Nie żyje Dean Potter. Ostatni lot czarnoksiężnika z Yosemite

Tacy jak on rodzą się raz na kilkadziesiąt lat. Uczą się fachu, stają się najlepsi, a potem wyznaczają nowe ramy. Dean Potter przez całe życie chciał latać. Zaczął jako wspinacz, a potem robił wszystko, by upadek zamienić w lot. W tym celu wymyślił nawet nowe dyscypliny sportu. Zginął w sobotę. Miał 43 lata.

Przez całe życie sobie utrudniał. Pokonał trudną ścianę? Kolejny raz zrobił to szybciej. Szybciej się nie da? To na żywca, czyli bez zabezpieczenia. Bez zabezpieczenia, ale za nisko? No to wyżej, ale ze spadochronem na plecach, tak na wszelki wypadek. Setki metrów nad ziemią wieszał taśmę i chodził po niej, często bez asekuracji. Szukał kolejnych rzeczy, których nikt wcześniej nie próbował.

Jedną z jego pasji były skoki spadochronowe ze skalnych urwisk i loty w specjalnym kombinezonie wingsuit. Czasem zabierał ze sobą nawet swojego ukochanego psa, Whispera.

 

- Dean chce szokować ludzi, wyrywać ich z rutyny i uprzedzeń, sprawić, żeby znów poczuli dzikość świata - opowiadała kilka lat temu dziennikarka ''Alpinist", Katie Ives.

Ostatni lot

Być może nie trafił w wyrwę w grani, tylko roztrzaskał się na skale. To pierwsza teoria tłumacząca sobotni wypadek. Kombinezon wingsuit sprawia, że maleje pionowa prędkość spadania, ale rośnie pozioma. W ciągu kilku sekund rozpędzasz się do setki, dwieście kilometrów na godzinę też nie jest problemem. Na koniec odpalasz spadochron i szybujesz do miejsca, gdzie nie ma akurat strażników parku - loty wingsuit i skoki BASE (czyli z różnych miejsc, np. urwisk skalnych) są w Yosemite zakazane.

Dean Potter i Graham Hunt skoczyli z Taft Point, punktu widokowego, z którego widać całe piękno doliny w sobotę wieczorem. Gdy o 21:00 nie dawali znaku życia, zawiadomiono władze parku. W niedzielę rano szukała ich ponad setka osób. W końcu, wypatrzono dwa ciała z helikoptera. Spadochrony nie zostały otwarte.

- Kochaliśmy go, bo byliśmy pewni, że 99,9 proc. z nas nie byłoby w stanie zrobić czegoś tak dzikiego, jak Dean. Od nagiej skały, przez czarodziejstwo w chodzeniu na taśmie, do lotów - Potter był wizjonerem w tak wielu dziedzinach - wspomina go Conrad Anker, amerykański alpinista.

Włóczęga...

O tym, że Dean prawie codziennie łamał prawo, matka dowiedziała się dopiero, jak był w liceum. Słyszała wprawdzie, że próbuje się wspinać, ale myślała, że jej syn ogranicza się do małych skał obok domu w New Boston (New Hampshire, USA). On tymczasem zakradał się do garażu ojca, gdzie matka trzymała sznurki na pranie. Majstrował z nich linę i wraz z kolegą maszerował w kierunku pobliskich granitowych klifów.

Przez myśl jej zresztą nie przeszło, że 16-letni Dean mógłby się tam wspinać, bo wzgórze Joe English to teren sił powietrznych USA. W czasie II wojny światowej to tam ćwiczyły amerykańskie myśliwce i bombowce.

Potter po latach przyznał, że rodzice spacerowali w pobliżu, a później w domu nawet opowiadali, że wiedzieli kogoś wspinającego się po tych skałach. - Opisywali jak był ubrany i okazywało się, że dokładnie jak ja. Ale ja zawsze mówiłem coś w stylu: nie ma mowy, to nie ja - śmiał się Potter.

Wyprowadził się z domu zanim skończył 20 lat. Od początku lat 90. błąkał się po USA. Mieszkał byle gdzie - u znajomych, w lesie, w jaskini. Pracował dorywczo i trenował. - Nie sądzę, by był wtedy świadomy, jak szybko robi postępy - mówił Charles Bentley, który wspinał się z Potterem w 1991 roku.

