy, wyszedł w górę jako wsparcie. A potem doszedł aż pod przełęcz, na wysokość 7800 metrów, by poszukać tych, którzy nie wrócili z wierzchołka. Broad Peak zdobył dopiero w tym w roku.

Jeśli znajdzie się sponsor, to Karim chce tej zimy pojechać pod Nanga Parbat, by spróbować wejść na szczyt jako pierwszy w zimie. W najbliższych planach ma też Mount Everest i Gaszerbrum I. W tym roku przyjechał do Polski, gdzie gościł m.in. na. XIX Przeglądzie Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdroju i I Festiwalu Górskich Motywacji w Lublinie.

Zobacz wideo
Zobacz wideo
Zobacz wideo

Śledź autora na twitterze @deszczep

Copyright © Agora SA