Zimowa wyprawa na Nanga Parbat. Mackiewicz: Leciałem 50 metrów, bez Elizy bym nie przeżył. Koniec wyprawy

- Śnieg się pode mną zapadł. Wpadłem w szczelinę. Leciałem plecami w dół. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Patrzyłem w górę. Widziałem jak wycinek nieba zmniejsza się w kosmicznym tempie, obijałem się o ściany i jakimś cudem ten lot skończył się po 50 metrach, a ja żyłem - mówi Tomasz Mackiewicz, który próbował wejść na Nanga Parbat, jeden z dwóch niezdobytych zimą ośmiotysięczników.

Tomasz Mackiewicz i francuska himalaistka Elizabeth Revol pojawili się poniedziałek rano w bazie pod Nanga Parbat (8126 m.n.p.m). Wcześniej udało im się wejść na wysokość 7800 metrów. Tylko jeden człowiek był w zimie wyżej na tej górze - w 1997 roku Zbigniew Trzmiel dotarł na wysokość ok. 7850 metrów.

- Założyliśmy obóz na 7000 metrów, wyżej się nie dało, bo warunki na to nie pozwalają. Jestem przeszczęśliwy, bo doszliśmy na wysokość 7800 metrów. Byliśmy obok drogi Hermanna Buhla, pierwszego zdobywcy Nanga Parbat, ale robiło się późno i postanowiliśmy wracać. Niby do szczytu zostało nam 300 metrów w górę, ale w sumie to ponad 2 km drogi. Nie było szans na szczyt  - mówi Mackiewicz, który wraz z Revol wybrał drogę Messner-Hanspeter na ścianie Diamir.

Lot w szczelinie

Podczas zejścia Mackiewicz miał wypadek. Wpadł do szczeliny na wysokości 6500 metrów i gdyby nie Revol, nie wydostałby się stamtąd.

- Eliza szła pierwsza. Jest leciutka, więc pokonała śnieżny most bez problemu. Ja zrobiłem dwa kroki i śnieg się pode mną zapadł. Wpadłem w szczelinę. Leciałem plecami w dół. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Patrzyłem w górę. Widziałem jak wycinek nieba zmniejsza się w kosmicznym tempie, obijałem się o ściany i jakimś cudem ten lot skończył się po 50 metrach, a ja żyłem - mówi Mackiewicz.

Z góry szczeliny nie było widać jej dna, ale wspinaczom udało się nawiązać kontakt głosowy. - Nie było szans, żebym wyszedł stamtąd sam. Wyciągnęła mnie Eliza. Jestem mocno poobijany, chyba mam pęknięte żebro, być może przebite płuco. Ale żyję. W tym roku to dla mnie koniec wyprawy. Szkoda, bo przed wypadkiem mieliśmy plan, by spróbować jeszcze raz - mówi Mackiewicz.

Oprócz Polaka i Francuzki na Nanga Parbat działa jeszcze Daniele Nardi oraz rosyjska ekspedycja (od strony flanki Rupal).

Zamieszanie z Nardim

Mackiewicz i Revol formalnie byli członkami ekspedycji Nardiego, ale 15 stycznia Włoch poinformował, że zostali z niej wykluczeni, bo odmówili zabrania ze sobą radia, które umożliwiłoby kontakt z bazą.

- To nieprawda, nikt nam nie proponował radia, a gdy wychodziliśmy do góry, to Nardiego nie było w bazie, bo działał na Żebrze Mummery'ego. Chciał, żebyśmy tam szli z nim, ale odmówiliśmy, bo mieliśmy inne plany. Zresztą, już na początku mu powiedziałem, że nie będę się wspinał na tej drodze. Umówiliśmy się, że korzystamy z jednej bazy na zasadzie dzielenia kosztów - mówi Mackiewicz.

O zimowym wejściu na Nanga Parbat przeczytaj w książce Simone Moro "Zew lodu" >>

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.