Dla wielu możliwość wchodzenia na nartach po stoku (dzięki tzw. fokom - paskom podklejanym na ślizgach, które zapobiegają zsuwaniu się nart - i butom narciarskim, które mają ruchomą cholewkę), to szansa na odkrywanie gór wolnych od tłumów. To możliwość zdobywania zaśnieżonych przełęczy i szczytów oraz zjazdów nieprzetartymi szlakami. To dreszcz emocji, gdy trzeba pokonać lawiniaste śnieżne pola czy strome żleby.
Skituring ma też swoją sportową twarz. Wytrenowani zawodnicy - uzbrojeni w ultra leki sprzęt, gdzie buty, narty wiązania i kaski, ważące co najwyżej łącznie trzy kilogramy -potrafią wbiec pod górę w tempie kolejki linowej. Zdejmują foki jadąc, a na wąskich niczym ołówki nartkach szusują po stromych, nieprzygotowanych stokach z szybkością nieosiągalną dla wielu amatorów.
Od lat rozgrywane są w tej dyscyplinie mistrzostwa świata i Europy, prym wiodą tu Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Szwajcarzy i Austriacy, ale pojawiają się też Czesi, Niemcy i Polacy, a ostatnio głównie Polki - Anna Figura została właśnie mistrzynią Europy. Co raz głośniej mówi się, że narciarstwo wysokogórskie chce wejść do rodziny olimpijskiej. Niezależnie jednak od tego, czy tak się stanie, czy nie, kultowymi zawodami w tej dyscyplinie pozostaną francuskie Pierra Menta (w tym roku już 27. raz odbędą się między 15 a 18 marca), trzydniowe alpejskie zmagania skiturowców.
Tylko trochę mniej popularne są o 10 lat młodsze wyścigi Sella Ronda Skimaraton, rozgrywane na trasie turystycznej Sellaronda. Dla tych, co nie wiedzą, pod tą nazwą kryje się narciarska karuzela. Dzięki układowi tras i wyciągów, startując z dowolnego punktu, można objechać dookoła piękny masyw Sella, zwieńczony ponad trzytysięcznym szczytem Piz Boe. Latem jest to centrum turystyczne z kilkunastoma wspinaczkowymi ferratami, i pięknymi górskimi szlakami, a zimą ogromny teren pozwalający dzięki jednemu karnetowi - dolomitisuperski - i setkom wyciągów szusować po ponad 250 km tras.
Centrum i zwieńczeniem tego narciarskiego raju jest właśnie Sellaronda, łącząca tak znane kurorty jak: Val Gardena, Corvara (w tym roku tu przy Via Collalt 36 zagościło biuro zawodów), Colfosco, czy Arabba. Zwyczajowo, co roku, kolejne z miast jest gospodarzem startu i mety. Jednak niezależnie od poziomu organizacyjnego zaangażowania, dla każdego z nich, wieczór, gdy gości choćby tylko przelotem peleton narciarzy, jest wielkim świętem i turystyczną atrakcją.
Zawody ruszają o godz. 18 i odbywają się w nocy. Na tym polega jedno z szaleństw imprezy. Narciarze szusują po trasach oświetlając drogę jedynie lampkami na kaskach i jeśli pogoda sprzyja, blaskiem księżyca odbitego od śnieżnych połaci. Druga trudność też wynika z czasu rozgrywania zawodów. Skoro 42-kilometrową trasę pokonuje się w nocy i prowadzi ona nie tylko przez miasteczka, ale i wysokie przełęcze, to temperatura często potrafi spaść mocno poniżej zera. Sam w ubiegłym roku widziałem, jak zawodnicy na punktach kontrolnych, gdzie zmienia się sprzęt dopinając foki, polewali skiturowe wiązania gorącą herbatą, bo nie można ich było otworzyć.
Zawodnicy - wiek ponad 21 lat - walczą głównie o honor i tytuł, bo nagrody nie są wygórowane. W tym roku to 15 tysięcy euro do podziału na 20 pierwszych par męskich i pięć kobiecych. Par, bo tylko tak można wystartować w tych zawodach. (mieszane pary uwzględniane są w męskiej klasyfikacji). Liczy się czas zespołu i jeśli team nie jest wyrównany, to często widać jak mocniejszy holuje na lince słabszego. Musi, bo zgodnie z przepisami nie może go zostawić na więcej niż 20 metrów.
Z każdą przełęczą i każdą mijaną miejscowością peleton rozciąga się. Już w połowie trasy różnica między pierwszymi i ostatnimi dochodzi do dwóch godzin. Ale warto pomarznąć bo obserwowanie tych ostatnich jest równie fascynujące jak pierwszych.
