Morski zaśpiew, czyli o szantach i pieśniach dawnych żaglowców

"Mawiano kiedyś, że prawdziwy żeglarz nie brał liny do ręki bez pieśni". W czasach kiedy ludzkie mięśnie były jedynym źródłem umożliwiającym pracę na żaglowcach śpiew odgrywał znaczącą rolę. Śpiewano, by wyznaczyć rytm pracy na żaglowcu, by przekląć twardą służbę, czy też by uprzyjemnić sobie czas morskiej podróży. Utwory, które rozbrzmiewały na pokładzie to właśnie szanty.

Jakie są Twoje ulubione szanty? Podziel się na Facebooku

Rozkwit tego gatunku muzycznego nastąpił w drugiej połowie XIX wieku. Były to czasy kliprów herbacianych, żeglugi wokół Przylądka Horn, statków pocztowych. Morze stało się pomostem umożliwiającym wymianę handlową pomiędzy krajami. Ponadto, z przyczyn ekonomicznych żaglowce tego okresu były coraz większe, natomiast załogi malały, a ilość ciężkiej, fizycznej pracy pozostawała niezmieniona. To właśnie wtedy szanta towarzyszyła żeglarzom podczas pracy wykonywanej na pokładzie, a szantymen "zaczął być wart dziesięciu ludzi przy linie".

Stan Hugill (1906-1992), ostatni szantymen w brytyjskiej flocieStan Hugill (1906-1992), ostatni szantymen w brytyjskiej flocie Fot.: Stanhugill.com

Kim był szantymen

Na dawnych żaglowcach szantymen był osobą, która przewodziła pracy na pokładzie intonując odpowiednią szantę. Początkowo szantymen otrzymywał nawet wyższe wynagrodzenie niż marynarze i nie pracował tak ciężko, jak pozostali członkowie załogi. Z czasem jednak specjalna funkcja szantymena zanikła i człowiek ten pracował jak wszyscy, a jego dodatkowym zadaniem było śpiewanie. Od szantymena nie wymagano wyjątkowych umiejętności wokalnych, ani umiejętności gry na instrumencie, choć było to cenione. Jednak, bardziej od talentów muzycznych załoga ceniła sobie umiejętność kierowania ludźmi, a także doświadczenie żeglarskie.

 

Szantymen, jak nikt inny znał cały takielunek żaglowca. Ważny był również mocny, donośny głos, ponieważ załoga musiała słyszeć szantymena nawet podczas sztormu i wichury. Ponadto, ceniono sobie umiejętność improwizacji i poczucie humoru. Szantymen to także charyzmatyczny gawędziarz, który swoimi barwnymi opowieściami potrafił zaciekawić każdego żeglarza. Dzięki temu umiał utrzymać dobry nastrój w załodze nawet podczas ciężkich dni. Jednym z najpopularniejszych szantymenów był Stan Hugill (1906-1992), japonista z wykształcenia, malalrz-marynista. Służył na "Garthpool", ostatnim brytyjskim komercyjnym statku żaglowym, który rozbił się 11 listopada 1929 w pobliżu wysp Cape Verde.

Na czym grano szanty

Oprócz szant i popisów wokalnych na dawnych żaglowcach brzmiała również muzyka instrumentalna. Marynarze grający na różnych instrumentach tworzyli orkiestry morskie umilając tym samym czas pozostałym członkom załogi. Takie kapele urozmaicały monotonię marynarskiego życia, a także krzepiły morale. W takich orkiestrach można było usłyszeć banjo, kobzę i mandolinę, którym towarzyszyły gwoździe i zastawa stołowa. Jednak, najbardziej popularnymi instrumentami muzycznymi na pokładach dawnych żaglowców były kości, drumla, flażolet i koncertina.

