Aleksander Doba rusza w kolejną wyprawę. "Czas na północny Atlantyk"

- Dzieci odchowane, zobowiązań coraz mniej, bo przecież nie przynoszę już krajowi dochodów. Czuję się młodo, mam dużo energii, więc dlaczego mam udawać starego i siedzieć w domu? - pyta Aleksander Doba. W maju rusza na kolejną wyprawę kajakarską.

Aleksander Doba, emerytowany inżynier z Polic, jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem dwa razy Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent, używając wyłącznie siły własny rąk. W 2011 roku na trasie Senegal - Brazylia oraz w 2014 roku na trasie Lizbona - Floryda. W 2015 roku został wybrany najlepszym podróżnikiem świata przez National Geographic. W maju tego roku Doba planuje kolejną wyprawę transatlantycką na trasie Nowy Jork - Lizbona. We wrześniu skończy 70 lat.

Taka wyprawa wiele kosztuje. Trwa zbiórka pieniędzy, dzięki którym Polak zakupi potrzebne do podróży rzeczy.

Pomóż Olkowi przepłynąć Atlantyk - zbiórka na polakpotrafi.pl>>

Dominik Szczepański: Nosi cię?

Aleksander Doba : Ktoś spytał mnie ostatnio, jak mogę tyle czasu wytrzymać samotnie w tak małym kajaku. Odpowiedź jest trochę przewrotna: dlaczego miałbym nie wytrzymać? Mam możliwości i umiejętności, żeby zrobić coś ciekawego. Taka wyprawa to duża i trudna sprawa, ale jest w zasięgu mojej ręki. Może jest kilka osób na świecie, a może nie ma nikogo, kto mógłby się tego podjąć.

To daje ci poczucie wyjątkowości?

- Czuję olbrzymią frajdę, że mogę realnie planować coś, co dla innych wydaje się niemożliwe.

To trochę...

- Egoistyczne. Robić coś, co dla innych jest niedostępne. Zgadzam się. Ale to nie jest tak, że próbuję udowodnić swoją wyższość. Nic z tych rzeczy. Chęć udowodnienia czegoś za wszelką cenę jest groźna. Ja nie muszę popisywać się ani przed sobą ani przed innymi. Naprawdę bardzo cenię życie.

Kończysz w tym roku 70 lat, a wyprawa przez północny Atlantyk ma być trudniejsza od poprzednich. Czujesz się na siłach?

- Kiedy ludzie dowiedzieli się o tej ekspedycji, zacząłem dostawać e-maile pełne obaw. Jeden z nich brzmiał tak: "Panie Aleksandrze, pan jest dobrem narodowym, troszczymy się o pana. Niech pan już nigdzie nie płynie". Wkurzyłem się. Powinienem siedzieć i odcinać kupony? Do śmierci chodzić w wieńcu laurowym? To był list otwarty. Trafił m.in. do mojej żony. Odpowiedziałem: "Szanowny panie, proszę nie wchodzić z butami w moje życie". Przeprosił.

Nie jestem okazem zdrowia, ale czuję się dobrze. Mam dobry kajak, którym Atlantyk przepłynąłem dwukrotnie. Mam też wsparcie od różnych ludzi, którzy pomagają mi w organizacji wyprawy.

Dlaczego akurat północny Atlantyk?

- Ten plan w głowie miałem od dawna. Już przy pierwszej transatlantyckiej wyprawie planowałem wrócić kajakiem przez północną część oceanu z Ameryki Północnej do Europy. Teraz przyszedł dobry czas, żeby spróbować. Ruszam w maju z Nowego Jorku, będę starał się płynąć wzdłuż równoleżnika i wylądować w Lizbonie.

Jaka jest charakterystyka północnego Atlantyku?

- Woda jest zimniejsza. W poprzedniej wyprawie zaliczyłem osiem sztormów, najdłuższy trzymał mnie trzy doby. Na północnym Atlantyku prawdopodobieństwo wystąpienia sztormu jest większe. Opinie o dużych falach w tamtej części oceanu są różne. Niektórzy mówią, że nie sposób tego kajakiem przepłynąć. Inni dają mi nadzieję. Chcę przerobić kajak tak, żeby przetrwać.

 

Co zmienisz w kajaku?

- Chcę zabrać rzeczy, których ostatnio mi brakowało. Nie kupiłem kilku rzeczy, bo zabrakło mi pieniędzy. W tym roku chcę ze sobą zabrać radio UKF, dzięki któremu będę mógł się komunikować z przepływającymi statkami. Kolejna rzecz, niby drobiazg, ale istotny - ostatnio nie miałem zewnętrznej anteny do telefonu satelitarnego. W kabinie zasięgu nie było. Na zewnątrz musiałem bardzo uważać, żeby woda nie dostała się do urządzeń. Telefon włączałem więc rzadko i na krótko, tylko wtedy, gdy pogoda była dobra.

Popełniłem też błąd. Nie poinformowałem wszystkich o tym, jak to z telefonami jest. Poprzez nieporozumienie miałem przerwę w łączności 47 dób. Teraz wszystko dokładnie wytłumaczę.

Podczas ostatniej wyprawy straciłeś w kajaku pałąki. Właściciel kajaka Andrzej Armiński mówił, że dzięki nim kajaka nie da się przewrócić. Zamontujesz nowe pałąki?

- Nie mam zamiaru ich odtwarzać. Zostały zniszczone ku mojej radości. Przeszkadzały mi w sterowaniu kajakiem.

Ale co z bezpieczeństwem?

