Memoriał ''Miej odwagę!''. Olga Morawska: Szukamy ludzi nietuzinkowych, ale myślących

- Łatwo jest napisać sobie projekt wyprawy na K2, ale organizacja i wykonalność takiego przedsięwzięcia to już inna sprawa. W tym roku rozszerzyliśmy formularz do zgłaszania wypraw. Trzeba opisać dokładnie cały budżet. Chcemy pokazać ludziom, jak się taki projekt konstruuje. Łatwo jest napisać: chcę 500 tys. zł. Ale po co ci te pół miliona, skoro chcesz pojechać rowerem dookoła Morza Śródziemnego? - opowiada Olga Morawska, która cztery lata temu stworzyła program finansujący marzenia podróżników.

Celem Memoriału Piotra Morawskiego ''Miej odwagę!'' jest wsparcie finansowe i sprzętowe interesujących projektów podróżniczych, poznawczych i eksploratorskich, wspinaczkowych, narciarskich czy żeglarskich oraz promocja nieznanych, początkujących podróżników. Piotr Morawski był jednym z najlepszych polskich himalaistów ostatnich lat. Zdobył sześć ośmiotysięczników, jako pierwszy człowiek wszedł (z Simone Moro) w zimie na Sziszapangmę. Zginął w 2009 roku w szczelinie lodowcowej podczas wyprawy na Dhaulagiri. Memoriał wymyśliła jego żona, Olga.

Projekty można zgłaszać do 1 lutego 2014 roku po tym adresem >>

***

Dominik Szczepański: Kiedy pomyślałaś sobie: zrobię memoriał i znajdę pieniądze dla innych na wyprawy?

Olga Morawska: To był kolejny etap zamykania różnych spraw po Piotrku.

Ale zamiast zamknąć, otworzyłaś.

Najpierw wydałam książkę ''Zostają góry'', która jest zbiorem tekstów Piotrka i wspomnienia jego przyjaciół. Zrobiłam to, bo Piotrek chciał wydać książkę. Potem napisałam książkę ''Od początku do końca''. Chciałam złapać nasz świat, bo wiedziałam, że pamięć jest ulotna i z czasem zapomnę jak było.

A jak było?

Nie było różowo. Życie z człowiekiem  z pasją to jest trudne doświadczenie dla jego rodziny. Gdy już napisałam i wydałam książki, wybudowałam czorten w Nepalu na 5400 m.n.p.m. na Przełęczy Francuzów, z widokiem na Dhaulagiri, na którym zginął Piotrek, zrobiłam tablicę pamiątkową w Warszawie i pod Osterwą. Potem pomyślałam, że wciąż  mi mało. Nie chciałam budować pomnika, czy wydawać kolejnych albumów. Szukałam czegoś trwałego, co będzie napędzane energią młodych ludzi, początkujących podróżników z pasjami i pomysłami. Czegoś, co ocaliłoby Piotrka od zapomnienia. Tylko, że to już nie ja miałam ocalać Piotrka, tę robotę miał wykonać ktoś inny.

Mogłaś wymyślić bieg pod górę.

Albo zjazd na rowerze, bo Piotrek uwielbiał jeździć. Chciałam zrobić coś innego. Myślałam: co było dla Piotrka najważniejsze w życiu realnym.

Realnym?

Tym tutaj, poza górami. Najtrudniejsze było szukanie sponsorów i pozyskiwanie od nich pieniędzy. Dlatego chciałam zrobić memoriał, w którym nagradzany będzie  projekt wyprawy. Łatwo jest dawać nagrody za osiągnięcia. Jak ktoś już coś zrobi fajnego, to świetnie jest go poklepać po plecach, pozować z nim do zdjęcia. Ale dać szansę komuś, kto nie wiadomo, czy ją wykorzysta? To wymaga zaufania.

Czyli szukasz pieniędzy na coś, co nie istnieje.

Istnieje za to czyjaś opowieść. Zazwyczaj na szczęście fajna, zasługująca na uwagę. Dużo jest w tym wszystkim niewiadomych, ale w końcu memoriał nazywa się "Miej odwagę!''. Więc ja też ją muszę mieć. Wszystko zaczęło się jesienią 2010.

Ile czasu minęło od pomysłu do jego realizacji?

Dwa miesiące. Ze zrobieniem strony, regulaminu, ze znalezieniem grafików i programistów.

