Selma zbliża się do Morza Rossa. Dziewięć dużych gór lodowych

- Około 14-ej zwraca uwagę narastający hałas. To, co początkowo identyfikujemy jako "pracującą maszynerię jakiegoś dużego okrętu", okazuje się sporą górą lodową. Była wielka, ale musimy pozostawić sobie jakieś stopniowanie na następne dni i na Morze Rossa. Przez tą górę ocean przelewał fale spadające na powrót kaskadami do wody - informują uczestnicy wyprawy SELMA-ANTARKTYDA-WYTRWAŁOŚĆ.

Członkowie Selmy zmierzają ku Morzu Rossa. Więcej o tej wyjątkowej wyprawie przeczytasz tutaj >>

A poniżej świeży raport z pokładu Selmy:

"Powoli lecz nieuchronnie zbliżamy się do granicy paku lodowego antarktycznego Morza Rossa. Spadająca nadal temperatura  i pojawiające się przed południem pierwsze, niewielkie lodowe growlery przypominają nam o tym fakcie.

Około 14-ej zwraca uwagę narastający hałas. To, co początkowo identyfikujemy jako "pracującą maszynerię jakiegoś dużego okrętu", okazuje się sporą górą lodową. Była wielka, ale musimy pozostawić sobie jakieś stopniowanie na następne dni i na Morze Rossa. Przez tą górę ocean przelewał fale spadające na powrót kaskadami do wody. Hałas rzeczywiście przypominał pomruki pracujących maszyn czy basującego silnika.

Obecnie trzymamy wachty trzyosobowe w systemie - sternik za kołem, oko (człowiek odpowiedzialny za lustrowanie wody w poszukiwaniu wszelkich przeszkód) i jeden żeglarz w gotowości do zadań na pokładzie. Zmiany co pół godziny, rotacja - sternik schodzi na oko, oko przechodzi do gotowości, a wypoczęty członek tej wachty wchodzi za stery. Krótkie zmiany zapewniają świeżość i czujność całego zespołu. Stosujemy rotację: co dwie godziny jedna z tych osób kończy służbę, a zaczyna następna spoza trzech wymienionych. Nowa siła wzmacnia witalnościowo i towarzysko wachtę.

Pierwsza góra zlokalizowana o 14:20 to dopiero początek. Około 18:40 wiatr "siadł" prawie kompletnie. Na tyle mocno, że zwyczajem starożytnych żeglarzy, zrzuciliśmy żagle i stanęliśmy. Od 19:12 postój. I wtedy wokoło nas naliczyliśmy 9 dużych gór lodowych. Fotografowie przeprowadzili sesję.

Na kolacji troszkę nami rzucało, ale w końcu jesteśmy w "bezludnych sześćdziesiątkach" na Oceanie Południowym, a nie w marinie na Mazurach (z olbrzymią sympatią i szacunkiem do Mazur!).

Na pokładzie zaistniało jeszcze jedno ważne wydarzenie: Leon zadebiutował dzisiaj jako fryzjer. Zaczął z ''wysokiego c''. Pierwszym klientem był nasz Pierwszy po Bogu - kapitan Piotr. Z efektu (patrz fotografia) był raczej zadowolony, bo przy kolacji zażądał dokładki zupy dla Leona - "za dobrą robotę".

fot. P. Kuźniar

Dziękujemy za sms-y. Są dużym wsparciem. Pozdrawiamy Czytelników naszych relacji - z rozbujanej leniwie Selmy, Jacek, Wifi, Kris, Piotrek, Tomek, Duszan, Krzysiek, Luby, Leon, Damian i Artur.

Copyright © Agora SA