Czołówka wpada na kolejne punkty (tzw. przepinki) nie okazując zmęczenia. Zawodnicy operują sprzętem w sposób perfekcyjny. Ruchy są zautomatyzowane, dopracowane na treningach do perfekcji. Na przełęczach potrafią ściągać foki jeszcze podczas jazdy, chować je za pazuchy obcisłych kombinezonów (foki muszą być ciepłe, by dobrze kleiły). Jadąc dopinają też piętę wiązania i usztywniają jednym zatrzaskiem but, by zmienić go z biegowego w zjazdowy. Oczywiście każdy narciarz przyzwyczajony do sztywnych ciężkich "imadeł" na stopach , gdy pierwszy raz założy skiturowe buty ma wrażenie, że zdecydował się na zjazd w kapciach.
W dolinach operacja sprzętowa jest odwrotna. Tu nartę trzeba zdjąć, by dokleić fokę do ślizgu, trzeba też odpiąć cholewkę buta i uwolnić tył wiązania. To wszystko w kilkadziesiąt sekund, by jak najmniej czasu stracić. I biegiem pod górę. Czasem przewyższenie wynosi i 2000 metrów. I tak kilka razy podczas jednego wyścigu.
Dodatkowe 1000 euro można zdobyć bijąc rekord trasy. Choć trudno to sobie nawet wyobrazić. Bowiem w 2008 roku włoski duet Giacomelli Guido i Lunger Hansjoerg uzyskali czas 3 godz. 15 min. 7 sek!. Każdy, kto pokonał Sellarondę w dzień, na nartach zjazdowych, wie, że jest trudno osiągnąć taki wynik nawet z pomocą wyciągów i w świetle dnia.
Gdy po jednej trzeciej stawki bój nie toczy się o czas i miejsca, a o to, by zmieścić się w limicie i dobiec. Tu z każdym oglądanym zawodnikiem podziwiamy co raz bardziej nie kunszt i wytrenowanie, a zaciętość, determinację i odporność gatunku ludzkiego. Zwykli amatorzy walczą z czasem, sprzętem i przede wszystkim organizmem. Wystawione na mróz mięśnie odmawiają posłuszeństwa i nie godzą się na kolejny podbieg. Zmrożone twarze zastygają w grymasie bólu. Często widać dramat, gdy słabszy podtrzymywany jest na nogach tylko błagalnym wzrokiem silniejszego partnera, który stara się zmusić kolegę do jeszcze jednego wysiłku.
Na każdym punkcie kontrolnym sędziowie wycofują tych, którzy przekroczyli limit czasu. W Arabbie, gdzie w ubiegłym roku wypadła połowa, widziałem, jak ci twardzi mężczyźni płakali, gdy sędzia wycofywał ich z trasy za przekroczenie limitu. Tu na końcu peletonu widać jak sensownym jest pomysł, by startować w parach. Inaczej dnia następnego można by szukać tych, którzy nie wytrzymali i nikt nawet nie zauważył, że nie ma ich już na trasie.
Z każdym rokiem rośnie liczba Polskich zespołów, w tym zgłosiło się ich pięć. My w off.sport.pl trzymamy kciuki za dwójkę krakusów z zespołu Dynafita, a na co dzień dyrektorów firmy Salewa Polska. Dzięki obecności na trasie dziennikarza Sport.pl, będziemy niemal na żywo relacjonować przebieg piątkowych zawodów i start Polaków. Dla tych co ferie spędzają w Dolomitach - trasa i orientacyjne godziny przybycia:
18.00 - Start z Corvary 18.30 - 19.00 - przełęcz Campolongo (na każdą przełęcz można wjechać autem) 18.40 - 19.20 - przybycie na Bec de Roces 18.45 - 19.30 - peleton w Arabbie 19.25 - 20.50 - przełęcz Pordoi 19.40 - 21.10 - bieg przez Canazei (tu zawodnicy robią małą pętlę w mieście) 20.00 - 21.30 - Lupo Bianco 20.25 - 22.15 - przełęcz Sella - trasa biegnie obok schroniska Salei 20.35 - 22.40 - przybycie do Selva Val Gardena 21.10 - 24.00 - przełęcz Gardena obok wyciagu Dantercepies 21.15 - 0.30 - finisz w Corvarze
Gdy cześć będzie jeszcze na trasie, o godz. 23 odbędzie się ceremonia wręczenia nagród, ten okrutny obyczaj to konsekwencja wyścigu, który gromadzi zawodowców i amatorów. Gdy jedni wykąpani z czekami i pucharami w nagrodę bawią się w najlepsze, drudzy jeszcze walczą o życie na trasie. To koszt, ale taki wspólny start z mistrzami daje - prócz świadomości różnic - radość wspólnego wyścigu.