Co było najtrudniejsze?

Postawienie strony w internecie. To wydawało mi się prawie niemożliwe. Serio. Jak już strona w końcu stanęła, to trzeba było wymyślić kto nam pomoże finansowo. Wtedy chyba jeszcze byłam w innych stanach świadomości, czyli wciąż w żałobie wszystko wydawało mi się możliwe.

Trudno było znaleźć sponsorów dla pierwszej edycji memoriału?

Wtedy miałam szczęście, bo zgłosił się były sponsor Piotrka, więc dosyć łatwo. Najtrudniej było przy trzeciej edycji, kiedy okazało się, że zgłaszanie projektów się kończy, a my wciąż nie mamy sponsorów. Dramat. Mówiłam, że to taka ważna sprawa dla mnie, że chcę to robić zawsze, a tu nie ma pieniędzy. Miałam nawet taką myśl, że trzeba będzie zamknąć memoriał. To była bardzo nieśmiała myśl, odganiałam ją. Pewnego listopadowego wieczoru w Bordo vis a vis kina Atlantic w Warszawie piłam herbatę z sokiem malinowym, za oknem zacinał deszcz ze śniegiem i opowiedziałam o swoich problemach z Memoriałem koleżance - Ani Wróblewskiej. Następego dnia dostałam od niej esemesa:: zrzucimy się połowie na nagrodę.  Dzięki jej optymizmowi pomyślałam, że robiąc taki program jak memoriał muszę mieć odwagę. Na szczęście się udało, bo w ostatniej chwili partnerem strategicznym  zostało Lotto.

Teraz trwa czwarta edycja. Jak memoriał zmienił się przez te kilka lat?

Spoważniał.

Czyli nuda?

Spoważniał organizacyjnie (śmiech). Regulamin nie składa się już z dziesięciu zdań. Mam nadzieję, że na wszystkie pytania są już odpowiedzi. Zmieniła się strona internetowa. Myślałam o tym ostatnio. Nie jest jeszcze pewnie idealnie, ale jest już porządnie. Te kilka lat było nam potrzebnych, żeby wyklarować  jego ideę, stworzyć ramy. Wydaje mi się, że już mniej więcej wszystko wiemy. Więc memoriał zmienił się bardzo, ale nie zmienili się ludzie, którzy się do niego zgłaszają.

Jakie wyprawy zgłaszały się na początku?

Było bardzo dużo wypraw wspinaczkowych, bo Piotrek właśnie w tym środowisku był przede wszystkim znany. Ale to się zmienia. Pokazaliśmy, że nie nagradzamy wypraw, które są związane wyłącznie ze wspinaczką. Stefan Czarniecki, zwycięzca pierwszej edycji, pojechał do Wenezueli, gdzie pływał kajakiem. Wszedł jeszcze na tepui, ale nie była to wyprawa wspinaczkowa, tylko bardziej kajakowa. Szymon Kowalczyk, który chciał wejść na dach Sahary, nie zrobił tego. Ale jego wyprawa polegała przede wszystkim na logistyce i olbrzymiej odwadze, bo o północnym Czadzie krążą legendy. Tylko, że jak zwykle z opowieściami o niebezpiecznych miejscach bywa, okazało się, że tam się da żyć. I w dodatku zobaczyć coś ciekawego, czego prawie nikt nie zobaczy, bo trzeba się odważyć. Trzecia wyprawa Małgorzaty Kołacz oraz Macieja i Aleksandra Lewandowskich to pomysł, by przejechać dookoła Morza Czarnego i spróbować swoich sił na różnych deskach. Okazało się, że przede wszystkim były to ''deski wodne'', a nie snowboard. Pokazaliśmy, że nie chodzi nam więc o tych, którzy jadą na wyprawy wysokogórskie. Liczy się fajna przygoda.

Dlaczego nie chcecie wypraw górskich? Skojarzenie jest proste - Piotr Morawski, himalaista, pierwszy zimowy Sziszapangmy, czyli memoriał jego imienia powinien promować góry.