Najczęściej spał jednak w okolicy Parku Narodowego Yosemite, co roku odwiedzanego przez miliony turystów. Włóczęga w Yosemite nie był niczym nowym. Od kilkudziesięciu lat płaskie, granitowe ściany najwyższej jakości przyciągały wspinaczy, którzy często osiedlali się na terenie parku. Ściany El Capitana, monolitu górującego nad doliną, były nadziemnym domem dla kilku pokoleń Amerykanów. Wśród nich nie brakowało obłąkanych, byli tacy, którzy wspinali się pod wpływem trawki i LSD.

...jest bosy bije rekordy

Potter zaszokował czymś innym. W 1998 roku ogłosił wszem i wobec, że nie podoba mu się niszczenie skał i osadzanie w nich punktów asekuracyjnych. W zamian zaproponował wspinaczkę bez asekuracji. Jak powiedział, tak zrobił. Powtórzył "na żywca" kilka trudnych dróg i, co lepiej, wytyczył nowe. Bił rekordy prędkości. Co wcześniej robiono w 20 godzin, on robił w cztery.

W 1999 roku jako pierwszy w ciągu doby pokonał dwie wielkie ściany Yosemite - El Capitana i Half Dome. Często wspinał się na bosaka. - Moje stopy przypominają kopyta. Szoruję je wielką szczotką włosianą, taką, jakiej używa się do szorowania sierści konia. A w zimie chodzę na bosaka, żeby je wzmocnić - opowiadał Potter. Pod koniec lat 90. był już gwiazdą Yosemite i zainteresowali się nim sponsorzy.

Na taśmie

Moonwalk from Reel Water Productions on Vimeo .

- Pierwszy raz Dean zetknął się ze slacklinem w 1993 roku. Przeszedł wtedy całą 13-metrową taśmę. Do końca dnia nauczył się zawracać. Później, kiedy ogłosił, że swoje osiągnięcia zawdzięcza slackline'owi, wspinacze zaczęli włączać taśmę do swojego treningu - opowiada Chuck "Chongo" Tucker, jeden z jego mentorów.

Potter szybko przerzucił się na dłuższe taśmy, wieszał je coraz wyżej. Próbował przejść bez asekuracji, aż w końcu wymyślił, że wystarczy założyć na plecy spadochron.

Latać - to było jego największe marzenie. Jako dziecko śnił o unoszeniu się w powietrzu, jednak zawsze towarzyszyła mu obawa, że spadnie i zginie. - A teraz jak spadam, to lecę. Śmierć zamieniłem w lot.

Zobacz wideo

Medytacja i szaleństwo

Patent ze spadochronem wykorzystywał również do wspinaczki. FreeBASE, bo tak nazwał kombinację wspinaczki bez asekuracji i skoku spadochronowego. W 2008 roku wspiął się na legendarną północną ścianę Eigeru (3970 m.n.p.m.). Nie użył liny, na plecach miał tylko spadochron.

Pod Eigerem spędził w ciągu dwóch sezonów 40 dni. Czekał na dobrą pogodę. Rozstawił namiot pod wiszącą skałą, tuż obok miejsca, w którym rozpoczynała się droga. Pił wodę, która kapała z góry. Kap, kap i po dwóch godzinach butelka była pełna. - Walczyłem ze zwątpieniem. Momentami byłem bliski szaleństwa, ale też zrozumienia sensu życia. Dużo medytowałem - opowiadał potem .

 

Na Eiger wrócił rok później, by skoczyć ze szczytu w kombinezonie wingsuit. Lot trwał prawie trzy minuty. - Fascynuje mnie ten stany "pomiędzy", koncentruję się na pustce. W zimie byłem na El Capitanie i światło było idealne. Gdy spadasz 1000 metrów to widzisz jak wyglądają prądy powietrzne, przyglądasz się strukturze powietrza.

W ostatnich latach kombinował, jakby tu skoczyć w kombinezonie wingsuit i wylądować bez spadochronu.

Korzystałem z archiwalnych tekstów The New York Times, Outside Online, Climbing i National Geographic.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.