- Po ułamaniu pałąków zaliczyłem jeszcze trzy sztormy i uważam, że kajak miał wtedy większą stateczność poprzeczną niż wcześniej. Trudniej było go przewrócić, bo wiatr nie miał w co wiać.

A jeśli trafisz na mocny sztorm i kajak się przewróci? Będziesz w stanie go obrócić do normalnej pozycji?

- W poniedziałek robiliśmy próby na Jeziorze Dąbie. Obciążyliśmy go od środka tak, żeby ważył mniej więcej tyle, ile podczas wyprawy, czyli jakieś 750 kilogramów. Opuściliśmy go na haku do jeziora dnem do góry. Kajak wstał, ale wydaje mi się, że test nie był do końca wiarygodny. Proces mogły zakłócić dwie naprężone linki podłączone do wyciągarki. Muszę przeanalizować nagranie z tych testów. Na pewno wszystko dokładnie sprawdzę. Chcę też zwiększyć stateczność kajaka i na końcu miecza zamontować żelazną bulbę, która w tym pomoże.

Do wyprawy zostały ci dwa miesiące. Zdążysz wszystko przygotować?

- Pamiętam, jak kiedyś pewien mądry podróżnik powiedział, że ani razu, na żadną wyprawę nie przygotował się na 100 proc. Zawsze w końcówce brakuje czasu. Jestem teraz pośrodku przed wyprawowego kotła. Wiele rzeczy jeszcze trzeba załatwić. Ale mnie to nie przeraża, to radosny rozgardiasz.

Spróbujesz przepłynąć Atlantyk po raz trzeci. To pożegnanie z tym oceanem?

- Każda kolejną wyprawę traktuję, jak wyprawę życia. Myślę tylko o niej. Co będzie później? Zobaczymy. Staram się, żeby każda wyprawa była trudniejsza. Niektórzy mówią mi, że przekraczam swoje granice. Ale ja tego nie robię, bo gdybym je przekroczył, to już bym zginął. Zbliżam się do granicy moich możliwości. Fizycznych i psychicznych, bo taka wyprawa bardzo obciąża głowę.

A ciało? Kilka miesięcy temu zaczął boleć się bark. Ręka dla kajakarza - rzecz arcyważna.

- W lipcu podrzuciłem wnuczkę i coś mi strzeliło. Trochę to zaleczyłem, ale wciąż czuję ból. Muszę załatwić jeszcze tyle rzeczy, że nie mam czasu na porządną rehabilitację, ale myślę, że nie przeszkodzi mi to bardzo w wiosłowaniu. Nie jest źle.

Ile potrwa twoja wyprawa?

- W tej części Atlantyku nie ma Trójkąta Bermudzkiego, z którego podczas ostatniej wyprawy nie mogłem wypłynąć przez kilka tygodni z powodu przeciwnych wiatrów. Myślę, że pójdzie szybciej, że nie będzie to już prawie pół roku, tylko 3-4 miesiące. Po drodze będę miał Wyspy Azorskie, czyli plan awaryjnego lądowania jest. Będę płynął na południe od linii żeglugowej. Niedaleko będzie więc wiele statków. To ważne, gdybym potrzebował pomocy. No chyba, że pęknie mi wyrostek, to wtedy pomoc nie zdąży.

To, że kończysz 70 lat coś zmienia w twoim życiu?

- Pewnie! Wpadłem na taki pomysł. A gdybym tak dopłynął na moje urodziny? 70 lat kończę 9 września 2016 roku. Może spróbowałbym zrobić wyprawę na 102? Wypłynąć 31 maja i po 102 dobach dobić do celu. Właśnie 9 września.

Ja ciebie poważnie pytam, a ty żartujesz.

- Ale o co ty mnie właściwie pytasz?

70 lat. Poważna sprawa, kolejny etap w życiu. Przynajmniej na papierze to jakiś symbol. Ma to dla ciebie jakieś znaczenie?

- Nie bardzo, bo to przecież nie stało się nagle. Codziennie jestem starszy. Nie patrzę ciągle w kalendarz. Wiek mnie nie przeraża. Trzeba spojrzeć na ważniejszą rzecz, odpowiedzieć sobie na pytanie: jak ja się czuję? Jak byłem młody, to nie liczyłem, że dożyję siedemdziesiątki. A teraz jestem już blisko i do starości mam jeszcze daleko. Na ciało nie narzekam, a myśli wciąż mam młode.

Poza tym, mój wiek ma pewien przywilej.

Jaki?

- Skoro społeczeństwo odbiera mnie jako starego człowieka, to chyba nie trzeba się mną tak przejmować?

Na Facebooku w zakładce "praca i wykształcenie" wpisałeś: Zakłady Chemiczne ''Police'' kiedyś; teraz emeryt - pasożyt społeczeństwa.

- No właśnie. Dzieci odchowane, z wiekiem zobowiązań coraz mniej, bo przecież nie przynoszę już krajowi dochodów, a jeszcze żyję. Czuję się młodo, mam dużo energii, więc dlaczego mam udawać starego i siedzieć w domu?

Ta energia bierze się z wypraw?

- Myślę, że tak. Wyprawa zaczyna się wiele miesięcy przed wypłynięciem. To długotrwała motywacja, pretekst, żeby być długo aktywnym. Kiedy coś mi się psuje - w kajaku czy w życiu - to nie narzekam. Zapoznaję się z problemem i próbuję go załatwić. Pozytywnie. Nie biadolić, poddawać się, tylko działać. Taka podstawa mnie napędza. Jak się uda zrobić coś fajnego, to energii jest jeszcze więcej. Tak to działa.

"Na oceanie nie ma ciszy''. Książka o przygodach Aleksandra Doby >>

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.