Piotrek był najbardziej znany z tego, że się wspina i odnosi sukcesy w Himalajach, ale był też kolarzem. Dużo pływał. Miał bardzo dużo sportowych zainteresowań. Góry wysokie wygrywały, ale żeby tam pojechać, to trzeba się przygotować. Te przygotowania były dla niego niezmiernie ważne. Poza tym wyjazdy w góry wysokie to ogromne koszty i są miejsca, w których można szukać na takie wyprawy środków. Niedawno wszystko było prostsze, bo działał program Polski Himalaizm Zimowy. Teraz oczywiście jest ciężej. Nie jestem pewna, czy w tym roku, po tych wszystkich doświadczeniach, jest warto w to wchodzić. Może warto pokazywać, że można się realizować na wiele innych sposobów?

Ale jednak nie laureatem drugiej edycji memoriału został Szymon Kowalczyk, który w południowym Czadzie usłyszał, że z północy nie wróci z głową.

Wyprawa do Wenezueli też wyglądała na niebezpieczną, bo Wenezuela była, przynajmniej jeszcze wtedy, mało znana. I nawet sobie tak pomyślałam w tym roku: staramy się promować bezpieczeństwo, tak mówimy o sobie, a wychodzi na to, że nasi laureaci jeżdżą w miejsca, gdzie może im się coś stać.. Ale spójrz, wszystko kończy się dobrze.

Będziecie bardziej się asekurować w tej i kolejnych edycjach?

Nie. Chciałabym tego uniknąć. Nie chcę oczywiście, żeby zaczęto mówić: namawiacie ludzi do niebezpiecznych rzeczy. Uważam, że świat jest do zdobycia i do odkrycia. Trzeba być tylko na to dobrze przygotowanym. Uczestnicy memoriału muszą mieć świadomość miejsca, do którego chcą trafić. Zebrać o nim porządną dokumentację. Wiedzieć, co robią. Bez odrobiny niebezpieczeństwa, robienia rzeczy nietuzinkowych, nie ma przygody. I tak myślących ludzi szukamy. Nieszczęścia mogą zdarzyć się wszędzie, oczywiście w pewnych sytuacjach zagrożenie jest większe. Ale gdy jesteś odpowiedzialny, to wszystko powinno być ok. Dziś mamy jasny przekaz w mediach: świat jest niebezpieczny, więc lepiej nie wychodzić z domu. Myślę, że dużo młodych ludzi z tego korzysta. Oglądają telewizję, żyją w internecie. Nie znają realnego świata. Świat bywa niebezpieczny, ale warto do niego wyjść. I nasi laureaci to pokazują, że można pojechać w niebezpieczne miejsca. Wystarczy myśleć trzeźwo i mieć odrobinę szczęścia.

Spróbujmy uściślić - memoriał jest dla odkrywców czy ludzi, którzy chcą wyczyny sportowego?

Bardziej dla podróżników. Zgłaszają się oczywiście wyczynowcy, ale oni często mają już swoich sponsorów. Jesteśmy oczywiście dla nich otwarci, ale promujemy podróżników. Zresztą, żeby być podróżnikiem to musisz być wysportowany, więc zdarza się, że to idzie w parze. Ale przede wszystkim liczy się chęć zwiedzenia świata. Wyczynowi sportowcy mają swoje struktury, w których mogą szukać pieniędzy. A podróżnicy nie. Wypełniamy niszę dla ludzi, którzy od państwa na swoją pasję pieniędzy nie dostaną.

Padło słowo młodzież - czy to memoriał tylko dla ludzi młodych?

Ale poprawiłam się i dodałam, że chodzi o początkujących podróżników. Memoriał jest dla ludzi, którzy mają pomysł. Często to idzie w parze, bo to właśnie młodzi na ogół maja najwięcej pomysłów i chcą odkrywać świat. Zgłaszają się do nas również ludzie po pięćdziesiątce. Trochę tak zbudowane jest życie - dużo niepokoju jest w młodych, ale też w starszych, którzy już coś w życiu zrobili, ale może nie to, na co tak naprawdę mieli ochotę. Teraz chcieliby to zmienić, ale nie bardzo wiedzą jak. Wreszcie dorośli do tego, żeby coś zmienić. Coś w nich kiełkuje. A może zawsze kiełkowało, ale dopiero teraz, kiedy są  starszy, to masz odwagę o tym powiedzieć?

Myślisz, że tutaj chodzi o dorastanie? Czy odwaga nie kojarzy się raczej z brawurą?

U młodych, to może częściej jest brawura. Ale u starszych to dorastanie do odwagi. Jak byłam młodsza, to pojechanie na weekend autostopem do Barcelony wydawało mi się rzeczą jak najbardziej w moim zasięgu.

