Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia do pięknych widoków, choć potwornie wiało! Ze szczytu podziwialiśmy nasz cel - Makalu. Już któryś raz oglądam Makalu z różnych miejsc: wcześniej z Kanczendzongi, z Pumori, a teraz tu. Piękna ta góra, trzeba przyznać.
Wielkanoc zastała mnie w sercu Himalajów, w dolinie Khumbu. To już któreś Święta Wielkiej Nocy, które spędzam w Nepalu. Tym razem postanowiłam zabrać parę "akcesoriów", które by mi bardziej o tych Świętach przypominały. Jak dobrze wiecie, tutaj dominuje buddyzm i hinduizm, tak więc o Wielkiej Nocy nic nie wiadomo.
Trzeba przyznać, że mieliśmy sporo szczęścia do pięknych widoków, choć potwornie wiało! Ze szczytu podziwialiśmy nasz cel - Makalu. Już któryś raz oglądam Makalu z różnych miejsc: wczęśniej z Kanczendzongi, z Pumori, a teraz tu. Piękna ta góra, trzeba przyznać.
Wielkanoc zastała mnie w sercu Himalajów, w dolinie Khumbu. To już któreś Święta Wielkiej Nocy, które spędzam w Nepalu. Tym razem postanowiłam zabrać parę "akcesoriów", które by mi bardziej o tych Świętach przypominały. Jak dobrze wiecie, tutaj dominuje buddyzm i hinduizm, tak więc o Wielkiej Nocy nic nie wiadomo.
Cieszę się, że akurat Święta przypadły mi na moment, kiedy jestem tuż po moim pierwszym etapie wyprawy, czyli aklimatyzacji w dolinie Khumbu na prawie 6200 m, a tuż przed Makalu. Mam akurat jeden dzień "oddechu" w Namche i zresetowania się przed dalszą wspinaczką.
Makalu znajduje się w sąsiedniej dolinie od Khumbu i nawet widać je z szczytów w tej dolinie (tylko 22 km od Everestu), jednakże dotarcie pod Makalu nie jest wcale takie proste. Trzeba zejść z powrotem do podnóżna doliny Khumbu (do Lukla), a następnie wejść w sąsiadującą dolinę Barun i stamtąd ponownie udać się 10 dni do góry, aż do bazy pod Makalu.
Dolina ta jest dość trudna w przemierzaniu jej, chociażby ze względu na kłopoty z tragarzami. Nasza agencja zaproponowała nam, by wziąć helikopter, bo taniej (tragarze non stop strajkują) i jest niby gwarancja, że nasze rzeczy dotrą razem z nami do bazy. No zobaczymy. Jesteśmy sami ciekawi, jak uda nam się tam dotrzeć. Niestety firmy helikopterowe też zaczynają stawiać ogromne wymagania. Mam wrażenie, że zanim w ogóle dotrę do bazy, to najpierw muszę uruchomić w sobie wszystkie pokłady dobrego logistyka, stratega, menedżera, finansisty i negocjatora w jednym.
Nie ma szansy, by wczuć się teraz w klimat Góry, gdyż od sprawnego dotarcia pod nią, zależy w dużym stopniu powodzenie wyprawy. Dopiero w bazie na 5600 m, gdy już będziemy mieli cały swój ładunek (a jest tego trochę) i tragarze zejdą do swoich wiosek i zostawią nas tam samych, będziemy mogli skupić się na Górze i na wspinaczce.