Kinga Baranowska na Makalu: koniec aklimatyzacji

Dwa dni temu stanęliśmy z Fabrizio na prawie 6200 metrów (Island Peak) i spędziliśmy dwie noce również dość wysoko (w high campie). Wszystko po to, by się zaaklimatyzować do Makalu.

Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia do pięknych widoków, choć potwornie wiało! Ze szczytu podziwialiśmy nasz cel - Makalu. Już któryś raz oglądam Makalu z różnych miejsc: wcześniej z Kanczendzongi, z Pumori, a teraz tu. Piękna ta góra, trzeba przyznać.

Wielkanoc zastała mnie w sercu Himalajów, w dolinie Khumbu. To już któreś Święta Wielkiej Nocy, które spędzam w Nepalu. Tym razem postanowiłam zabrać parę "akcesoriów", które by mi bardziej o tych Świętach przypominały. Jak dobrze wiecie, tutaj dominuje buddyzm i hinduizm, tak więc o Wielkiej Nocy nic nie wiadomo.

Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia do pięknych widoków, choć potwornie wiało! Ze szczytu podziwialiśmy nasz cel - Makalu. Już któryś raz oglądam Makalu z różnych miejsc: wczęśniej z Kanczendzongi, z Pumori, a teraz tu. Piękna ta góra, trzeba przyznać.

Wielkanoc zastała mnie w sercu Himalajów, w dolinie Khumbu. To już któreś Święta Wielkiej Nocy, które spędzam w Nepalu. Tym razem postanowiłam zabrać parę "akcesoriów", które by mi bardziej o tych Świętach przypominały. Jak dobrze wiecie, tutaj dominuje buddyzm i hinduizm, tak więc o Wielkiej Nocy nic nie wiadomo.

Cieszę się, że akurat Święta przypadły mi na moment, kiedy jestem tuż po moim pierwszym etapie wyprawy, czyli aklimatyzacji w dolinie Khumbu na prawie 6200 m, a tuż przed Makalu. Mam akurat jeden dzień "oddechu" w Namche i zresetowania się przed dalszą wspinaczką.

Makalu znajduje się w sąsiedniej dolinie od Khumbu i nawet widać je z szczytów w tej dolinie (tylko 22 km od Everestu), jednakże dotarcie pod Makalu nie jest wcale takie proste. Trzeba zejść z powrotem do podnóżna doliny Khumbu (do Lukla), a następnie wejść w sąsiadującą dolinę Barun i stamtąd ponownie udać się 10 dni do góry, aż do bazy pod Makalu.

Dolina ta jest dość trudna w przemierzaniu jej, chociażby ze względu na kłopoty z tragarzami. Nasza agencja zaproponowała nam, by wziąć helikopter, bo taniej (tragarze non stop strajkują) i jest niby gwarancja, że nasze rzeczy dotrą razem z nami do bazy. No zobaczymy. Jesteśmy sami ciekawi, jak uda nam się tam dotrzeć. Niestety firmy helikopterowe też zaczynają stawiać ogromne wymagania. Mam wrażenie, że zanim w ogóle dotrę do bazy, to najpierw muszę uruchomić w sobie wszystkie pokłady dobrego logistyka, stratega, menedżera, finansisty i negocjatora w jednym.

Nie ma szansy, by wczuć się teraz w klimat Góry, gdyż od sprawnego dotarcia pod nią, zależy w  dużym stopniu powodzenie wyprawy. Dopiero w bazie na 5600 m, gdy już będziemy mieli cały swój ładunek (a jest tego trochę) i tragarze zejdą do swoich wiosek i zostawią nas tam samych, będziemy mogli skupić się na Górze i na wspinaczce.

Dołącz do nas na Facebooku

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.