Zimowa Nanga Parbat. Szczyt oblężony. Bielecki, Gołąb, Mackiewicz, Moro i Nanga Dream

Jeszcze nigdy w historii ośmiotysięcznika w zimie nie atakowało pięć wypraw. Czy ktoś w końcu zdobędzie o tej porze roku Nanga Parbat? W składach czterech ekspedycji są Polacy. Adam Bielecki tym razem wspina się w innym zespole niż Janusz Gołąb. Pod Nanga Parbat jadą też: himalajski naturszczyk Tomasz Mackiewicz, antykorporacyjna ekipa Nanga Dream z kierownikiem Markiem Klonowskim i Simone Moro, wspinaczkowa gwiazda.

O postępach wypraw będziemy informować na Off.sport.pl. Sprawdzajcie naszego FB

Do zdobycia w zimie zostały dwa szczyty ośmiotysięczne - K2 (8611 m n.p.m.) i Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Ten pierwszy to cel ostateczny zimowego himalaizmu.

- Nie mamy do siebie żalu, bo zrobiliśmy wszystko, na co nas było nas stać w tych nieludzkich warunkach. To dobrze, że góry potrafią jeszcze od czasu do czasu nauczyć ludzi pokory. Podwójnie dobrze dzisiaj, kiedy człowiekowi wydaje się, że już w pełni zdołał opanować naturę - mówił w 1988 roku Andrzej Zawada, ojciec zimowego himalaizmu, po nieudanej wyprawie na K2.

W ostatnim dniu lipca 1954 roku na K2 wspięli się Włosi Achille Compagnoni i Lino Lacedelli, ale na pierwszą zimową próbę góra musiała czekać ponad 30 lat (1987/88). To wtedy Andrzej Zawada zorganizował najdroższą ekspedycję w historii polskiego alpinizmu. Kosztowała milion dolarów, ale lwią część dorzucili Brytyjczycy i Kanadyjczycy, którzy dołączyli do 13 polskich himalaistów. W sumie Zawada miał do dyspozycji ponad 30 osób, w tym kilkunastu wspinaczy. Zaopatrzyło ich 1200 tragarzy, którzy do bazy przenieśli 17 ton jedzenia i sprzętu przez porżnięty szczelinami lodowiec.

To właśnie ze względów logistycznych do dziś K2 było atakowane w zimie tylko trzy razy. Drugi, tak samo ważny powód, to pogoda. Karakorum jest dużo bardziej kapryśne niż Himalaje. Wyprawa Zawady tamtej zimy w ciągu trzech miesięcy miała tylko 10 dni warunków pozwalających na wspinaczkę. Udało im się dotrzeć do wysokości 7300 metrów. Ale dopiero kilkaset metrów wyżej zaczynał się trudny, skalny teren, czyli jeszcze większe wyzwanie. - To było piekło. Warunki były tak ciężkie, że w pewnym momencie po prostu nie miałem serca wysyłać do góry kolejnych zespołów - komentował Zawada. I dodał: - Kto pierwszy zdobędzie zimą K2, ten będzie wielki!

A trzeci powód, może najważniejszy, a na pewno najbardziej prozaiczny - to po prostu cholernie trudny szczyt. Po pierwszym wejściu trzeba było czekać 23 lata, by ktoś znów się na niego wspiął. - Jest ogromna, bardzo wysoka, niesamowicie stroma i leży o wiele dalej na północ niż Mount Everest, co oznacza, że notorycznie jest tam zła pogoda - mówi o górze Sir Chris Bonnington, legenda brytyjskiego himalaizmu. Reinhold Messner, pierwszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników dodał, że przy K2 wejście na Everest jest spacerkiem.

W tym roku K2 ma wolne. Oczy całego himalajskiego świata zwrócą się za to na Nanga Parbat. Tam łatwiej i taniej dotrzeć. Będzie to spoglądanie intensywniejsze niż wcześniej, bo pięć wypraw w ciągu jednej zimy to rekord.

