Nurkowanie. Nuno Gomes: Dotarliśmy do granicy [WYWIAD]

- Dziś mamy sprzęt, który daje nam prawie nieograniczone możliwości nurkowania, ale doszliśmy do miejsca, w którym nasze ciało więcej nie zniesie. Poniżej 300 metrów trzęsiesz się, jakbyś miał padaczkę, a niektórzy widzą dziwne płomienie - mówi Nuno Gomes, jeden z najlepszych nurków w historii.

Nuno Gomes urodził się w Portugalii, ale wychowywał w RPA. W ciągu kilkudziesięciu lat kariery stał się jednym z najwybitniejszych nurków w historii. Ustanawiał rekordy świata, których nikt przez lata nie był w stanie pobić. W 2005 roku zanurkował na głębokość 318,25 m. Ten rekord padł dopiero we wrześniu tego roku, gdy Egipcjanin Ahmed Gabr zszedł na głębokość 332,35 m. Ale w jaskini Gomes wciąż jest niepokonany. Nikt nie może zbliżyć się do jego 282,6 m - tyle zanurkował w 1996 roku w jaskini Boesmansgat w RPA. W listopadzie ukazała się w Polsce jego autobiografia "Poza błękitem".

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

Dominik Szczepański: Co poczułeś we wrześniu, gdy Ahmed Gabr pobił twój rekord?

Nuno Gomes: - Byłem zdziwiony. Śledziłem jego poczynania, ale do końca nie wierzyłem, że mu się uda. Ma dowody na to, że zszedł głębiej ode mnie, więc nie pozostało mi nic innego, jak się z tym pogodzić. Ahmed zrobił bardzo duży progres w krótkim czasie - wcześniej nurkował tylko do głębokości 250 metrów. By pobić rekord, musiał zejść ponad 70 metrów głębiej niż wcześniej, a więc ogromnie ryzykował. Jestem zdziwiony, że to przeżył.

A jesteś zazdrosny?

- Nie. Nie jestem też smutny. To uczucie jest inne. Kiedy jesteś w czymś najlepszy, to cały czas czujesz presję, że ktoś pobije twój rekord. A gdy w końcu to się stanie, to czujesz ulgę, bo stajesz się wolnym człowiekiem. Presja jest teraz na Ahmedzie. Mój rekord przetrwał prawie 10 lat, zobaczymy ile wytrzyma obecny.

Już raz odebrano ci rekord świata, a jednak byłeś w stanie go odzyskać. Co motywowało cię, żeby nurkować coraz głębiej?

- Chciałem mieć w posiadaniu dwa rekordy świata jednocześnie, tego wcześniej nikt nie dokonał. Pierwszy za najgłębsze nurkowanie w jaskini, a drugi za najgłębsze nurkowanie w morzu.

To tylko liczby. W twoim nurkowaniu nie było większej idei?

- Chciałem sprawdzić, na ile mnie stać.

Ale spójrz - mój rekord w nurkowaniu jaskiniowym wciąż nie został pobity, a minęło już 18 lat. Na pewno jednym z ludzi, którzy mogą spróbować, jest Krzysztof Starnawski. Tylko czy on albo ktoś inny, będzie w stanie zaryzykować, by się do niego zbliżyć? Nie wiem.

19 metrów brakuje Starnawskiemu do rekordu >>

"Nigdy w życiu nie widziałem, by ktoś wyglądał tak jak Nuno w 2005 roku. Mężczyzna, który poleciał z nami do Dahabu był kulturystą w znakomitej kondycji fizycznej. Po nurkowaniu wyglądał jak cień człowieka" - mówił o twoim rekordowym nurkowaniu polski nurek Jerzy Błaszczyk. Co wydarzyło się wtedy w Egipcie podczas twojego rekordowego nurkowania, gdy zszedłeś na głębokość 318 metrów?

- Potrzebowałem 14 godzin żeby się wynurzyć - przejść odpowiednio przez cały proces dekompresyjny, który polega na obniżeniu ciśnienia z wysokiego na niskie. Wtedy z naszego ciała jest usuwany nadmiar azotu, który przy gwałtownym wynurzeniu może spowodować zatkanie tkanek pęcherzykami. To bardzo bolesne doświadczenie, jeden z najgorszych sposobów na śmierć.

Podczas próby bicia rekordu świata w Egipcie nie dostałem zezwolenia na nurkowanie w nocy, więc musiałem skrócić ten czas do 12 godzin. A to oznaczało, że moje ciało będzie musiało ponieść karę. Wydobrzałem, ale po wynurzeniu musiałem wyglądać źle. Wiedziałem, że tak będzie. To było wkalkulowane ryzyko, z którym się liczyłem.

Dlatego perfekcyjne przygotowanie jest tak istotne. Gdybym wynurzał się 14 godzin albo dłużej, to wyglądałbym całkiem inaczej.

Choroba dekompresyjna to jeden z koszmarów, który śni się po nocach każdemu nurkowi. Drugim jest HPNS, czyli zespół neurologiczny wysokich ciśnień .

