Wczoraj Grzegorz i Andrzej Bargielowie wyruszyli na atak szczytowy. O świcie dotarli do obozu numer II (6900m.n.p.m) gdzie przebrali się w kombinezony i ruszyli po szczyt omijając obóz numer III. Atak przebiegał planowo aż do 06:30 naszego czasu, kiedy nastąpiło załamanie pogody. Silny wiatr i opady śniegu zmusiły do odwrotu wszystkie wyprawy zdobywające Sziszapangme. Zawrócił również towarzysz Andrzeja - jego brat Grzegorz. Młody Zakopiańczyk został na polu bitwy sam. Pozostało mu 200 metrów do szczytu. Andrzej postanowił przeczekać załamanie pogody. Kiedy wiatr ustał ruszył do ataku. Torując sobie drogę w śniegu sięgającym jego wzrostu po kilkugodzinnej heroicznej walce osiągnął cel. O 13:12 czasu lokalnego, Andrzej Bargiel jako pierwszy Polak w historii samotnie zdobył na nartach skitourowych wierzchołek centralny (8013m.n.p.m) góry Sziszapangma.
O godzinie 10:00 naszego czasu Andrzej zjechał do trzeciego obozu. Warto pokreślić że wyjście z obozu trzeciego na szczyt zajęło 8 godzin, zjazd 34 minuty! Obecnie kontynuuje zjazd do drugiego obozu gdzie spotka się z Grzegorzem oraz Darkiem Załuskim i wspólnie przemieszczą się w dolne partie gór gdzie czeka na nich fotograf Marcin Kin.
Zdobycie szczytu nie miałoby miejsca gdyby nie pomoc firm, które uwierzyły w wyprawę Shishapangma Ski Challenge. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.
Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com, fanpage'u ( https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts ) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR'ową akcji dba firma JoyRide.
We wtorek Grzegorz i Andrzej Bargielowie wyruszyli na atak szczytowy. O świcie dotarli do obozu numer II (6900m.n.p.m) gdzie przebrali się w kombinezony i ruszyli po szczyt omijając obóz numer III. Atak przebiegał planowo aż do 06:30 naszego czasu, kiedy nastąpiło załamanie pogody. Silny wiatr i opady śniegu zmusiły do odwrotu wszystkie wyprawy zdobywające Sziszapangme. Zawrócił również towarzysz Andrzeja - jego brat Grzegorz. Młody Zakopiańczyk został na polu bitwy sam. Pozostało mu 200 metrów do szczytu. Andrzej postanowił przeczekać załamanie pogody. Kiedy wiatr ustał ruszył do ataku. Torując sobie drogę w śniegu sięgającym jego wzrostu po kilkugodzinnej heroicznej walce osiągnął cel. O 13:12 czasu lokalnego, Andrzej Bargiel jako pierwszy Polak w historii samotnie zdobył na nartach skitourowych wierzchołek centralny (8013m.n.p.m) góry Sziszapangma.
O godzinie 10:00 naszego czasu Andrzej zjechał do trzeciego obozu. Warto pokreślić że wyjście z obozu trzeciego na szczyt zajęło 8 godzin, zjazd 34 minuty! Obecnie kontynuuje zjazd do drugiego obozu gdzie spotka się z Grzegorzem oraz Darkiem Załuskim i wspólnie przemieszczą się w dolne partie gór gdzie czeka na nich fotograf Marcin Kin.
Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com oraz fanpage'u na Facebooku .
''Shishapangma Ski Challenge 2013''
To wyprawa rozpoczynająca projekt ''Hic sunt leones'' (z łac. tu są lwy - ten termin służył do oznaczania terenów niezdobytych), wielki narciarski plan Andrzeja Bargiela, który chce zjechać z najwyższych szczytów Ziemi. 25-latek to trzykrotny mistrz Polski w skialpinizmie, rekordzista biegu na Elbrus z 2010 roku, na nartach jeździ od dziecka. Rok temu był członkiem kierowanej przez Artura Hajzera wyprawy PZA na Lhotse. Celem Bargiela było pobicie rekordu w szybkości wejścia na szczyt. Próbę przerwały trudne warunki, ale młody wspinacz spodobał się szefowi Polskiego Himalaizmu Zimowego.
- Moc Jędrka wszyscy znamy - w połączeniu z umiejętnościami technicznymi, doświadczeniem, dojrzałą odpornością psychiczną może ona dać efekt piorunujący. W związku z tym myślę, że Jędrek ma szansę na dokonanie w przyszłości ważnych rzeczy w górach wysokich - mówił Artur Hajzer, który w tym roku zginął tragicznie podczas wspinaczki.
Sam Bargiel jednak bardziej czuł się narciarzem niż himalaistą
- Nie odnajdywałem się do końca w himalajskiej wspinaczce. Narty sprawiają mi większą satysfakcję, więc starałem się zrobić coś swojego - mówił nam Bargiel tuż przed wylotem w Himalaje.