Ryk wiatru jak młot pneumatyczny

Pierwszy raz himalaiści spróbowali wejść zimą na szczyt Nanga Parbat w zimie 1988/1989. W 1950 roku odbyła się wprawdzie próba rekonesansu góry, ale zakończyła się tragicznie. Szczyt nie był wtedy celem. Trzech Brytyjczyków chciało zbadać temperaturę i warunki śnieżne, ale zginęło prawdopodobnie w zamieci na wysokości ok. 5500 metrów.

W zimie 1988/89 polską ekspedycję, w której skład wszedł jeszcze Tyrolczyk Kurt Walde, prowadził Maciej Berbeka. Wcześniej jako pierwszy zimą wszedł na dwa ośmiotysięczniki - Manaslu w 1984 i  Czo Oju w 1985 roku. W 1989 r. Berbece, Piotrowi Konopce i Andrzejowi Osice udało się wejść na wysokość ok. 6800 metrów. - Nanga Parbat to ciekawa góra, bo od bazy do szczytu jest tam bardzo daleko. Dwukrotnie pokonaliśmy ok. 3500 metrów deniwelacji, a i tak pozostawało nam jeszcze ok. 1500 m - mówi Konopka.

Od tego czasu szczyt był atakowany w zimie przez 27 wypraw. W 1997 roku wysokość 7875 metrów osiągnął Zbigniew Trzmiel. Granicę 7000 metrów przekroczył wtedy również Krzysztof Pankiewicz (7500 m). Warunki znów były bardzo trudne. Śniegu było tyle, że zasypało ich po szyje.

Kolejna kwestia - sprzęt.

- My patrzyliśmy na to, jak wspinano się w latach 50. kiedy Hermann Buhl zdobywał Nanga Parbat, a Maurice Herzog z Louisem Lachenalem i Lionelem Terrayem Annapurnę. Patrzyliśmy i nie wierzyliśmy oczom, że z takim sprzętem można było dokonywać takich rzeczy. Dziś pewnie wspinacze tak samo dziwią się, gdy oglądają nasz sprzęt z lat 80. i 90.  Próbowaliśmy być bardzo dzielni, ale byliśmy słabo przygotowani. Pamiętam, że na wyprawie w zimie 97/98 sensacją był telefon satelitarny, dziś coś normalnego - mówi Konopka.

Dlaczego nikt nie zdobył do tej pory Nanga Parbat? Pogoda w Himalajach Zachodnich bardziej przypomina warunki w Karakorum. Okna pogodowe są krótsze, a wiatry mocniejsze. - Ryk wiatru jest głośny jak dźwięk wydawany przez młot pneumatyczny. Nie można przy nim spać, a czasami wieje tak mocno, że nawet wyjść z namiotu się nie da - wspomina Konopka.

Poza tym, pamiętajmy o ogromnych odległościach, o których wspomniał Konopka. Na Naga Parbat wiele metrów trzeba pokonać również w poziomie, co wydłuża całą akcję górską. Skraca też czas na ucieczkę w przypadku załamania pogody.

Od próby Trzmiela i Pankiewicza potrzeba było 16 lat, by ktoś na Nanga Parbat przekroczył w zimie wysokość 7000 metrów. Dokonał tego Tomasz Mackiewicz podczas wyprawy w zimie 2012/2013. Dotarł na wysokość 7400 metrów, chociaż nikt nie dawał mu na to szans.

Ale dopiero rok temu wydawało się, że szczyt może zostać zdobyty. I to przez dwie wyprawy.

Najpierw Tomasz Mackiewicz i francuska himalaistka Elisabeth Revol dotarli na wysokość 7800 metrów. Potem na tę wysokość dotarli Alex Txikon, Daniele Nardi i Ali Sadpara.

W tym roku wypraw będzie jeszcze więcej, bo pięć. Tyle jeszcze żadnego ośmiotysięcznika w zimie nigdy nie atakowało.

Oto przegląd tegorocznych wypraw. Akcja górska rozpocznie się pod koniec grudnia.