- HPNS to defekt twoich nerwów, które nie są w stanie wykonywać tego, co nakazuje im mózg. Mózg wysyła sygnał, ale bąbelki helu w twoich żyłach go blokują. Zaczynasz się trząść. HPNS przypomina nieco atak padaczki.

Jak walczyć z HPNS?

- Jeden ze sposobów, to zwiększenie ilości azotu w mieszance, którą oddychasz z butli. Ale to może prowadzić do narkozy azotowej, czyli do bardzo groźnych zaburzeń psychofizycznych. Drugi sposób, to zmniejszenie tempa zanurzania się. Ale to z kolei oznacza wydłużenie czasu wynurzania się potrzebnego do prawidłowej dekompresji.

Najgorsze starcie z HPNS miałem podczas rekordowego nurkowania w 2005 roku. Najtrudniejsze podczas takiego ataku jest utrzymanie automatu w ustach. Gdyby mi wypadł, nie wiem, czy byłbym w stanie z powrotem umieścić go w ustach, bo trzęsła mi się nie tylko głowa, ale też ręce.

Cała sztuczka z HPNS polega na tym, żeby opanować swoje ciało, na ile to możliwe.

A co z umysłem?

- Słyszałem o przypadkach, że HPNS wywoływał halucynacje - ludzie widzieli dziwne kule i płomienie, ale sam się z tym nie spotkałem. Zawsze myślałem jasno.

Kolejnym zagrożeniem dla nurka jest panika. Piszesz, że ona czai się wszędzie, zawsze jest z tyłu głowy i szepcze, byś już więcej nie walczył i się poddał, a wszystko zaraz się skończy. Jak nie słuchać tych rad i jednak walczyć, gdy sytuacja staje się krytyczna?

- Panika tylko czeka, by przejąć kontrolę. Nie możesz na to pozwolić, bo wtedy zaczynasz działać irracjonalnie. Mówiąc krótko: jesteś martwy. Jak nie spanikować? Samokontrolę trzeba wyćwiczyć, nie znam innej drogi. A ta jest długa i trwa całe lata.

Pamiętasz swój najgorszy atak paniki?

- Jeszcze się nie zdarzył, bo wciąż żyję. Mogę nazwać się szczęśliwcem, bo nigdy nie spanikowałem pod wodą. Ale widziałem, co panika robiła z innymi nurkami, którzy nagle przestawali działać logicznie.

A co z intuicją? Zdarzyło ci się nie zanurkować tylko dlatego, że miałeś złe przeczucie?

- Intuicja to nic innego jak szept podświadomości, który staje się tym głośniejszy, im słabiej jesteś przygotowany. Mózg jest jak komputer, magazynuje i analizuje wszystkie dostępne informacje. Jeśli coś jest nie tak, to próbuje ci zwrócić na to uwagę. Rezygnowałem z niektórych prób tylko dlatego, że sprawy szły źle. Ale to nie jest intuicja, tylko analiza szans i zagrożeń.

Robiłeś rzeczy bardziej niebezpieczne od innych, a jednak żyjesz, nic ci się nigdy nie stało. Zastanawiałeś się nad tym?

- Statystyki mówią, że jeśli robisz niebezpieczne rzeczy, to tylko kwestią czasu jest, kiedy zginiesz. Możesz być najlepszym kierowcą świata, ale jeśli jeździsz szybko, to tylko kwestią czasu jest, aż zdarzy ci się wypadek. Żyję, bo... może miałem trochę szczęścia? A może nawet więcej, niż trochę.

Szczęście to tak samo abstrakcyjne pojęcie jak intuicja.

- No dobrze, w takim razie nie wierzę też w szczęście (śmiech). Widocznie byłem po prostu zawsze świetnie przygotowany. Ale może przyjść taki dzień, że o czymś zapomnę i wtedy będzie po wszystkim.

Masz swoją definicję sportów ekstremalnych?

- Nie możesz po prostu obudzić się i powiedzieć: jutro jadę na Mount Everest albo jutro zanurkuję na 200 metrów. Sporty ekstremalne mają to do siebie, że ryzyko śmierci jest w nich duże. Dlatego do wyzwania przygotowujesz się latami. Uprawia je coraz więcej ludzi w dużych miastach, bo zwyczajnie są zmęczeni życiem w metropolii. Czują, jakby ktoś zamknął ich w klatce. Szukają kontaktu z naturą.

Rozwój nurkowania był związany z rozwojem technologicznym. Nowy sprzęt i mieszanki sprawiały, że można było nurkować coraz głębiej. Czy to wciąż idzie w takim kierunku?

- Dziś mamy sprzęt, który daje nam prawie nieograniczone możliwości. Problem jest gdzie indziej. Doszliśmy do miejsca, w którym kończą się możliwości naszego ciała. Więcej już może nie znieść.

Możesz kupić sprzęt za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, a nie potrafić się nim posługiwać. Spotykam coraz więcej takich nurków. Wielu z nich już nie wraca spod wody.

Śledź autora na twitterze  @deszczep

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.