I stało się. Pojechał na Sziszapangmę, dokonać tego, czego nie zrobił dotąd żaden Polak - zjechać ze szczytu ośmiotysięcznika. Był z nim jego brat Grzegorz, ratownik TOPR, przewodnik górski i skiturowiec. Zawrócił jednak do obozu. Dokumentacją zajęli się Dariusz Załuski - himalaista i reżyser oraz Marcin Kin, fotograf sportów ekstremalnych. W prototypowe kombinezony wyposażyła Bargielów firma Pajak, która zamierza stworzyć pierwszą linię ubrań dla narciarzy himalajskich.
Wyprawa prawie przerwana
Niewiele brakowało, a wyprawa skończyłaby się kilkanaście dni temu. 20 września Andrzej Bargiel nie czuł się najlepiej. Przez dwa dni siedział w bazie i nic nie jadł. Dopadła go grypa. 21 września spróbował wyjść w górę, w kierunku reszty ekspedycji. Podczas przekraczania lodowcowego potoku jeden z kijków zablokował się pośród skał i szarpnął do tyłu ciałem Bargiela. Andrzej upadł, a bark wypadł mu ze stawu. Dookoła nie było nikogo, kto mógłby udzielić mu pomocy. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Włożył turystyczny kijek pod ramię i szarpnął. Sam nastawił sobie uszkodzony staw.
- Wiedziałem, że czas działa na moją niekorzyść. Mój trener mówił zawsze, że czym wcześniej staw wróci do swojego prawidłowego położenia, to uszkodzenia są mniejsze, a przede wszystkim mięśnie do czasu około minuty, nie spinają się zbyt mocno i są w miarę rozluźnione. Nie było czasu na myślenie. Widziałem już jak to się robi w szpitalu. Podłożyłem kijek pod pachę a zdrową ręką złapałem za zgięta w ramieniu, uszkodzoną rękę. Szarpnąłem w dół rotując na zewnątrz. Po kosmicznym wręcz bólu, odczułem niesamowitą ulgę. Po niespełna minucie, bark był już na swoim miejscu - opowiada Bargiel
Niejasne dane
Trudno oszacować ile prób zjazdu na nartach z Sziszapangmy zakończyło się powodzeniem. Nie ma dokładnych danych na ten temat. Najbardziej sprawdzonym źródłem informacji w himalajskim świecie jest baza Elizabeth Hawley, byłej korespondentki Reutera, która od wielu lat przepytuje wszystkie ekipy przyjeżdżające do Katmandu. Skupia się jednak przede wszystkim na wejściach na szczyty, a czy zejście odbyło się w normalny sposób, czy na nartach - to już jej tak bardzo nie interesuje.
Nieoficjalna lista zjazdów na nartach z Sziszapangmy zawiera kilkanaście nazwisk, jednak w kilku przypadkach nie ma pewności, czy zjazd odbył się z samego wierzchołka. Jest na niej Jerzy Kukuczka.
Skąd tak właściwie zjechał Kukuczka?
W 1987 roku Jerzy Kukuczka ruszył po swój czternasty ośmiotysięcznik - brakujący element układanki, Korony Himalajów i Karakorum. Wyprawa była międzynarodowa, a z Polaków pojechali na nią Ryszard Warecki, Wanda Rutkiewicz, Artur Hajzer i lekarz Lech Korniszewski. Hajzer i Kukuczka, którzy wspinali się razem, ostatni biwak rozłożyli w pobliżu 8000 metrów. Kukuczka założył narty i w nich wszedł na szczyt.
- Później napisał, że nie zjechał z niego. Zniósł je na plecach do biwaku, a stamtąd zjechał na plateau. Trudno jednak stwierdzić, czy biwak stał powyżej 8000 metrów czy ciut niżej - opowiada Janusz Kurczab, himalaista, kierownik wypraw i znawca historii alpinizmu.
Sam Bargiel zjazd Kukuczki zna z opowieści Artura Hajzera.
- Nie był to typowo narciarski zjazd. Kukuczka w trudnych momentach wypinał narty. Ja chcę zrobić to zgodnie ze sztuką, za jednym razem - mówi.
Bargiel nie jest jedyną osobą w tym roku, która będzie próbowała zjechać z Sziszapangmy. W tym samym czasie na górze będzie działała niemiecko-holenderska ekspedycja. Jeden z jej członków, Niemiec Frank Felder ma w planach zjazd z wierzchołka.
Warto też wspomnieć o wyprawie Olafa Jarzemskiego na Czo Oju (8201 m), który w 2003 roku zjechał z wierzchołka ośmiotysięcznika na snowboardzie.
Dominik Szczepański, wm