Nanga Light

To szósta próba Tomasza Mackiewicza , druga z Francuzką Elisabeth Revol . Tym razem będą mieli wsparcie w postaci pakistańskiego wspinacza Arsalana Ahmeda Ansariego , którego górskie środowisko może kojarzyć jako autora bloga o alpinizmie >>

Mackiewicz przebojem wdarł się do świadomości górskiego świata. Był anonimowy, gdy jechał na Nanga Parbat za pierwszym razem. Wtedy chciał zaatakować szczyt z Markiem Klonowskim. Mieli malutki namiocik, czym zadziwili wspinające się obok gwiazdy - Simone Moro (trzy pierwsze zimowe wejścia) i Denisa Urubkę (dwa pierwsze zimowe wejścia, 14 ośmiotysięczników bez dodatkowego tlenu).

Przy okazji głosili w górach braterstwo i sprzeciw przeciwko "kapitalistycznemu wyzyskowi''. Luźnym stylem bycia zaskarbili sobie sympatię tysięcy ludzi, którzy później w internetowych zbiórkach wspierali ich kolejne wyprawy na Nanga Parbat.

Dwa lata temu duet się rozdzielił. Ostatniej zimy Mackiewicz pojechał pod Nanga Parbat sam i tam połączył siły z Elisabeth Revol (w 2008 roku w ciągu trzech tygodni zdobyła Broad Peak, Gaszerbrum II i Gaszerbruma I), która pierwotnie miała się wspinać z Włochem Danielem Nardim. Doszli na 7800 metrów. W tym roku pewni swego znów zmierzają pod Nangę.

- Wspinamy się tą samą drogą, co rok temu. W bazie Diamir powinniśmy się pojawić 21 grudnia - mówi zdawkowo Mackiewicz, który nie chce zdradzać dokładnego planu wyprawy.

Rok temu wspinali się drogą , którą w 2000 roku szczyt próbowali zdobyć Reinhold i Hubert Messnerowie, Hanspeter Eisendle i Wolfgang Tomaseth (dotarli do wysokości 7500 metrów).

Po ostatniej próbie Mackiewicz mówił, że uwolnił się od szczytu. Można było nawet sądzić, że na Nanga Parbat już nie wróci. - Moje słowa zostały źle zinterpretowane. Chodziło mi o to, że nie podejmę żadnego zbędnego ryzyka. Jadę zamknąć temat, dokończyć ten ''boulder''. Patrząc na szczyt nie czuję dyskomfortu, nie ulegam jego gorączce. W tym znaczeniu uwolniłem się od niego - mówi Mackiewicz.

Wspinacze zbierają jeszcze środki na wyprawę. Można pomóc tutaj >>

Nanga Dream

Marek Klonowski - Klonu, Paweł Dunaj - Paszka, Michał Dzikowski - Dziku, Tomasz Dziobkowski - Dziobek, Paweł Witkowski - Kudłaty, Safdar Karim - Safdar, Karim Hayat - Karim. Do wyprawy ma dołączyć jeszcze Piotr Tomza.

''Paszka, Dziobek i Kudłaty ruszają z Polski, a Dziku z Klonem z Irlandii - spotykamy w połowie listopada w Pindi i jedziemy na aklimatyzację. Na miejscu dołącza Safdar i Karim. Piotr i Tomek dolatują dopiero na Nangę  Każdy jedzie na własną odpowiedzialność, nikt nie był namawiany. Każdy posiada mniejsze lub większe doświadczenie górskie. Dziobek tyra w 'rajchu' na 140 metrach dokręca śruby setki do turbin wiatrowych, Klonu robi w Irlandii jako elektryk, jak jest co, Dziku w korporacji się męczy w Galway po 12 h, Tomek też w Irlandii w chłodniach tony przewala, Paszka na budowie w Białymstoku tyra, a Kudłaty nie wiadomo co robi dokładnie, ale dobry ziom jest. Karim jak wiecie był na Broad Peaku zimowym, zapytał, czy może dołączyć niedawno, a Safdarowi dobrze z oczu patrzy'' - piszą o sobie na stronie nangadream.com członkowie wyprawy.

Nanga Dream to projekt Mackiewicza i Klonowskiego. Ten pierwszy już w nim nie uczestniczy, wokół tego drugiego zebrała się nowa grupa. Jak mówią, szczyt nie jest celem, bardziej jest nim przebywanie ze sobą i pokazanie, że świat nie musi opierać się na korporacyjnych wartościach.