Zespół szantowy SąsiedziZespół szantowy Sąsiedzi Fot.: Shanties.pl

Kości to jeden z najstarszych instrumentów perkusyjnych świata. W dawnych czasach były to prawdziwe kości foki, czy wieloryba, odpowiednio przycięte i wymodelowane. Z kolei drumla to prosty instrument szarpany, który służył jako akompaniament do szybkich melodii. Natomiast flażolet to podłużny, wąski i krótki flet. Zrobiony był ze stali lub brązu, zakończony ustnikiem z kości słoniowej. Flażolet pozwalał wydobywać tony ubogie harmonicznie, w brzmieniu podobne do fletu. Wierną towarzyszką marynarskiego życia była koncertina, odmiana harmonijki ręcznej. Bez niej trudno było sobie wyobrazić długi rejs. Był to mały instrument o sześciokątnym kształcie, który wynaleziono w pierwszej połowie XIX wieku. Z biegiem czasu podstawowymi instrumentami, bez których nie odbywa się żaden koncert szantowy stały się: harmonijka ustna i oczywiście gitara.

 

Jakie utwory śpiewano

Praca na pokładzie miała swój charakter, rytm, tempo i nastrój. Z tego względu, podczas zajęć wykonywanych przez żeglarzy rozbrzmiewały różne rodzaje pieśni. Jedne szanty były śpiewane przy rwaniu kotwicy, inne podczas wciągania żagli krótkimi szarpnięciami lin, inne podczas mozolnej pracy przy pompach, lub podczas załadunku towarów. Dlatego też wyróżnia się takie szanty jak np.: fałowe, kabestanowe, kotwiczne, pompowe. Co więcej, utwory te dzielą się na pieśni początku podróży i pieśni powrotu.

Szanty fałowe

Jednym z najbardziej popularnych rodzajów szant śpiewanych na pokładzie żaglowca były szanty fałowe. Ich popularność wynika z faktu, że stawianie żagli było najczęstszym zajęciem wykonywanym na żaglowcach. Marynarze wybierali liny w czasie partii chóralnej, a kiedy szantymen śpiewał swoją solową część - odpoczywali. Zależnie od długości metrum partii chóralnej w szancie na długie pociągnięcia liny żeglarze wybierali fał raz, dwa, bądź więcej razy w refrenie.

 

Inną czynnością, która wymagała dużego nakładu pracy żeglarzy było refowanie żagli, czyli zmniejszanie ich powierzchni. Zajęcie to nierzadko wiązało się z pobytem na rejach, a więc wspinaczką wzdłuż masztów, co wymagało siły i energii. Przy tak wyczerpującej pracy szanty były niezbędnym elementem, który pomagał zsynchronizować pracę żeglarzy. Szantymen intonował wówczas pieśni, które trwały około dwie, trzy zwrotki. Tyle zazwyczaj wystarczało do zakończenia pracy. Natomiast jeśli refowanie trwało dłużej, szantymen improwizował.

Pieśni kubryku

Kolejnym gatunkiem pieśni morza, o którym warto wspomnieć są pieśni kubryku. W odróżnieniu od pieśni pracy utwory te są spokojniejsze, charakteryzują się wolną linią melodyczną, są utrzymane w melancholijnym tonie, mogą mieć również formę ballady. Pieśni te mówią o tęsknocie za morzem. Śpiewa się w nich o żaglowcach, o falach, sztormach, życiu na morzu, o morskich tragediach. Szanty te powstawały głównie na lądzie, podczas postoju w portach, kiedy to marynarze, aby przeżyć zatrudniali się do pracy w miastach.

 

Być może nostalgiczny charakter tych utworów wynika właśnie z faktu, że tworzyli je marynarze znużeni lądową codziennością, stęsknieni za przygodami, które czekają ich na morzu. W odróżnieniu od pieśni pracy, w pieśniach kubryku występował akompaniament instrumentów muzycznych. Melodię wygrywano głównie na koncertinach, okarynach lub skrzypcach. Z biegiem czasu zaczęto przygrywać także na banjo, mandolinach, gitarach i oczywiście harmonijkach. Natomiast perkusją było wszystko na czym dało się rytmicznie hałasować - czajnik z kambuza, wiadro, puszki po konserwach. Taka właśnie była muzyka czasu wolnego.