Teraz już tak nie jest?

Jest. Tylko, że mam dwóch synów, więc logistyka jest trudniejsza, bo trzeba złapać duże samochody.

Co będzie w tym roku popularne w memoriale? Masz jakąś radę dla zgłaszających? Co trzeba zrobić, żeby wygrać?

Preferujemy małe wyprawy. Czasami np. zgłaszają nam się drużyny harcerskie. 20 osób. Albo kluby podróżnika. My najchętniej widzimy u nas małe zespoły do trzech osób. Wyprawy powinny zacząć się w 2014 roku i niech będą  oryginalne.

Jak zinterpretować oryginalność? To przecież względne.

Nietuzinkowość.

Czyli wyprawa na biegun, w góry wysokie albo nurkowanie do wnętrza ziemi?

Chodzi też o realność. Łatwo jest napisać sobie projekt wyprawy na K2, ale organizacja i wykonalność takiego przedsięwzięcia to już inna sprawa. W tym roku rozszerzyliśmy formularz do zgłaszania wypraw. Trzeba opisać dokładnie cały budżet. Chcemy pokazać ludziom, jak się taki projekt konstruuje. Łatwo jest napisać: chcę 500 tys. zł. Ale po co ci te pół miliona, skoro chcesz pojechać rowerem dookoła Morza Śródziemnego? No, ale może jednak warto, bo będziesz przez pewien czas niesiony w lektyce. Więc napisz to, przekonaj nas do tego. Chcemy uczyć ludzi realnego spojrzenia na podróżowanie. Marzenia są ważne, ale trzeba na nie trzeźwo patrzeć. Chcemy sprawdzać, czy są w stanie to zaplanować. Żyjemy tu i teraz, trzeba mieć kontakt z rzeczywistością.

Jak odbywa się wybieranie? I jak weryfikujecie najlepsze propozycje?

Głosowanie odbywa się w internecie. 20 wypraw, które dostaną najwięcej głosów, jest oceniane przez kapitułę. Ja biorę pod uwagę przede wszystkim realność wykonania. Często w internecie najwięcej głosów dostają wyprawy nierealne. A my chcemy ostatecznie wybrać wyprawę, która jest przygodą, innym sposobem na życie. Chociaż jej uczestniczy są nawet dość zwyczajni. Przynajmniej na razie (śmiech). Wybór nie jest oczywiście prosty, bo członków kapituły jest coraz więcej. Nauką jest też np. wyprawa Szymona Kowalczyka w góry Tibesti. Na miejscu okazało się, że miał za mało pieniędzy. Źle przewidział budżet. Ale chce tam wrócić, zebrał doświadczenia i teraz już wie, jak to zrobić. I oto nam chodzi.

Co by nagrodził Piotrek?

Tych, którzy mają odwagę. I nie myślę, że wcale tych, którzy chcą jeździć w góry. Bo te góry, to go trochę zaskoczyły. Miał być profesorem chemii. W górach po prostu mu dobrze szło. To, co było w Piotrku fajne, to fakt, że był bardzo otwarty. Mało oceniał innych. Raczej doceniał ich, jeśli chcieli coś w swoim życiu przełamać i zrobić coś niekonwencjonalnego. Myślę, że memoriał by mu się spodobał. Mam taką nadzieję.

A jaką wyprawę ty byś zgłosiła?

Ja to bym chciała pojechać do Peru. Zawsze wydawało mi się, że jest na to czas i że kiedyś pojedziemy. A teraz znowu myślę, że jest na to czas... I właśnie ten czas jest problemem, bo jak już jechać, to przynajmniej na miesiąc. A drugie marzenie, to mieć przynajmniej dwa miesiące, wziąć moich chłopaków i pojechać do Australii. Objechać cały kontynent. Nurkować z delfinami i z rekinami. Przejść przez pustynię. Zobaczyć kangury. I wejść na Górę Kościuszki. A niech tam, będziemy się męczyć.

Tyle?

Coś ty. Potem jeszcze bym chciała przejechać Stany Zjednoczone z jednego wybrzeża na drugie. A potem pojechać do Kanady i przejechać się koleją transkanadyjską. A potem...

Rozmowa ze zwycięzcą III edycji memoriału. ''Nie jedź do Tibesti, zabiją cię tam'' >>

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.