Polacy na K2. Wyjście aklimatyzacyjne zaliczone

Krok za krokiem, oddech goniący oddech... ile jeszcze? Śnieżny stok o nachyleniu ponad 50 stopni wydaje się nie mieć końca. Ciążące, ponad 16kg plecaki zgniatają płuca, każdy ukradkowo zerka na alitmetr, a metrów nie chce przybywać - pisze Paweł Michalski, członek polskiej wyprawy, która atakuje K2.

Przypomnijmy: na K2 (8611 m n.p.m.) działa polska wyprawa kierowana przez Jerzego Natkańskiego. To ekspedycja unifikacyjna, która ma przygotować jej uczestników do planowanej zimowej wyprawy. K2 jako jedyny ośmiotysięcznik o tej porze roku jeszcze nie został zdobyty.

Poniżej relacja Pawła Michalskiego, która została opublikowana na facebooku Polskiego Himalaizmu Zimowego.

***

Jeszcze parę godzin temu w ciepłych śpiworach śniliśmy o słonecznych plażach i wakacyjnych rozkoszach. Brutalny dźwięk budzika przed drugą nad ranem, 1 lipca, zainicjował nasze pierwsze wyjście aklimatyzacyjne do obozu 1 na K2. Ok. 3 zaczęliśmy przemierzać trasę do ABC (Advanced Base Camp - Baza Wysunięta), w groźnym cieniu lodowca Negrotto. Jest zaskakująco ciepło, nie mniej niż -2/-3 stopnie Po godzinie wchodzimy w górne spiętrzenie lodowca (Godwin-Austin). Jest dobrze, niewiele wiszących seraków i niebezpiecznych szczelin. Po, w sumie, niecałych 3 godzinach, znaleźliśmy się u podstawy ściany. Krótki odpoczynek i przepak. Ruszamy, aby wykorzystać do maksimum czas, kiedy słońce nie oświetli stoku, zamieniając go w piekarnik.

Kolejna przepinka wyprowadza pod skały, wiszące nad nami niczym gargulce na fasadzie katedry Notre Dame. Jeszcze w głowie dźwięczą mi słowa Jurka ''chłopcy przede wszystkim bezpieczeństwo'', żegnającego nas w BC, gdy słychać przeraźliwy krzyk ''stone, stone!!''. Kawał skały mknie ze świstem - bezpiecznie skuleni przeczekujemy atak materii.

Obóz pierwszy na wysokości 6077 m n.p.m. przeraził nas! Nie ekspozycją, nie zagrożeniem wynikającym z obsuwającego się śniegu, a kompletnym brakiem miejsca na rozbicie nawet jednego namiotu! Na szczęście mieliśmy częstotliwości radiowe innych wypraw i udało się załatwić 5 miejscówek w namiotach, które nie były zajęte tej nocy. Uff... jak dobrze przełknąć ciepły płyn po wielu godzinach wspinaczki. Humory dopisują, podobnie jak apetyt. Wywołujemy Jurka i dzielimy się wrażeniami z ostatnich godzin i widokami potężnych gór z naszej perspektywy. Lekki posiłek i efekt wysokości powoduje, że ramiona Orfeusza otulają nas jeszcze przed zapadnięciem zmroku.

Wielki amerykański stek przeleciał nad namiotem...uderzając o przeciwstok. Co za sen! Cudowny wschód słońca nad pasmem Broad Peak'ów skutecznie przegonił z nas resztki snu. Pakujemy i mocujemy do zbocza depozyt i ruszamy na lekko w stronę obozu 2. Dwieście metrów wyżej rozkoszujemy się widokami i dobrze spełnionym obowiązkiem aklimatyzacyjnym. Po 4 godzinach, dziesiątkach zjazdów i pokonaniu po raz kolejny lodowca (tym razem w świetle dziennym i o konsystencji włoskiej granity), meldujemy się w BC i...zajadamy się stekiem z jaka przygotowanym przez naszego kucharza

Relacjonował: Paweł Michalski    

Przypominamy, że cały czas trwa zrzutka! https://pomagam.zrzutka.pl/8g5yny

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.