David Goettler, Rafał Sławiński i Daniel Bartsch jadą na Mount Everest. "Północna strona, nowa droga albo wariant"

- Chcemy zrobić to szybko, w stylu alpejskim, bez dodatkowego tlenu, bez wielkiej logistyki i tragarzy wysokościowych. W kwietniu będziemy pod Everestem, zobaczymy, jakie warunki nas zastaną na północnej ścianie - mówi nam David Goettler.

Dominik Szczepański: Nowa droga na Mount Everest - jakieś szczegóły? Czy może to tajemnica?

David Goettler: Żadna tajemnica, ale nie do końca mogę przyznać, że plany są nowe. Bo ten wariant wymyślił kiedyś Gerfried Göschl. Niestety, w 2012 roku zginął na Gaszerbrumie I podczas próby pierwszego zimowego wejścia. Ale jego przyjaciel, Kanadyjczyk Louis Rousseau, postanowił sprawdzić, czy pomysł Gerfrieda jest do zrealizowania.

W tym roku Louis jednak nie jedzie na Mount Everest, ale nie miał nic przeciwko, żebym spróbował zrealizować pomysł Gefrieda z kimś innym. Jadę więc z Rafałem Sławińskim, zdobywcą Złotego Czekana 2014 - dla niego to będzie pierwsze starcie z ośmiotysięcznikiem -  i Danielem Bartschem, z którym wspiąłem się np. na Makalu.

Spróbujemy poprowadzić nieco inny wariant klasycznej drogi na Mount Everest od północnej strony. Chcemy spróbować wspiąć się kuluarem znajdującym się po lewej stronie klasycznej drogi, potem ją przeciąć i podążać półką aż do Wielkiego Kuluaru. To w zasadzie może nawet wariant drogi klasycznej, niż całkiem nowa linia. Z tego, co udało nam się ustalić, nikt jeszcze tamtędy na szczyt nie wszedł.

To jednak wariant, czy nowa droga?

- Sam nie wiem, nazywajcie to, jak chcecie. Jeśli będzie zbyt dużo twardego lodu, to nam się nie uda, bo chcemy zrobić to szybko, w stylu alpejskim, bez dodatkowego tlenu, bez wielkiej logistyki i tragarzy wysokościowych. W kwietniu będziemy pod Everestem, zobaczymy, jakie warunki nas zastaną.

Będziecie się wspinać w trójkę. To dobra wielkość zespołu?

- Gdybyśmy wspinali się w czwórkę, to musielibyśmy wziąć drugi namiot. Gdyby było nas dwóch, to plecaki byłyby ciężkie. Trójka jest dobra dla stylu alpejskiego.

Dlaczego akurat Everest?

- Bo jeszcze na niego nie wszedłem. Wspinałem się za to na Lhotse i Nuptse. I wtedy poczułem, że chcę stanąć na Evereście. A jeśli istnieje możliwość wejścia inną drogą niż normalna to jeszcze lepiej. Rozmawiałem z kolegami, którzy weszli na Everest bez tlenu. Powiedzieli mi, że ostatnie trzysta metrów to coś specjalnego, że człowiek czuje się tam inaczej niż wspinając się na niższe góry jak np. Makalu. Jestem profesjonalnym sportowcem, chce się dowiedzieć, co to za uczucie.

A co z Szerpami? Gdy Simone Moro, Ueli Steck i Jonathan Griffith chcieli poprowadzić nową drogę na Everest, skończyło się na ostrej bójce i rzucaniu kamieniami.

- Po pierwsze, będziemy się wspinać na północnej ścianie, gdzie jest mniej osób, więc i ciśnienie wśród Szerpów powinno być mniejsze. Poza tym, ja nigdy nie miałem problemów z Szerpami. Znam bardzo dobrze Simone, Uelego i Jonathana, wiem, że to nie oni zaczęli, ale nie było mnie tam. Wierzę, że nam się nic podobnego nie przytrafi.

 

The North Face umieściło ostatnio film, w którym opowiadasz o wydarzeniach z 2010 roku. Wspinałeś się wtedy na Ama Dablam z Kazuyą Hiraide. Utknęliście. Helikopter ściągnął najpierw ciebie, a potem wrócił po Japończyka. Niestety, przy tej drugiej akcji śmigłowiec spadł na ziemię. Zginęło dwóch pilotów. Potem matka jednego z nich powiedziała ci, że teraz musisz żyć za innych.

- Po tych słowach prawie się rozpłakałem. Zginęły dwie osoby, które kochały życie. Miały pasję, którą było ratowanie życia innych. To, że przeżyłem, traktuję jako dar. Spróbuję go wykorzystać i żyć tak intensywnie, jak tylko się da. Mam dobry kontakt z tą kobietą. Cieszy ją to, co robię.

Śledź autora na twitterze @deszczep

Copyright © Agora SA