Ruszą tak jak w tamtym roku na drogę Schella - dłuższą, ale bardziej nasłonecznioną, znajdującą się po drugiej stronie góry, od strony flanki Rupal.

Nanga Revolution

- Chcemy przyjechać do bazy, spakować plecaki i pójść do szczytu - mówi Adam Bielecki, który wraz z Jackiem Czechem pod koniec grudnia próbują jako pierwsi w zimie zdobyć Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Wcześniej spędzą trzy noce na najwyższym wulkanie świata.

Kluczem do zdobycia góry ma być odpowiednia aklimatyzacja w Ameryce Południowej i szybkie wspinanie w Pakistanie. 6 grudnia himalaiści ruszają na Ojos del Salado - szczyt na granicy Argentyny i Chile. To najwyższy wulkan Ziemi - mierzy 6893 m n.p.m. Wspinacze chcą spędzić na wierzchołku noce i dzięki tej aklimatyzacji szybko wspinać się w Pakistanie. To ma być ta rewolucyjna zmiana, o której mówią. Normalnie wspinacze aklimatyzują się na miejscu, ale Nanga Parbat, znana z kapryśnej pogody, nie daje na to wielu szans.

Plan jest prosty. Pod koniec grudnia znajdą się w bazie Diamir pod Nanga Parbat, wejdą najprawdopodobniej na drogę Kinshofera i w ciągu kilku dni chcą stanąć na szczycie ośmiotysięcznika. Cała akcja ma potrwać około tygodnia.

Więcej o wyprawie tutaj >>

Wywiad z Adamem Bieleckim >>

Wywiad z Jackiem Czechem >>

Nanga Parbat 2016 Winter Expedition

Bardzo mocno obsadzona międzynarodowa ekspedycja w składzie: Ferran Latore, Daniele Nardi, Ali Sadpara, Janusz Gołąb i Alex Txikon . Nardi, Sadpara i Txikon rok temu osiągnęli na Nandze wysokość ok. 7800 metrów. Potem mówili, że pogubili drogę. Prowadził ich Sadpara, który jak się okazało, miał objawy choroby wysokościowej. Atak szczytowy zamienił się w akcję ratunkową.

W tym roku do składu zostali włączeni bardzo doświadczeni wspinacze: Alex Txikon i Janusz Gołąb. Gołąb obecnie bierze udział w ekspedycji (wraz z Marcinem Tomaszewskim i Michałem Królem), której celem jest zdobycie dziewiczego, południowo-zachodniego filaru Annapurny IV (7525 m). Jeśli im się uda, mają duże szanse na "Złoty Czekan", najbardziej prestiżową nagrodę we wspinaczkowym świecie.

Latore, Nardi, Sadpara, Gołąb i Txikon Nanga Parbat będą atakowali Nanga Parbat drogą Kinshofera.

Moro i Lunger

Simone Moro (pierwsze zimowe wejścia na Sziszapangmę, Makalu, Gaszerbruma II) to najlepsza reklama zimowego himalaizmu. Włoch od lat pokazuje, że przy odpowiedniej promocji można zainteresować tą odmianą alpinizmu rzesze ludzi na całym świecie. Podpisał kontrakty z wielkimi firmami, wydał książki, pisywał felietony do "La Gazzetta dello Sport'', dorabia jako mówca motywacyjny. Na jego spotkaniach w Polsce sale są zawsze pełne, a Moro nie ucieka od odpowiedzi na trudne pytania. Tak było, gdy zabrał głos po śmierci Maciej Berbeki i Tomasza Kowalskiego.

Rok temu wraz z Włoszką Tamarą Lunger (na jej koncie wejście na K2 bez dodatkowego tlenu) spróbowali zimowego trawersu góry od wierzchołka Wschodniego (7992 m) do Głównego (8163 m). Warunki ich zaskoczyły, śniegu było zbyt wiele. Teraz wracają w Himalaje.

Nie wiemy jeszcze, której drogi spróbują. Wyprawa nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona.

Śledź autora na twitterze @deszczep

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.