Pieśni marynarki wojennej

Warto również wspomnieć o muzyce morza jaką stanowią pieśni marynarki wojennej. W utworach tych słychać rozpacz rozdzielenia od najbliższych, strach przed śmiercią, tęsknotę za domem. Ostra dyscyplina, niski żołd i ciężka praca - taki był los marynarza. Pieśni te mówią również o zaszczytach i honorach służby ojczyźnie, o radości zwycięstwa, odzyskaniu zagrabionych terenów. Przykładem morskiej pieśni hymnicznej jest "Morze, nasze morze".

 

Utwór ten został napisany na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. Autorem tekstu jest kpt. Adam Kowalski. Powstanie utworu związane było z budową polskiej floty wojennej. W pieśni tej Morze Bałtyckie stanowi symbol Polski; walka o nie jest walką w imię ojczyzny. W chwili obecnej jest to główny utwór marszowy Orkiestry Reprezentacyjnej Marynarki Wojennej, wykonywany podczas oficjalnych uroczystości oraz na koncertach i pokazach musztry paradnej.

Innym przykładem polskiej pieśni patriotycznej poświęconej Morzu Bałtyckiemu jest "Hymn do Bałtyku". Utwór ten powstał w 1919 roku na cześć odzyskania przez Polskę niepodległości i uzyskania otwartego dostępu do morza. Autorem słów jest Stanisław Rybka-Marius. W pieśni tej Bałtyk jest symbolem wolności, zwycięstwa, a jednocześnie strażnikiem granic ojczyzny. Hymn ten odgrywa ważną rolę w tradycji polskiej Marynarki Wojennej.

Kiedy już żaglowców minął ślad

Polska historia morska jest stosunkowo uboga w porównaniu z krajami, w których kultura marynistyczna jest głęboko zakorzeniona. Wtedy kiedy nacje morskie odkrywały nowe szlaki i lądy penetrując morza i oceany, nie istnieliśmy jako państwo na mapie Europy. Świat wielkich żagli i dziedzictwo kulturowe ludzi morza były nam więc obce. Jeśli śpiewano pieśni o wodzie, to głównie o rzekach i jeziorach, a przede wszystkim o Wiśle. Rozkwit pieśni morza nastąpił w naszym kraju po odzyskaniu niepodległości. Wówczas zachłysnęliśmy się Bałtykiem. W wielu tekstach piosenek zaczęto wychwalać piękno naszego morza i uroki żeglarstwa. Największą chlubą cieszyły się pieśni Szkoły Morskiej bądź Marynarki Wojennej, w których Bałtyk przedstawiono jako ojczyznę Polaków. Z biegiem czasu szantowy zaśpiew stopniowo przenikał do kręgów żeglarskich.

 

Mimo, że dzisiejsza rzeczywistość na morzu to maszyny i elektronika, satelity, dźwigi i windy, w Polsce wciąż kwitnie tradycja pieśni morskiej wyniesiona z dawnych żaglowców. Prawdopodobnie w żadnym gatunku muzycznym o podłożu ludowym nie ma takiej mnogości wątków i nastrojów, rozmaitości motywów, rytmów, brzmień, jak właśnie w naszych szantach. Choć współczesny żaglowiec bardzo często przypomina luksusowy hotel, to z kubryku wciąż dobiega gwar głosów śpiewających "Hej, me Bałtyckie Morze".

Artykuł na podstawie książki Marka Szurawskiego "Szanty i szantymeni: Ludzie i pieśni dawnego pokładu", Fundacja Żeglarstwa, Sportu i Turystyki "HALS", Karków 1999

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.